Planujesz urlop w Słowenii? Uważaj na kelnerów, bo zapłaczesz nad rachunkiem
Słowenia to kraj cudów natury, urokliwych miasteczek i otwartych ludzi. Uchodzi za jeden z najdroższych kierunków w tej części Europy, dlatego turyści szukający wakacji nad Adriatykiem częściej wybierają Chorwację lub Czarnogórę. Czy rzeczywiście podróż po Słowenii usuwa pieniądze z portfela niczym soda przypalone resztki z piekarnika? Na co uważać, by nie zapłacić więcej niż powinniśmy?
Spis treści:
Każda noc to dodatkowe 3 euro
Ceny noclegów w Bledzie i Koprze nie należą do najtańszych, ale nie ma w tym nic dziwnego, bo są to miejscowości, które nawet poza sezonem przeżywają turystyczne oblężenie. Drogo jest też w Lublanie — tak to bywa na całym świecie, że miasta stołeczne cierpią na tę przypadłość. Drugim czynnikiem wpływającym na cenę jest sezon — od czerwca do września za nocleg zapłacimy więcej. Nie bez znaczenia są też standard pokoju i lokalizacja obiektu. Im dalej od najważniejszych turystycznych atrakcji, tym taniej.
Podróżując w kilka osób, warto rozejrzeć się za apartamentem na wynajem, bo w wielu przypadkach jest to najkorzystniejsza opcja. Sama z niej skorzystałam, dzięki czemu w Koprze spędzałam noce w liczącej 700 lat kamienicy z widokiem na morze w eleganckim apartamencie, który kosztował ok. 135 zł za noc. Polując na okazyjne ceny, warto rozglądać się za noclegami już kilka miesięcy wcześniej.
Jedna z tańszych opcji noclegu w Słowenii to pola campingowe — są one droższe niż w Polsce, ale ich infrastruktura potrafi wcisnąć w ziemię, głębiej niż sięgają śledzie od namiotu (pomijając inne udogodnienia, dostępne są tam nawet prysznice dla zwierzaków).
W Słowenii obowiązuje podatek turystyczny — niektóre hotele wliczają go w cenę, inne pobierają opłatę na miejscu. Osoby dorosłe powinny przygotować się na dodatkowe 3 euro za noc (ok. 12,93 zł).
Zobacz również: Tańsza siostra Chorwacji. Piaszczyste brzegi i krystaliczna woda
Kierowca podał mi cenę biletu — nie wierzyłam własnym uszom
Zobacz również:
- Po Europie na jednym bilecie. Nadchodzi rewolucja w podróżowaniu koleją
- Najpiękniejsze miejsca na narty w Europie. Jedno z nich tuż przy polskiej granicy
- To miasto znalazło się w pierwszej dziesiątce. Polacy go nie doceniają
- Obcokrajowcy zachwyceni "ukrytym klejnotem Polski". Jesienią bywa zapomniany
Spośród bałkańskich krajów (w zasadzie półbałkańskich, bo tylko jedną częścią leży na Bałkanach) Słowenia ma najlepiej zorganizowaną komunikację masową. Rozkłady jazdy znajdziemy na przystankach, a kierowcy autobusów nie traktują ich jako luźnej wskazówki, co do godziny przyjazdu. Spotkałam się z określeniem, że Słowenia to “mała Austria", pod względem organizacji i punktualności pociągów czy autobusów zdecydowanie bliżej Słoweńcom do Austriaków, niż do Macedończyków czy Czarnogórców.
Po Słowenii warto podróżować w weekend. Dlaczego? Okazuje się, że ceny biletów autobusowych są wówczas o wiele tańsze. Bilet z Bledu do Lublany miał kosztować około 7 - 8 euro (ok. 30 - 34 zł). Gdy kierowca autobusu za przejazd zażądał 2 euro (ok. 8,60 zł), nie wierzyłam własnym uszom. Pierwszą myślą było, że źle usłyszał lub nie zrozumiał nazwy miasta. Okazało się, że komunikacja autobusowa w weekendy jest o ⅔ tańsza.
