Byłam kochanką Kennedy’ego!

Wyrachowana uwodzicielka czy niewinna dziewczyna zdeprawowana przez najpotężniejszego mężczyznę świata? Po 40 latach milczenia Mimi Alford ujawnia szczegóły romansu z prezydentem Stanów Zjednoczonych.

John F Kennedy i Jacqueline Kennedy
John F Kennedy i Jacqueline KennedyGetty Images/Flash Press Media

Panienka z dobrego domu

Mimi Beardsley była panienką z dobrego domu, której od dzieciństwa wpajano, że przeznaczeniem kobiety jest wyjść za mąż, wychować grzeczne dzieci, uwolnić męża od obowiązków i stworzyć szczęśliwy, wygodny dom. Nigdy nie kwestionowała tego, co mówili rodzice i spełniała wszystkie wymagania, jakie przed nią stawiano.

Czy miała w sobie coś z niebezpiecznego wampa, który uwodzi żonatych mężczyzn? Z pewnością nie.  Ta dziewczyna w rozpinanym sweterku, spódniczce w kratę, berecie i ze sznurem pereł na szyi, nigdy nie stosowała makijażu i nie miała pojęcia o seksie.

Uczęszczała do elitarnej szkoły dla dziewcząt (tej samej do której kiedyś chodziła Jackie Kennedy) i marzyła o karierze dziennikarki.  Jako redaktorka szkolnej gazetki zapragnęła przeprowadzić wywiad z najsłynniejszą absolwentką szkoły - pierwszą damą. Wysłała do Białego Domu list i wkrótce otrzymała odpowiedź.

W drodze do Waszyngtonu

Mimi nigdy nie przeprowadziła wywiadu z żoną Kennedy’ego. Ostatecznie bohaterką artykułu została osobista sekretarka pierwszej damy, która również była absolwentką tej samej szkoły . To ona zainteresowała się listem Mimi, zaprosiła ją i oprowadziła po  Białym Domu. Już podczas tej pierwszej wizyty dziewczyna spotkała prezydenta, z którym wymieniła zaledwie kilka zdań. Czy to spotkanie zadecydowało o jej przyszłym życiu?

Licealistka w Białym Domu

INTERIA.PL

Nie wiemy, czy już wtedy wpadła w oko Kennedy’emy, który postanowił ja ściągnąć do siebie, czy też o karierze młodszej koleżanki pomyślała  sekretarka pierwszej damy, ale rok później dziewczyna otrzymała propozycję stażu w biurze prasowym Białego Domu. Stażu, o który w ogóle się nie starała. Mimi czuła, że to wyjątkowa okazja i że nie może odmówić. To uczucie będzie jej towarzyszyć przez kolejne półtora roku.

Jej pierwsze zadanie w biurze prasowym Białego Domu polegało na cięciu depesz z dalekopisów  i przytwierdzanie ich do specjalnych podkładek. Już drugiego dnia dostała awans - powierzono jej opiekę nad zbiorem zdjęć z prasy. Jej koleżanki wspominają ją jako osobę całkowicie niekompetentną, która nie umiała nawet pisać na maszynie.

Figle na basenie

Była na staży zaledwie cztery dni, kiedy Dave Powers, jeden z najbliższych współpracowników prezydenta , zadzwonił do niej i zapytał, czy nie miałaby ochoty popływać w przerwie na lunch. Mimi była zaskoczona i nie do końca wiedziała co o tym wszystkim myśleć, ale zgodziła się.

W basenie pluskały się jeszcze dwie inne pracownice biura prasowego, a  wkrótce przyłączył się do nich sam prezydent. Wymienił z Mimi kilka uprzejmych zdań, a ona pomyślała,  że w jej miejscu pracy panuje swobodna atmosfera

W sypialni pani Kennedy

Jeszcze tego samego dnia asystent prezydenta zadzwonił do Mimi i zaprosił ja na małe przyjęcie po pracy z okazji rozpoczęcia stażu. Spotkanie miało miejsce w prywatnej części Białego Domu i wzięło w nim udział wąskie lecz zaufane grono. Dziewczynie pochlebiał fakt, że znalazła się w takim otoczeniu, i kiedy prezydent zaproponował, że oprowadzi ją po Białym Domu, zgodziła się.

Prezydent nie był zbyt dobrym przewodnikiem. Jedyne, co pokazał  dziewczynie oszołomionej alkoholem (do którego nie była przyzwyczajona), to sypialnia pani Kennedy. Czwartego dnia stażu Mimi straciła dziewictwo.

Mroczna strona prezydenta

Mimi oddała się prezydentowi bez namiętności, ale i bez większego oporu. Utrzymany w tym duchu romans trwał aż do śmierci Kennedy’ego. Kiedy wakacje się skończyły i Mimi wróciła do szkoły, zdarzało się jej odrabiać zadania w czarnej limuzynie wiozącej ją na spotkanie z prezydentem.

Kennedy wzywał ją do siebie regularnie, zabierał  w rejsy jachtem i w podróże służbowe.  Często godzinami czekała  w hotelowym pokoju. Wtedy jeszcze nie miała pojęcia, że prezydent jest kobieciarzem. Ale ciemniejsza strona jego natury i jej dała się we znaki. Podczas jednego z przyjęć zmusił dziewczynę do przyjęcia narkotyku, innym razem... "podzielił się" nią ze swoim asystentem.

Wieść o zaręczynach Mimi zupełnie nie zraziła prezydenta. Nie robił problemów, ale najwyraźniej nie miał też zamiaru rezygnować z dziewczyny. Załatwił nawet jej chłopakowi korzystne przeniesienie w wojsku. Mimi, która od dawna nie  zwierzała się bliskim  osobom, coraz bardziej grzęzła w zakłamaniu i prowadziła podwójne życie w pełnym tego słowa znaczeniu.

A jednak kiedy dotarła do niej wiadomość o tragicznej śmierci prezydenta, nie wytrzymała nerwowo i wyznała narzeczonemu całą prawdę. Ta prawda zaciążyła na ich związku, aby w końcu go zniszczyć. Po 40 latach do pilnie strzeżonego sekretu dotarli dziennikarze i Mimi jeszcze raz musiała zmierzyć się z błędami młodości.

Pierwszej damy, z którą niegdyś chciała przeprowadzić wywiad, nie spotkała nigdy.

IG

Na podstawie książki Mimi Alford "Stażystka"

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas