Być jak Kate Blanchett

Odkrycie roku! Podbiła serca trzech milionów Polaków! Jesienią zobaczymy Joannę w nowych odcinkach "Majki". W rozmowie z SHOW zdradza, kogo i za co podziwia.

Joanna Osyda, odtwórczyni roli Majki / fot. Andreas Szilagyi
Joanna Osyda, odtwórczyni roli Majki / fot. Andreas Szilagyi

Ja się cieszę, że czasem zdarzają się awarie prądu. Dzięki temu masz teraz dwie godziny wolne i tylko dlatego udało nam się porozmawiać. Wiesz, że jesteś wyzwaniem dla dziennikarzy?
- Pierwsze słyszę. Dlaczego?

Niezmiernie trudno umówić się z tobą na nawet najkrótszy wywiad.
- To dlatego, że praca na planie zajmuje mi kilkanaście godzin dziennie, a jak mam wolną chwilę, wsiadam w pociąg i jadę do Łodzi, do szkoły.

Profesorowie kręcili nosem, że grasz w serialu?
- Przeciwnie. Profesorowie przez cały rok poświęcali mi czas, choć są osobami bardzo zajętymi. Jestem im za to wdzięczna. Gdyby nie decyzje Ewy Mirowskiej i Wojciecha Malajkata, opiekunów roku, nie mogłabym grać w "Majce".

Zazdrościsz znajomym, którzy właśnie teraz pakują plecaki i wyruszają w wymarzone podróże? A ty nadal w pracy, na planie.
- Nie można mieć wszystkiego. Teraz jestem skoncentrowana na tym, by nikogo nie zawieść i od roku jakoś sobie radzę. Niczego jeszcze nie zawaliłam. Nie wyrzucili mnie ani z pracy, ani ze szkoły. Nie jest źle.

Zaliczyłaś w terminie sesję egzaminacyjną?
- Zaliczyłam. Nie korzystałam z indywidualnych terminów. Zdawałam egzaminy razem z kolegami z roku, bo nie chciałam być jakoś specjalnie traktowana. Muszę jeszcze tylko oddać indeks do dziekanatu.

Zdarzały ci się chwile słabości na planie?
- Nie było na to czasu. Podczas zdjęć wszystko jest zawsze precyzyjnie zaplanowane. Poza tym to jest praca zespołowa. Nie pozwalałam więc sobie na humory i słabości.

Ale to musiało być wykańczające. Dwanaście godzin dziennie przed kamerą, 60 minut przerwy na obiad, wieczorem nauka tekstu do nowych scen. Rano taksówka i znów zdjęcia...
- I tak dalej, i tak dalej. Czasem tekst zmieniał się już na planie i też trzeba było ogarnąć sytuację. Ale w stosunku do siebie jestem bardzo krytyczna. Nie potrafię wystawiać sobie laurek tylko za to, że wykonuję pracę, której się ode mnie oczekuje.

Piszą o tobie: "Zdolniejsza od Julii Kamińskiej", "Milsza od Kasi Maciąg". Czerwienisz się?
- Trudno mi się do tych opinii ustosunkować. Oczywiście, miło słyszeć komplementy, ale takie porównania nie mają większego sensu.

A słyszałaś, że niektórzy mówią o tobie nawet "polska Audrey Hepburn"?
- Oooo, do niej to mi bardzo daleko.

Których aktorów najbardziej podziwiasz?
- Marion Cotillard oraz Cate Blanchett. Ich możliwości aktorskie są nieskończone. Obie potrafią zmieniać się nie do poznania i zagrać wszystko.

Po zakończeniu zdjęć do "Majki" Joanna Osyda wraca do szkoły / fot. A. Szilagyi
MWMedia

Jak sobie radziłaś z dzieckiem na planie?
- Chyba mogę powiedzieć, że świetnie (śmiech). Kiedy na planie pojawia się dziecko, natychmiast zmienia się atmosfera. Wszyscy muszą wyciszyć się, opanować emocje. Tak naprawdę z dzieckiem na planie pracuje się o wiele lepiej. Poza tym Basia - bo tak ma na imię nasza mała aktorka - w każdej chwili może wykonać coś niespodziewanego. A ja uwielbiam wszelką improwizację. Czuję, że znalazłyśmy naprawdę świetne porozumienie. Mam nadzieję, że widać to na ekranie.

Miałaś wcześniej do czynienia z dziećmi?
- Nie. Ale uwielbiam je.

Porozmawiajmy o mężczyznach. Polubiłaś Tomka Ciachorowskiego, swojego serialowego partnera? Dobrze się wam pracuje?
- Nie znaliśmy się wcześniej. Spotkaliśmy się dopiero na ostatnim, decydującym castingu. Tomek to bardzo konkretny, przyjemny człowiek. Świetnie się nam razem pracuje.

A wspólna praca z twoim chłopakiem, Wacławem Mikłaszewskim, na planie "Majki" pomaga czy przeszkadza w miłości?
- Nie mamy wspólnych scen w serialu (śmiech).

Kiedyś powiedziałaś, że znalazłaś ideał.
- Te słowa są tytułem jednego z wywiadów. To nie była moja wypowiedź, przypisano mi ją.

Dlaczego nie chcesz mówić o miłości?
- Bo mnie osobiście kompletnie nie interesuje, kto z kim jest i dlaczego.

Jak sobie radzisz z popularnością?
- Pamiętam, jak na ulicach zawisły olbrzymie billboardy z moją twarzą. Na Dworcu Centralnym w Warszawie stałam tuż pod jednym z nich. Dookoła widziałam pytające spojrzenia: "Ona czy nie ona?". Pewnego razu jakiś chłopak podszedł i spytał wprost, czy ja to ja. Odpowiedziałam, że nie. Wtedy on do kolegi: "Widzisz, wygrałem" (śmiech). Serialowa popularność sprawia, że na ulicy zagadują mnie również dzieci. Zwykle jest to nawet przyjemne, chyba że trafi się wycieczka szkolna.

Gdzie można cie spotkać w Krakowie?
- Najpewniej na którejś ze ścieżek rowerowych (śmiech). Znalazłam już kilka takich miejsc, w których czuję się dobrze. Ale gdzie, nie zdradzę. Chcę tam nadal być anonimowa.

W październiku ostatecznie kończą się zdjęcia do serialu. Co będzie z tobą po "Majce"?
- Wracam do szkoły, na czwarty rok. Będzie normalnie, jest mi to teraz potrzebne.

A gdyby ci zaproponowano, jak Julii Kamińskiej, udział w "Tańcu z gwiazdami"?
- No nie wiem. Na razie nie dostałam takiej propozycji. Musiałabym się zastanowić.

Marzysz o Hollywood?
- (śmiech). Na razie planuję wrócić na studia. A potem po prostu grać, dobrze pracować. Miejsce nie ma znaczenia. Mam tylko jedno marzenie: nie chcę się zatrzymywać.

Iwona Zgliczyńska

Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów! W sprzedaży od 5 lipca.

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas