"Trenujemy ciężko, aby móc zwyciężać"

- Powołanie do reprezentacji Polski było wielkim zaszczytem, marzeniem wszystkich trenujących. Każdy pracował jak najciężej, by móc zagrać dla Polski.

Józefa Ledwig z koleżankami z Reprezentacji
Józefa Ledwig z koleżankami z Reprezentacjimaterialy prasowemateriały prasowe

Pani Józefa urodziła się w Szerzynach, małej wsi w Małopolsce. Jej ojciec pracował jako mistrz kowalski i uczył zawodu, mama natomiast zajmowała się domem.

Ani rodzice ani czwórka rodzeństwa nie podzielała jej sportowych pasji. Na początku sport był zabawą, ale jako 12 latka zapisała się na zajęcia gimnastyczne do katowickiego klubu Ogniwo.

Kiedy okazało się, że zanadto wyrosła i jest za wysoka na gimnastyczkę, postanowiła spróbować swoich sił w lekkoatletyce. Ostatecznie jednak wybór padł na siatkówkę. I dobrze, bo jej dorobek siatkarski jest doprawdy imponujący.

Józefa Ledwig była jedną z najwybitniejszych sportsmenek krakowskiej Wisły, gdzie grała przez 20 lat. Z tym zespołem trzy razy zdobywała tytuł mistrzyni Polski (1967, 1969, 1970), 216-krotnie reprezentowała Polskę, uczestniczyła w igrzyskach olimpijskich w Tokio w 1964 oraz cztery lata później , za każdym razem zdobywając brązowy medal. Z reprezentacją zdobyła także brązowy medal mistrzostw świata (1962) i dwa srebrne medale mistrzostw Europy (w 1963 i 1967).

Józefa Ledwig
Józefa LedwigŁobzowska Studio: Aleksander Karkoszka, Łukasz Licmateriały prasowe

Rozmowa z Józefą Ledwig

Paweł Nowak: Czym jest zwycięstwo?

Józefa Ledwig: - Wielkim sukcesem, wielką radością. Każdy sportowiec cieszy się ze zwycięstwa, bo to jest jego cel. Trenujemy ciężko, aby móc zwyciężać.

I co następuje po zwycięstwie?

- Są chwile radości, ale są też mecze, w których zwyciężamy, a na emocje nie ma po prostu siły. Po spotkaniu z Koreankami na Olimpiadzie w Meksyku, siedziałyśmy w ciszy w szatni. Byłyśmy tak zmęczone, że nie byłyśmy w stanie okazywać radości. Wróciłyśmy w tym spotkaniu z dalekiej podróży, kosztowało nas to bardzo dużo energii. Byłyśmy zmęczone fizycznie, ale w środku ogromnie się cieszyłyśmy, bo na tym spotkaniu zbudowałyśmy nasz dalszy sukces.

Jakie to uczucie zostać dwukrotnym brązowym medalistą olimpijskim? Dodatkowo brązowy medal Mistrzostw Świata i dwa srebrne Mistrzostw Europy.

- Pełna satysfakcja! Dwukrotne Mistrzostwo Europy, brąz na Mistrzostwach Świata, dwukrotnie brąz na Igrzyskach to jest pełna satysfakcja dla mnie, nie wiem jak dla innych sportowców. Jednak wydaje mi się, że każdy cieszyłby się z takiego dorobku medalowego.

Nie brakuje złota?

- Pewnie, że brakuje! Każdy sportowiec walczy o złoto, ale my zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że w tamtym czasie nie miałyśmy żadnych szans z Rosjankami czy Japonkami, one grały w innej lidze. Dlatego cieszymy się z tego, co udało nam się zdobyć.

Od 1962 roku, aż do zakończenia kariery, nie było sezonu bez medalu, czy to w reprezentacji czy klubie. Jest pani taką siatkarską multimedalistką. Które sukcesy wspomina pani szczególnie ciepło?

- Grałam w Wiśle 12 lat i tylko raz byłam poza "pudłem". W innych przypadkach sezon kończyłam z medalem, czy to złoty, srebro czy brąz. Wtedy medali nie dostawaliśmy, ale klub otrzymywał dyplom. Nie ma chyba sukcesu, który wspominam szczególnie. Ciężko trenowałam, jak każda zawodniczka, po to aby pokazać się trenerowi, aby móc zagrać w kadrze. Powołanie do Reprezentacji Polski było wielkim zaszczytem, marzeniem wszystkich trenujących. Każdy pracował jak najciężej, by móc zagrać dla Polski.

Skąd pomysł, aby po złocie z Wisłą w 1967 roku skakać nad palonym kapeluszem trenera?

- Tak było! Trenerem był pan Zbigniew Szpyt i po zdobyciu tytułu, wyszłyśmy przed halę Wisły, podpaliłyśmy kapelusz i zaczęłyśmy nad nim skakać. Trener nie miał nic do gadania, byłyśmy bardzo szczęśliwe i naszymi decyzjami rządziła przede wszystkim spontaniczność.

Była pani wszechstronnie utalentowana, czytałem o przygodach w lekkiej atletyce. Przydało się to chyba w siatkówce, prawda? 

- Na pewno tak, bo jednak treningi, które odbyłam czy to w gimnastyce, czy to jakiejś innej dyscyplinie pomogły mi w ulepszeniu mojego ciała. Na pewno pomogło to później w mojej karierze siatkarskiej, siatkówka wykorzystuje wiele, wiele zdolności, których uczymy się poza treningami siatkarskimi.

Jak dużo potu trzeba wylać, aby móc osiągnąć taki sukces? 

- Bardzo dużo! Przede wszystkim potrzeba ogromnego samozaparcia, silnej woli i trochę talentu. Bez talentu można coś osiągnąć, samą ciężką pracą, ale aby przeskoczyć pewien poziom musi być talent. Jeszcze jeden bardzo ważny aspekt, wyrozumiałość rodziny, męża, my bardzo dużo i ciężko trenowałyśmy, nagrodą były te sukcesy, ale musiałyśmy poświęcić naprawdę wiele.

Po IO w Meksyku większość dziewczyn zrezygnowała z kadry, ale związek nie pozwolił pani tak po prostu odejść. Do Krakowa przyjechała delegacja, której udało się namówić panią na kolejny rok gry. Musiała być pani motorem napędowym tej reprezentacji. 

- Nie wiem jak tam było, ale faktycznie delegacja ze związku przyjechała do mnie i poprosiła, abym została w kadrze jeszcze przez rok. Większość z nas po Olimpiadzie w Meksyku zrezygnowało z gry, bo byłyśmy już starszymi paniami i odzywało się już zdrowie. Jednak tak jak pan wspomniał, przyjechała delegacji i co? Oczywiście, że się zgodziłam, nie potrafiłam odmówić, kadrze się nie odmawia.

Czego uczy sport?

- Bardzo dużo, stałam się innym człowiekiem, nie będę tego rozkładać na czynniki pierwsze. Sport pozwolił mi wyjść z domu, osiągnąć dany status, inaczej zapatrywałam się na życie. A obecnie, dzięki sportowi czuję się dobrze, mimo mojego wieku.

Interesuje się pani teraz cały czas siatkówką? Jak bardzo zmieniła się dyscyplina? 

- Tak, tak oglądam! Interesuję się! Siatkówka bardzo się zmieniła, obecnie siatkówka dużo bardziej mi się podoba. Można pograć, za moich czasów nie można było przełożyć rąk w bloku, tego, tamtego, a teraz można pograć. Ta obecna siatkówka podoba mi się dużo bardziej.

Na pewno czasami ma pani ochotę założyć trampki i wskoczyć na boisko.

- Są takie ciągotki! Jednak są one kwitowane tylko śmiechem, bo już nie te czasy.

Choroba to sport?

- To jest takie połknięcie bakcyla, jak się już połknie to dokłada się wszelkich starań, aby być jak najwyżej, aby wyciągnąć z tego jak najwięcej się da. W trakcie kariery zawsze miałam jakiś cel i do niego parłam. A po zakończeniu, różnie bywa. Oczywiście do tej pory interesuję się sportem, żyje nim, innymi dyscyplinami również, ale ta siatkówka jest jednak na pierwszym miejscu.

materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas