Założyłam myjnie dla psów. To był strzał w dziesiątkę!
„Przed wejściem mamy tabliczkę z napisem: Bez czworonoga wstęp wzbroniony” – mówi Agnieszka Dorosz (32 l.) z Lublina
Zawsze lubiłam zwierzęta. Ciągle do domu znosiłam psy, koty, papugi. Mimo wszystko przyszłości zawodowej z nimi nie wiązałam. Skończyłam zawodówkę fryzjerską, ale ten zawód mnie nie kręcił. A i o pracę było trudno.
– Przyjeżdżaj, jest robota na stacji paliw – powiedziała mama, która pracowała we Włoszech. I tak to, w 2001 r. już byłam pracownikiem stacji. Po 5 latach, przyjęto mnie do firmy BMW. Byłam sekretarką, rejestrowałam samochody, załatwiałam klientom dokumenty w bankach.
„I co teraz?” – myślałam, gdy w 2012 r. straciłam pracę. Postanowiłam, że wrócę do Lublina. Tam razem z bratem Mariuszem (28 l.) miałam mieszkanie. – Włoska pizza! – rzucił Mariusz, który miał już pomysł na biznes. Widział w nim mojego narzeczonego Tony’ego, z zawodu kucharza. – Dobre – popierał go Tony.
– Takich knajp jest na pęczki. Wymyślmy coś oryginalnego – sprowadziłam panów na ziemię. I wtedy mnie olśniło:
– Samoobsługowa myjnia dla psów! – wypaliłam. – To byłaby absolutna nowość. – Chyba na głowę upadłaś! – kontrował Mariusz, tłumacząc, że u nas pomysł się nie przyjmie. Ale ja nie odpuszczałam. A i brata przekonałam, pokazując mu, jak takie myjnie działają we Włoszech.
I to z powodzeniem. Wydzierżawiliśmy budynek. Zrobiliśmy remont i już wstawiliśmy, maszynę – myjnię. Przed wejściem zamieściliśmy szyld: „Bez czworonoga wstęp wzbroniony”. Z niecierpliwością czekałam na klientów.
„A jak nikt nie przyjdzie? A jak Mariusz miał rację?” – chodziło mi po głowie. Ale dzień po dniu, zaczęli się pojawiać chętni. – Proszę wrzucić monetę i wcisnąć guziczek: „woda”, „szampon”, „odżywka”, – tłumaczyłam pierwszej klientce, która nie mogła się doczekać, kiedy jej Pusia skorzysta z kąpieli.
Z czasem nasza myjnia stała się popularna. Na kąpiele zaczęli wstępować właściciele labradorów, owczarków i zwykłych psów. Nowość przyjęła się w Lublinie, a reklama, wożona na fiacie 126 p., zrobiła swoje.
– Otwórzcie i u nas myjnię – proponowali właściciele czworonogów z innych osiedli. – Widzisz, nie upadłam na głowę – mówiłam do brata, ciesząc się, że biznes się kręci.
Teraz z Mariuszem planujemy otworzyć kolejną myjnię. A ja ze swojego słownika wyeliminowałam słowo „niemożliwe”.
Agnieszki Dorosz wysłuchała Ewa Bartos