Policjant w cywilu
Sting wystąpił 24 września przed 150-tysięczną widownią na torach wyścigów konnych na Służewcu. To był piąty koncert Stinga w Polsce.
Gordon Sumner, bo tak naprawdę nazywa się Sting, jest artystą koncertowym - niemal bez przerwy jest w trasie. Nie funkcjonuje jak większość artystów na zasadzie nowa płyta - trasa promująca. Po prostu gra, wykorzystując rozmaite okazje. Albo i bez okazji.
Szef policji
Świat usłyszał o Stingu w 1979 r., gdy piosenka "Roxanne" zespołu The Police zdobyła czołówki list przebojów. Jej twórcą był właśnie Sting. Potem było już tylko lepiej: "Walking on the Moon" czy "Every Breath You Take" zna chyba każdy.
Wokalista, kompozytor, autor tekstów i gitarzysta zaczynał jako muzyk grający ogony gdzieś w małych klubach. Traf chciał, że na jednym z takich występów zauważył go Stewart Copeland, twórca grupy The Police.
W krótkim czasie osobowość i muzyczne wizje Stinga zdominowały twórczość grupy. Policjanci
grali rocka, ale zupełnie inaczej niż wszyscy w owym czasie - ich dźwięki, nie tracąc rockowego pazura, były wysublimowane, starannie zaaranżowane, nasycone muzycznymi fascynacjami Stinga - jazzem, reagge, bluesem.
Na własny rachunek
Sting w pełni mógł się rozwinąć, gdy grupa przestała istnieć w 1983 r. Dwa lata później wydał pierwszą płytę solową. I to jemu udało się odnieść największy sukces spośród kolegów z The Police, próbujących solowych karier.
Dziś jest muzykiem-instytucją, angażującym się w wiele akcji społecznych, którego płyty rozchodzą się w milionach egzemplarzy. Jest członkiem Rock'n'roll Hall of Fame i milionerem. Ale szczęśliwie dla nas wszystkich sukcesy nie zmieniły go - pozostał skromnym człowiekiem, który przez cały czas robi świetną muzykę.
TOM
Tekst pochodzi z gazety