Sieć komunikacyjna w Słowenii jest dobrze rozwinięta, ale nawet tam zdarzają się puste plamy na mapie, gdzie próżno szukać autobusów. Władze regionu poradziły sobie z tym problemem, inwestując w system na kształt radzieckich marszrutek. Zbiorowa taksówka nie jest jednak zdezelowanym wrakiem, którego legalność przeglądu budzi wątpliwości, leczy nowoczesnym, klimatyzowanym wanem japońskiej marki. Korzystałam z tego środka transportu chcąc się dostać z miejscowości Divača do Jaskiń Szkocjańskich — bardzo komfortowa podróż, która kosztowała mniej niż autobusy w innych częściach kraju (o taksówkach nie wspominając). Z Divačą wiąże się jeszcze jedna opowieść, którą warto potraktować jako przestrogę, ale o tym opowiem później.
“Kebabovapi" i kalmary tanie jak schabowy
Na kawę w Słowenii możemy iść bez stresu o wakacyjny budżet — jest tańsza niż na krakowskim rynku — przeciętnie kosztowała 2 - 3 euro (8 - 12 złotych). Ceny w karcie dań nie wywoływały apopleksji, paraliżu i chęci natychmiastowej ucieczki — tanio nie było, ale nie było też o wiele drożej niż w polskich turystycznych miejscowościach. Słowenia jedną nogą stoi na Bałkanach, co przejawia się w dostępności ćevapi, które stanowi jedno z najtańszych dań w menu wielu barów i restauracji. Słoweński sposób podania ćevapi może być zaskakujący, bo w kraju nad Sawą można dostać je w postaci kebaba z dużą ilością warzyw. To odróżnia Słoweńców od innych słowiańskich nacji — nie uważają jarzyn za niejadalną ozdobę talerza.
Najtańszy posiłek w lokalu gastronomicznym zjadłam w Bledzie — kosztował mnie 7 euro (ok. 30 zł) i był to owo “kebabovapi", najwięcej zapłaciłam w Lublanie w restauracji reklamującej się wiekami tradycji i serwującej typowe słoweńskie potrawy — porcja štrukli sa svježim sirom w sosie z leśnych grzybów była duża, a jedzenie wyśmienite (miłośnikom próbowania lokalnej kuchni polecam to danie)— kosztowało 13 euro, czyli prawie 56 złotych. Za dania mięsne, których w tradycyjnej kuchni słoweńskiej nie brakuje, należało zapłacić w tym lokalu od 16 do 25 euro (ok. 70 - 108 zł). Zaś na wybrzeżu Adriatyku w Koprze zajadałam się kalmarami, które w zestawie z sosem i frytkami kosztowały 11 euro (około 47 zł). Tydzień później jadłam to samo danie w chorwackiej Puli, gdzie przeciętna cena to 16 - 20 euro (ok. 69 - 80 zł).
Zobacz również: Co warto zjeść w Chorwacji, by nie zrujnować portfela?
Niech cię ręka nie świerzbi
Jeśli mowa o restauracjach to trzeba wspomnieć jeszcze o kwestii dodatkowych usług, którymi możemy zostać obciążeni podczas płacenia rachunku. Po pierwsze, jeśli obsługa postawi na stole chleb, sosy lub jakieś przekąski, których nie zamawialiśmy — to nie oznacza, że są one za darmo. Jeśli je zjemy — zostaniemy obciążeni kosztem. Dlatego lepiej upewnić się, co do natury poczęstunku.
Czas wrócić do zapowiadanej przestrogi z Divačy. Usiedliśmy w ogródku restauracji przy pustym stole, kelner po przyjęciu zamówienia przyniósł obrus i nakrycia, zjedliśmy — rozkoszując się smacznymi daniami kuchni śródziemnomorskiej — a na koniec... doliczono nam usługę nakrycia stołu do rachunku. Zdarzyło mi się to co prawda jedynie raz w Divačy, więc trudno mi ocenić częstotliwość występowania procederu.
Czy Słowenia jest droga?
Gdybym miała ocenić koszty życia w Słowenii, to nie miałam poczucia, że różnią się one jakoś diametralnie od polskich warunków. Ceny były porównywalne lub nieco wyższe niż w kraju nad Wisłą. Robiąc co kilka dni podstawowe zakupy w sklepie na śniadania i kolacje, płaciłam najczęściej 7 - 12 euro (30 - 50 zł), czyli dokładnie tyle samo co w ojczyźnie. Z kraju nad Sawą pojechałam do Chorwacji (do Puli leżącej, podobnie jak Koper, na półwyspie Istria), gdzie ceny okazały się porównywalne (w sklepach), a nawet wyższe (w restauracjach) niż w Słowenii.
Zobacz również: Trzy europejskie kraje, w których wypoczniemy taniej niż w Polsce. Eurostat podał dane