Na granicy obłędu...
Jako dziecko została gwiazdą dzięki roli w filmie pełnym przemocy i krwi. Potem grzecznie wróciła do szkoły. Dopiero teraz przekonała się, jak niebezpieczny wybrała zawód...
Żeby wiarygodnie zagrać Ninę Sayers, baletnicę za wszelką cenę dążącą do perfekcji, Natalie zatraciła się w pracy. W trakcie kręcenia zdjęć spędzała osiem godzin dziennie na lekcjach baletu. "Ta dyscyplina, rygor, głód i przenikliwy ból fizyczny pomogły mi wejść w rolę. Pierwszy raz w życiu znalazłam się na granicy obłędu", opowiadała. Choć doznała kontuzji - miała przemieszczenie biodra, ale nie pozwoliła na przerwanie zdjęć.
Do tego doszła ekstremalna dieta. Aktorka praktycznie przestała jeść. Marchewki i migdały to było jej menu przez kilka miesięcy. Reżyser filmu, Darren Aronofsky, był zaniepokojony tempem, w jakim chudła Natalie. "Prosiłem ją, by zaczęła coś jeść, mówiłem, że przesadza, ale nie chciała mnie słuchać" - wyznał. Za to poświęcenie i ciężką pracę została doceniona. Za rolę Niny dostała już nagrodę BAFTA, nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Krytyków Filmowych i Złoty Glob dla najlepszej aktorki.
Natalie nie pierwszy raz znalazła się przez pracę w ekstremalnej sytuacji. Zadebiutowała w wieku dwunastu lat w "Leonie zawodowcu". Portman wcieliła się w wychowanicę płatnego mordercy. Producent początkowo nie zgodził się, by zagrała Mathilde, bo obawiał się, że jest za młoda na tak drastyczną rolę. Reżyser filmu Luc Besson zdołał jednak przekonać wszystkich, że mała Natalie jest zrównoważona i dojrzała jak na swój wiek i poradzi sobie.
Nie mylił się - dziewczynka sprostała roli. Problemy pojawiły się później: "Dostawałam mnóstwo listów od mężczyzn z dziwnymi propozycjami. Od tamtej pory robię wszystko, żeby nie być postrzegana w kategoriach obiektu seksualnego" - tłumaczy Natalie.
"Niestety, nie mam w sobie odrobiny szaleństwa" - mówiła kilka lat temu. Była przeciwniczką popularnej wśród hollywoodzkich aktorów metody Stanisławskiego, polegającej na całkowitym wchodzeniu w graną przez siebie postać. Dlatego sama była zaskoczona tym, jak bardzo wczuła się w rolę baletnicy Niny. "Zanim zagrałam tę postać, dziwiłam się, gdy znajomi aktorzy opowiadali, że rola zawładnęła ich życiem. Nie rozumiałam tego" - mówi Portman.
Nigdy przedtem nie miała też problemu, żeby po zejściu z planu filmowego wrócić do swojego prawdziwego świata. Zawsze potrafiła oddzielać życie zawodowe od pracy. Tym razem zaniedbała znajomych i rodzinę. Zniknęła.
Gdy zakończyły się zdjęcia do "Czarnego Łabędzia", trudno jej było zacząć od nowa normalne życie. "Nie mogłam pozbyć się Niny" - mówi. W powrocie do codzienności znów pomogli niezawodni rodzice, stęsknieni przyjaciele (w Nowym Jorku Natalie ma ich pięćdziesięciu, a w Los Angeles pięciu, i ze wszystkimi jest w stałym kontakcie) oraz poznany na planie filmu tancerz i choreograf Benjamin Millepied, obecnie narzeczony aktorki.
"Fajnie jest znów chodzić w dresie i... wreszcie jeść makaron! Miałam w tym ogromne zaległości" - śmiała się Portman. Kilka miesięcy po zakończeniu zdjęć do filmu Natalie zaszła w ciążę. "Powiedziałam Darrenowi (reżyserowi filmu, przyp. red.): Najpierw zrobiłeś ze mnie chudzinę, a później grubaskę, bo to on przedstawił mi Benjamina" - śmieje się Portman. Ich synek już wiosną przyjdzie na świat. Natalie nigdy nie była tak szczęśliwa.
Joanna Łazarz