Mira Zimińska: "Gracja kabaretu", która stworzyła "Mazowsze"

Gabriela Kurcz

Opracowanie Gabriela Kurcz

Była wielką gwiazdą dwudziestolecia międzywojennego, "gracją kabaretu", pierwszą polską automobilistką. Przeżyła wojnę, aktywnie wspierała powstańców, pocieszała więźniarki, a scenę umiała sobie znaleźć nawet na Pawiaku. Pod koniec życia przyznawała jednak, że jej największym dokonaniem jest zespół "Mazowsze". Nie wychowała sobie następców, ale wierzyła, że przetrwa i bez niej.

Mira Zimińska była wielką gwiazdą polskiego kabaretu
Mira Zimińska była wielką gwiazdą polskiego kabaretu PIOTR DZIECIOLOWSKIReporter

Mira Zimińska - Sygietyńska, a właściwie Marianna Magdalena Zimińska-Sygietyńska, z domu Burzyńska urodziła się 22 lutego 1901 roku w Płocku. Jej życie od początku nierozerwalnie związane było z teatrem - matka była bileterką i bufetową, a ojciec dekoratorem. Ona sama zadebiutowała na scenie w wieku zaledwie siedmiu lat, wcielając się w rolę dziecka w spektaklu "Ich czworo" Gabrieli Zapolskiej. Debiut ten spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem widzów i włodarzy teatru, więc Mira szybko zaczęła dostawać kolejne role. Następnym krokiem była wyprowadzka do Radomia, gdzie przyszła gwiazda związała się z Teatrem Polskim. Tam wypatrzył ją i zaangażował jeden z właścicieli warszawskiego teatrzyku Qui Pro Quo - jednego z najpopularniejszych polskich kabaretów dwudziestolecia międzywojennego. Mira występowała w nim do 1939 roku i zapracowała sobie na miano jednej z "trzech gracji" polskiego kabaretu, obok Hanki Ordonówny i Zuli Pogorzelskiej. 

Mira Zimińska dość szybko pokochała też wielki ekran. Zadebiutowała jeszcze w epoce kina niemego, występowała głównie w rolach komediowych w takich produkcjach jak np. "Ada to nie wypada", "Papa się żeni" czy "Manewry miłosne". Łącznie zagrała w dziewięciu filmach, choć zazwyczaj nie kreowała w nich głównych ról. Ważniejsze były dla niej występy na scenach poważnych teatrów takich jak np. Teatr Mały Arnolda Szyfmana czy Ateneum Stefana Jaracza. 

Mira Zimińska: Dama i automobilistka z fantazją

Mira Zimińska szybko stała się ulubienicą inteligentów.

Zawsze modnie ubrana, ceniła wyrafinowaną elegancję, uwielbiała również dobre samochody

- pisze Sławomir Koper w książce "Życie artystek w PRL".

Mirę uwielbiali za to sprzedawcy samochodów i w zamian za reklamę, oferowali jej duże upusty. Gwiazda kochała auta z wzajemnością - chętnie brała udział w rajdach samochodowych, które kończyła na zaskakująco wysokich lokatach. Jak pisze Koper, udało się jej nawet raz pokonać samego księcia Eustachego Sanguszkę, wielkiego wielbiciela sportów motorowych.

Mira budziła spore emocje nie tylko wśród widzów i wielbicieli, ale również mężczyzn, z którymi pracowała. Pierwszy raz wyszła za mąż w wieku zaledwie 16 lat, a jej wybrankiem był Jan Grzegorz Zimiński, nauczyciel śpiewu, prowadzący orkiestrę płockiego teatru. Małżeństwo rozpadło się jednak krótko po przeprowadzce do Warszawy, w 1920 roku, choć oficjalny rozwód Mira dostała dopiero trzynaście lat później. Kolejnym mężczyzną w jej życiu, żonatym zresztą, był tajemniczy Wiktor K, z którym podróżowała po świecie i zbierała cenne doświadczenia. Mniej więcej w tym samym czasie w jej domu zaczęli pojawiać się Tuwim, Iwaszkiewicz i Sygietyński. Ten ostatni miał odegrać w przyszłości wyjątkowo ważną rolę w jej prywatnym i zawodowym życiu.

Póki co jednak Zimińska skupiała się na pracy - w latach 1928 - 38 była aktorką dramatyczną i komediową w warszawskich teatrach: Polskim, Ateneum i Kameralnym. W 1934 roku redagowała kolumnę satyryczną "Duby smalone" w "Kurierze Porannym" i wraz ze Stefanem Jaraczem i Karolem Bendą prowadziła Teatr Aktora. Wielką miłością Miry była muzyka. Artystka nagrywała dla Syreny Rekord, Columbii oraz Polskich Nagrań. W 1938 roku występowała z programem estradowym z samym Eugeniuszem Bodo. I wtedy wybuchła wojna.

Opatrywała wojenne rany, śpiewała na Pawiaku

Wojna zastała Mirę w Warszawie, na fotelu fryzjerskim. Artystka zaskakująco szybko pokazała jednak warszawiakom swoją, nieznaną dotąd, budzącą szacunek twarz. Zimińska mocno zaangażowała się bowiem w walkę -  pracowała w szpitalu polowym, pisała podnoszące morale piosenki i ściśle współpracowała z Armią Krajową. Nie bez konsekwencji, bo już na początku lat 40. trafiła na Pawiak.

Pomimo tragicznych warunków nie załamała się, a swoją postawą podtrzymywała na duchu współwięźniarki. Za cichą zgodą nadzorczyń śpiewała przed towarzyszkami niedoli, odgrywała również różne skecze, dając im chwile zapomnienia

- pisze Koper.

Gdy ją uwolniono (walczył o to wspomniany wcześniej Tadeusz Sygietyński) zaczęła występować w tak zwanych jawnych teatrach np. w "Złotym Ulu", mieszczącym się przy Nowym Świecie 19. Pojawiała się również na innych kolaboracyjnych scenach, co jednak w późniejszych latach pomijane było milczeniem. Zapewne dlatego, że Mira przez cały ten trudny czas mocno manifestowała swój patriotyzm, zaangażowała się też w powstanie warszawskie. Zimińska była pielęgniarką w szpitalu, występowała również w Teatrze Frontowym AK.

Występowała dla powstańców i ludności cywilnej, często w bezpośredniej bliskości walk

- czytamy w "Życiu artystek w PRL".

Po upadku powstania trafiła do obozu w Pruszkowie, skąd przeniesiono ją do Tarczyna. Do Warszawy wróciła z Sygietyńskim u boku. Już na zawsze mieli pozostać nierozłączni.

Nie ma Mazowsza bez Miry

Mira wracała powoli do dawnej artystycznej formy, próbując zapomnieć o okrucieństwach wojny, a Sygietyński rozpoczął prace nad projektem, który miał się okazać dziełem ich życia. Na fali triumfu, jaki na wschodzie święciły zespoły folklorystyczne, kompozytor i dyrygent postanowił stworzyć w Polsce podobną grupę, która rozkochałaby Polaków w muzyce ludowej. W 1948 roku powstał Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca "Mazowsze", składający się z młodych ludzi kształconych właściwie od podstaw. Jedną z nauczycielek została również Mira, która zdając sobie sprawę z upływu lat i zmieniających się trendów, postanowiła zakończyć solową karierę estradową.

Mira Zimińska zajęła się na początek sprawami organizacyjnymi - znalazła pałacyk w Karolinie, który stał się siedzibą "Mazowsza", umieściła w nim pierwszą grupę uczniów, załatwiła łóżka i koce od wojska i... stała na straży obyczajów młodzieży. Już po roku tworzący się zespół liczył "blisko setkę dziewcząt i chłopców" (głównie dzieci chłopskie i dzieci robotników), którymi opiekowało się ponad czterdziestu instruktorów i nauczycieli.

Po raz pierwszy "Mazowsze" wystąpiło przed publicznością 6 listopada 1950 roku w Teatrze Polskim w Warszawie. Partyjni i rządowi dygnitarze byli zachwyceni, rozległy się oklaski, publiczność tupała i prosiła o bis. Na drugi dzień w prasie pojawiły się entuzjastyczne recenzje, a zespół... ruszył w trasę po Związku Radzieckim. Mirze odmówiono jednak paszportu - władzy zaczął przeszkadzać jej autorytatywny charakter, przewrotność i fakt, że "wtrącała się praktycznie do wszystkiego". Wątpliwości budził też jej status prawny w zespole i styl pracy - pół dnia spędzała bowiem w łóżku, a życie zaczynało się dla niej wieczorem. Władzom nie podobał się także pociąg Sygietyńskiego do kieliszka, a kilka jego "wyskoków" po alkoholu skończyło się w końcu dla kompozytora... przymusową dymisją.

Mira Zimińska
Mira ZimińskaNarodowe Archiwum Cyfrowedomena publiczna

Mira i Tadeusz nie zamierzali się poddawać i po powrocie do stolicy powołali do życia Zespół Warszawa. W 1954 roku ukazała się pierwsza płyta z ośmioma utworami - oczywiście z miejsca odniosła ogromny sukces.

Nie najlepiej działo się natomiast w "Mazowszu" - władze szybko pożałowały swojej decyzji, bo po odejściu Sygietyńskich zespół zaczął podupadać. Po długich negocjacjach Tadeusz wrócił do pracy, ale zażądał też angażu dla Miry. Już po roku "Mazowsze" wróciło na dobre tory i ruszyło w trasę po Paryżu, która okazała się ogromnym sukcesem. Niestety, szczęście nie trwało długo - Sygietyński cierpiał już wtedy na nowotwór płuc, a że nie potrafił zrezygnować z używek, jego stan bardzo się pogorszył i zmarł w maju 1955 roku. W tym samym roku Zimińska została kierownikiem artystycznym "Mazowsza", a od roku 1957 roku pełniła funkcję dyrektorską.

Gdyby nie Mira nie byłoby Sygietyńskiego ani "Mazowsza"

- powiedział kiedyś poeta i satyryk Marian Hemar i nawet ci, którzy nie chcieli tego przyznać, mieli tego pełną świadomość. Ona sama wielokrotnie przyznawała, że zespół był jej największych dokonaniem w życiu i, choć nie wychowała sobie następców, przetrwa i bez niej.

Mira Zimińska zmarła 26 stycznia 1997 roku w Warszawie i została pochowana u boku męża w Alei Zasłużonych cmentarza Wojskowego na Powązkach, kwatera A24-tuje-11).

Zobacz również: 

Zdanowicz pomiędzy wersami. Odc. 74: Joanna SzulcINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas