To już prawdziwa plaga. Nieuczciwi klienci kpią sobie z prawa?
Oprac.: Łukasz Piątek
Kasy samoobsługowe wprowadzono, by usprawnić proces dokonywania zakupów oraz zmniejszyć kolejki w marketach. Szybko się okazało, że są doskonałym narzędziem dla oszustów, którzy wykorzystują ich pewne niedoskonałości. I co ciekawe – sądy przychylniej patrzą na łamiących prawo przy kasie samoobsługowej, niż w przypadku takich samych czynów, ale mających miejsce w kasie z pracownikiem sklepu.
Oszustwa przy pomocy kas samoobsługowych to już prawdziwa plaga. Ważenie awokado i wybieranie na kasie cebuli lub ziemniaków, by cena była o wiele niższa, przeklejanie kodów kreskowych i skanowanie steków w cenie wątróbki - nieuczciwi konsumenci prześcigają się w pomysłach, jak oszukać system kas samoobsługowych.
W zasadzie niemal każdy towar w markecie - ten na wagę, lub z konkretnie nabitą już na opakowaniu ceną - może być zaniżony przy użyciu kasy samoobsługowej. Należy również podkreślić, że taki proceder ma miejsce w wielu krajach na całym świecie. W Niemczech jedna z sieci sklepów na skutek ogromnej liczby oszustw na kasach samoobsługowych, postanowiła wycofać je z użytkowania.
Dzieje się tak z uwagi na fakt, że kasę samoobsługową łatwej oszukać niż pracownika sklepu własnoręcznie nabijającego ceny produktów na "kasę tradycyjną". Jednak być może jeszcze ważniejszą kwestią dla oszustów jest brak precyzyjnych przepisów, o czym świadczą zaskakujące dla wielu wyroki sądów.
"Kasa samoobsługowa bez przeżyć psychicznych". Czyli co na to sądy?
Jeśli nieuczciwy klient podmieni etykiety kupowanych produktów i zostanie przyłapany na próbie takiego oszustwa przy kasie obsługiwanej przez pracownika marketu, to wówczas sprawca popełnia czyn zabroniony z art. 286 (zazwyczaj § 3) Kodeksu karnego, tj. przestępstwo oszustwa. Przy przestępstwie oszustwa nie stosuje się tzw. "przepołowienia", więc taki czyn jest przestępstwem, niezależnie od kwoty.
Natomiast identyczny czyn, ale dokonany przy kasie samoobsługowej, nie wyczerpuje znamion przestępstwa. Dlaczego? Mówi o tym m.in. wyrok Sądu Okręgowego w Zielonej Górze z dnia 19 maja 2022 r. Sprawa dotyczyła przeklejania kodów kreskowych z niższą ceną i skanowania tak oklejonego towaru na samoobsługowych kasach. Mężczyzna na droższych perfumach kosztujących 139,99 zł przykleił kod kreskowy tańszych perfum za 12,99 zł i skasował je na kasie samoobsługowej.
Sąd pierwszej instancji skazał klienta za oszustwo "mniejszej wagi" z art. 286 § 3 k.k. i wymierzył mu karę trzech miesięcy ograniczenia wolności. Mężczyzna złożył jednak odwołanie i sąd odwoławczy zmienił zaskarżony wyrok, uznając, że popełniony przez mężczyznę czyn wyczerpuje jedynie znamiona kradzieży wykroczeniowej.
Należy pamiętać, że kradzież, bez względu na to, czy będzie wykroczeniem czy przestępstwem, a to jest uzależnione od kwoty skradzionego mienia, i tak jest traktowana łagodniej niż oszustwo.
Otóż zdaniem sądu oskarżony “nie wprowadził w błąd żadnego człowieka w postaci pracownika sklepu lub właściciela sklepu, nie wykorzystał błędnego postrzegania rzeczywistości przez konkretną osobę, a jedynie wykorzystał maszynę".
Z kolei w podobnej sprawie, Sąd Rejonowy w Pile orzekł, że "kasa samoobsługowa nie przejawia przeżyć psychicznych - a zatem nie może zostać wprowadzona w błąd. Tym samym utrwala się linia orzecznika zakładająca, że złe bicie produktu w kasie samoobsługowej to kradzież - a nie oszustwo" - o czym informował serwis Bazprawnik.pl.
I właśnie m.in. takie uzasadnienia niektórych sądów w pewnym sensie zachęcają nieuczciwych klientów do permanentnego okradania sklepów dzięki kasom samoobsługowym.
Warto wiedzieć: Groźna, sklepowa pułapka. Podczas zakupów zachowaj ostrożność
Lżej znaczy taniej. Pochwała oszczędności, czy działanie niezgodne z prawem?
Kilka miesięcy temu głośno zrobiło się o procederze obrywania przez klientów liści i łodyg z warzyw przed ich zważeniem. Wówczas jeden z klientów sieci sklepów Biedronka wstawił na jej oficjalnym profilu na Facebooku post, w którym skarży się na - jego zdaniem - nieuczciwe praktyki sklepu:
"Biedronkowe oszczędności wyglądają tak, że za kalafiora zapłaciłem 26 zł 9,99 za kg. Po odkrojeniu liści jak ważył w sklepie 2,65 kg, zrobiło się 1,7 kg. 10 zł zapłaciłem za liście. Czyste oszustwo."
Polacy nagminnie zaczęli odrywać z warzyw i owoców nieprzydatne do spożycia liście i łodygi, co w opinii wielu osób było nielegalne. Sprawa tak bardzo rozgrzała opinię publiczną, że głos zabrał nawet Tomasz Grzegorczyk, dyrektor działu jakości produktów świeżych i bezpieczeństwa żywności w sieci Biedronka, który powiedział wtedy, że: "Stosowaną powszechnie praktyką w handlu jest sprzedaż kalafiora razem z liśćmi, ponieważ zapewniają one przede wszystkim większą świeżość tego warzywa".
Interia postanowiła wówczas sprawdzić, czy obrywanie niejadalnych części warzyw przed ich zważeniem i opłaceniem faktycznie ma miejsce, dlatego w tym celu wybraliśmy się do jednego z marketów pod szyldem Biedronki, gdzie porozmawialiśmy z tamtejszym kierownikiem.
"Nie zwracam ludziom uwagi, kiedy odrywają niejadalne części od kalafiora, bo doskonale wiem, że nie robią tego ze złości, ale z braku pieniędzy. Mamy inflację, ludzi nie stać na podstawowe produkty, więc ja naprawdę im się nie dziwię, że to robią. Zresztą nie chodzi tylko o kalafiora - klienci obrywają nawet liście z rzodkiewki. Dla mnie to bardzo smutny widok, ale świadczy jedynie o tym, że sytuacja finansowa zmusza ich do takich decyzji. Jestem pewien, że oni nie czują się z tym komfortowo, ale co mają zrobić? Nastały takie czasy, że każdy chce zaoszczędzić" - mówił nam w maju br. kierownik jednego ze sklepów Biedronka w Warszawie.