Gerard z "Sanatorium miłości" po dramatycznej walce z koronawirusem wraca do zdrowia
80-letni Gerard Makosz, znany z "Sanatorium miłość" stoczył ciężką batalię z koronawirusem, ale już wraca do zdrowia. Przyznaje, że to, że kurował się w domu pod okiem ukochanej partnerki Iwony, a nie trafił do szpitala, uratowało my życie.
"Wracam powoli do zdrowia. Jestem już odłączony od tlenu. Zaczynam chodzić, wychodzę od wczoraj do ogrodu. Z dnia na dzień będzie chyba coraz lepiej" - mówi PAP Life Gerard Makosz. Gerard odzyskał już węch i smak. Je już normalnie, pije bardzo dużo wzmacniających mikstur na bazie imbiru, miodu czy cytryny, które przygotowuje jego partnerka.
"Ale byłem w bardzo ciężkim stanie. Przez cztery dni miałem tak wysoką gorączkę, że prawie nic nie pamiętam z tego okresu. Po prostu odchodziłem" - relacjonuje. Podczas choroby czuwała nad nimi jego partnerka Iwona Mazurkiewicz, którą poznał w programie telewizyjnym "Sanatorium miłości", kręconym rok temu w Ustroniu. "Opieka Iwonki, a także to, że nie poszedłem do szpitala, uratowało mi życie" - wyznaje. Cenne były też konsultacje z córką Gerarda, która pracuje jako lekarz w Szwajcarii. Emerytowany inżynier górnictwa podłączony był do koncentratora tlenu.
Makosz zaczął się źle czuć trzy tygodnie temu, po powrocie z sanatorium w Polańczyku, gdzie był razem z ukochaną. Najpierw pojawiła się u niego bardzo wysoka gorączka. Mazurkiewicz też zachorowała, ale u niej niedyspozycja trwała tylko dwa dni. Oboje są wciąż na kwarantannie w domu Gerarda w Zabrzu. Zakupy dostarczają im sąsiedzi.
"Tak jak kiedyś powiedziałem, chcę dożyć stu lat. I będę się starać, by tak się stało" - deklaruje Gerard. Wciąż marzy mu się wyprawa na Kilimandżaro. Chciałby też wyprawić przyjęcie z okazji 80. urodzin, które musiał przełożyć z powodu pandemii.
Więcej o życiu popularnej pary seniorów dowiedzieć się można z ich facebookowej strony "Emeryci NIEemeryci", którą uruchomili w połowie sierpnia. Tam znajdziemy filmiki dokumentujące zmagania Gerarda z COVID-19. "Zamieszczając te materiały, chcieliśmy pokazać, że jednak koronawirus jest i może dopaść każdego. Bo bardzo dużo ludzi w niego nie wierzy. Zależało nam też na tym, by pokazać innym, co robić, by wrócić do zdrowia" - podkreśla Makosz.
Zobacz również: