Filip Chajzer: Jestem fanem dziadkowych sweterków
Dzięki dwóm głośnym reportażom z imprez modowych, Filip Chajzer z Dzień Dobry TVN stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych dziennikarzy telewizyjnych. Młody redaktor przybliża kulisy powstania tych materiałów i opowiada o spotkaniach z modą w życiu codziennym.
PAP Life: - Skąd wziął się pomysł na reportaż z Warsaw Fashion Weekend, w którym wyśmiałeś blogerów modowych?
Filip Chajzer: - Taki sam numer zrobili amerykańscy reporterzy od Jimmy'ego Kimmela, który prowadzi wieczorny program w telewizji ABC. Dokonali prowokacji podczas wrześniowego tygodnia mody w Nowym Jorku. Moim zdaniem poszli na łatwiznę, bo pytali o kompletnie nieistniejące postaci. Ludzie udawali, że wiedzą, kto to jest i opowiadali różne brednie.
Ty zrobiłeś to trochę inaczej.
- Pomyślałem, że gdybym tak samo zrobił w Polsce, nie byłoby zabawnie. Jeśli pytałbym np. o Gucia Iksińskiego, nie dałoby to żadnego rezultatu. Ludzie nie znaliby go i tyle. Podnieśliśmy więc poprzeczkę. Wykorzystaliśmy "marki" znane z historii - Hansa Klossa, Helmuta Kohla, Johanessa Gutenberga, Schleswig-Holstein i Karela Gotta.
Miały brzmieć niemieckojęzycznie, bo wystawiali się projektanci polscy i szwajcarscy. Wydawało mi się, że to nie wyjdzie, że ludzie nie dadzą się nabrać. Początkowo, byłem przeciwny, żeby robić ten materiał. Tłumaczyłem wydawczyni, że o ile w Stanach ma to sens, bo część ludzi ma braki w wiedzy, to Polacy są za mądrzy, by dać się nabić w butelkę.
Na kolejnej z imprez, tygodniu mody w Łodzi, przymierzałeś różne ubrania. Czy niektóre z nich zabrałeś do domu?
- Dostałem w prezencie legginsy i spodnie z kieszenią. Te legginsy chcę zlicytować na dzieci, bo moim zdaniem nadają się tylko do tego (śmiech). Nim cokolwiek w Łodzi przymierzyłem, zawsze pytałem się, czy to jest dla panów.
Za każdym razem dostawałem twierdzącą odpowiedź. Np. pani od legginsów w arbuzy powiedziała, że dziesięć minut wcześniej było u niej trzech facetów i każdy takie sobie kupił. Najprościej byłoby przebrać się w damskie ciuchy - to najbardziej zabawne, zwłaszcza jeśli zrobi to wielki facet.
Furorę na fashion weeku zrobił twój dwurzędowy sweter z szalowym kołnierzem.
- Jak szykowałem się na wyjazd do Łodzi, spojrzałem na zawartość swojej szafy i nie miałem pomysłu, w co się ubrać. Nie bywałem na modowych imprezach, ani tam, gdzie są ścianki i pozujące gwiazdy.
Wybrałem moim zdaniem najlepszy sweter, jaki miałem. W galerii handlowej po przecenie kosztował 59 zł. Później czytałem w komentarzach: "Ale Filip im pojechał. No i ten dowcip ze swetrem". Nie wiedzieli, że z tym swetrem to było naprawdę (śmiech).
Jak ubierasz się na co dzień?
- Najczęściej noszę w różnych konfiguracjach albo sweter, albo koszulę, albo kamizelkę. Przyznam, że jestem fanem dziadkowych sweterków, takich zapinanych z przodu. Model, jaki lubię, nosił m.in. starszy pan z reklamy cukierków Werther's Original.
Jakie są twoje zwyczaje zakupowe?
- Zakupy robię sam. Chodzę do sklepów z przystępnymi cenami. Nie lubię przepłacać. Kupuję zazwyczaj na promocjach, najlepiej jak dają trzecią sztukę gratis. Nie potrzebuję też reklamowania swoją osobą firmy, która ma jakiś znaczek.
Kiedyś, gdy byłem młodszy, wydawało mi się, że znaczek i marka świadczą o człowieku. Zostało mi jeszcze kilka rzeczy z tamtych czasów. Teraz trochę się ich wstydzę, wolę je nosić na działce.
Twoim znakiem charakterystycznym jest bujna czupryna.
- Takie włosy mam po ojcu. Są strasznie sztywne. Muszę z nimi jakoś żyć. Kiedyś miałem krótszą fryzurę. Wyglądałem w niej jak kompletny idiota. Najprościej mi codzienne rano nałożyć piankę i uczesać włosy na bok. Trwa do 20 sekund.
Rozmawiał Andrzej Grabarczuk