Joanna Racewicz reaguje na słowa Jarosława Kaczyńskiego o „dawaniu w szyję”. Wspomina pracę w TVP
Od kilku dni nie milknie dyskusja dotycząca kontrowersyjnych słów Jarosława Kaczyńskiego o „dawaniu w szyję”. Prezes Prawa i Sprawiedliwości podczas spotkania z sympatykami swojej partii w Ełku zaznaczył, że niski wskaźnik dzietności jest konsekwencją nadużywania alkoholu przez młode kobiety. Po tych słowach w mediach i social mediach zawrzało. Kulawą i krzywdzącą argumentację Jarosława Kaczyńskiego postanowiła skomentować także Joanna Racewicz. Dziennikarka opowiedziała o bolesnych wydarzeniach z przeszłości.
Jarosław Kaczyński w ogniu krytyki
Jarosław Kaczyński w minioną sobotę spotkał się z wyborcami w Ełku. Prezes PiS poruszył między innymi temat niskiego wskaźnika dzietności w Polsce. Podkreślił, że to wina "w wielkiej mierze czynników kulturowych", a dokładnie tego, że młode Polki "dają w szyję", a więc piją zbyt dużo alkoholu.
"Jeżeli utrzyma się taki stan, że do 25. roku życia dziewczęta, młode kobiety, piją tyle samo, co ich rówieśnicy, to dzieci nie będzie. (...) Pamiętajcie, że mężczyzna, żeby popaść w alkoholizm to musi pić nadmiernie przeciętnie przez 20 lat. Jeden krócej, drugi dłużej, bo to zależy od cech osobniczych, a kobieta tylko dwa".
Słowa prezesa partii rządzącej od kilku dni są szeroko komentowane w mediach społecznościowych. Sprzeciwili się im politycy, między innymi: Urszula Pasławska, Kamila Gasiuk-Pihowicz, Donald Tusk, Krzysztof Śmiszek czy Adrian Zandberg. Głos w sprawie "dawania w szyję" zabrały także polskie gwiazdy. Justyna Nagłowska, Monika Olejnik, Beata Sadowska, Ewa Chodakowska, Anna Lewandowska czy Kinga Rusin jednogłośnie uznały argumentację Jarosława Kaczyńskiego za niesprawiedliwą i nieczułą.
Zobacz również: Jeszcze raz. Dlaczego Polki nie chcą mieć dzieci?
Joanna Racewicz dosadnie komentuje słowa Jarosława Kaczyńskiego. Mówi o poronieniach
Do grona osób publicznych, które nie zgadzają się z tokiem rozumowania Jarosława Kaczyńskiego dołączyła także Joanna Racewicz. Dziennikarka w obszernym wpisie postanowiła przywołać swoje doświadczenia z młodości. Wspomniała o dwóch poronieniach i nagłym zwolnieniu z Telewizji Publicznej.
"Urodziłam sporo po trzydziestce. Nie, nie dlatego, że "dawałam w szyję", Panie Prezesie. Odwlekałam macierzyństwo ze strachu o przyszłość. Nasze pierwsze dziecko było za słabe, żeby przeżyć. Umarło we mnie. Bywa. Potem chcieliśmy zbudować gniazdo. Dom. Nie oglądaliśmy się na państwo. Byliśmy we dwoje, młodzi. Szczęśliwi" - napisała Racewicz, nawiązując do małżeństwa ze zmarłym w katastrofie smoleńskiej Pawłem Janeczkiem.
Aż przyszedł "pierwszy PIS" i rękami swoich komisarzy wyrzucił mnie z pracy. Uchodziłam za "lewaczkę". Mówiłam: "To trzeci miesiąc ciąży". Nie miało znaczenia. "Nie pasujesz nam". To była umowa o dzieło, a nie etat. Nazywają to: "śmieciówka". Zna Pan? Zero praw. Zero szans na obronę. Drugie dziecko też straciliśmy. "Nie ma powodów medycznych, wygląda na silny stres" - tyle diagnoza.
Zobacz również: Gwiazdy reagują na słowa Jarosława Kaczyńskiego. "Jakie masz prawo wypowiadać się na temat kobiet?"
Joanna Racewicz podkreśliła, że kolejne poronienie bardzo źle wpłynęło na jej kondycję psychiczną. Zaznaczyła, że nie otrzymała wówczas pomocy od osób dowodzących Telewizją Publiczną. Oparciem w trudnych chwilach był dla niej mąż.
"Przyszła depresja. Trzymała w garści latami. Wtedy kiepsko z prokreacją. Czy ktoś z TVP się mną zainteresował? Nie, Panie Prezesie. Za to usta pełne frazesów o polityce prorodzinnej. Bla, bla, bla. Tylko pańska Bratowa poprosiła swojego Męża, Prezydenta, o dłuższy urlop dla szefa ochrony, mojego męża. "Niech się pan zajmie żoną" - usłyszał. Paweł został ze mną w domu. Trzymał za rękę. Powtarzał: "damy radę" - napisała na Instagramie.
Nie można pogardzać kobietami. Nasz gniew potrafi skruszyć trony. Czasem wystarczy iskra