Fantazje, półprawdy i wierutne kłamstwa
Zaczyna się od drobnych kompromisów z prawdą. "Masz piękny głos kochanie" mówimy, a tak na prawdę kochanie skrzeczy jak skacowana żaba. "Nawet nie wiesz, z jakim trudem zdobyłem wymarzone bilety do opery", chwali się mąż, który po prostu dostał wejściówki od kolegi. Gorzej, gdy kłamstwa "małego kalibru" zamieniają się w notoryczne mijanie się z prawdą, także w sprawach fundamentalnych dla partnera, rodziny, znajomych.
Trudno znaleźć człowieka, który by choć raz w życiu nie posłużył się kłamstwem. Każdemu prędzej czy później zdarzy się mniejsza czy większa nieuczciwość. Okłamiemy rodziców przy śniadaniu, wychowawczynię naszej pociechy, nadgorliwego szefa. Często nie zastanawiamy się nad tym głębiej, robimy to niemalże mechanicznie niesieni na falach emocji, z braku umiejętności powiedzenia "nie", z obawy przed odrzuceniem, z chęci podreperowania własnego ego.
Motywów stojących za kłamstwem jest o wiele więcej. Oto niektóre z nich:
- boimy się porażki
- nie umiemy być asertywni
- nie chcemy wywołać konfliktu
- nie chcemy sprawić przykrości
- chcemy wywołać żal, współczucie, zazdrość
Nie zależnie od tego jakie są przyczyny, kłamiąc skupiamy się na chwili bieżącej. Kłamstwo ułatwia nam wybrnięcie z danej sytuacji, jest wygodne i skuteczne. Jest niczym fast food, który błyskawicznie zabija głód. I tak jak fast food, długo odbija się nam czkawką.
Najmniej szkodliwi wydają się kłamcy - koloryści. To często uroczy towarzysze zabaw i urodzeni mówcy. Ich opowieści słucha się z zapartym tchem, pełno w nich przygód i zaskakujących puent. Większość anegdot jest mocno podkoloryzowana, z czego audytorium zdaje sobie jednak doskonale sprawę. Obie strony przestrzegają reguł gry. Słuchacze - godzą się na kłamstewka, kolorysta - bawi otoczenie i nie posuwa się do kłamstw w sprawach kluczowych.
O wiele mniej strawni dla otoczenia są konfabulanci - oszuści, dla których częstotliwość i kaliber kłamstw nie ma znaczenia. Co więcej, ci nałogowi kłamcy, czują przyjemny dreszczyk emocji związany z ryzykiem, jakie zawsze pojawia się w sytuacji, gdy kogoś oszukujemy. Uda się tym razem czy nie? A co jeśli rozmówca połapie się, że łgam? Ciekawe, ile bajeru jest w stanie "łyknąć?".
Spirala kłamstw
Najgorsze jest to, że kłamstwo w jednej sprawie pociąga za sobą kolejne kłamstwa w sprawach x,y,z. W spiralę kłamstw włączane są kolejne osoby, a każda z nich zna inną wersję wydarzeń. W pewnym momencie nie sposób już się rozeznać, co tak naprawdę każda z okłamanych osób wie. Oto przykład, jak kłamstwo zatacza coraz szersze kręgi:
Na wyjeździe służbowym mężczyzna spotyka intrygującą kobietę. Jest młoda, ładna, ma poczucie humoru. Mężczyzna decyduje się na romans. W związku z tym, że z żoną czasem spotykają się razem z kolegami z pracy i ich żonami, nie chce, aby koledzy cokolwiek wiedzieli. Wersja dla kolegów: "to tylko koleżanka z pracy".
Żona o niczym nie wie. Kolejne spotkanie z kochanką rodzi potrzebę kolejnego kłamstwa.
Wersja dla żony: "mam spotkanie z kolegą".
Wersja dla kolegi: "robię żonie niespodziankę, więc w razie gdyby dzwoniła, to jesteśmy w pubie".
Przy wspólnym spotkaniu mężczyzna musi tak manipulować rozmową, żeby oszustwo się nie wydało. I tak każde kolejne spotkanie czy wyjazd służbowy rodzą kolejne kłamstwa. Wersja dla żony, wersja dla kolegów. I dodatkowa wersja przeznaczona dla szefa. Często potrzebne są dodatkowe wersje, kiedy trzeba ratować się w niespodziewanych sytuacjach. Kolejne kłamstwo do zapamiętania. W końcu trzeba też okłamywać kochankę - że jest wielką i jedyną miłością, a rozwód z żoną to tylko kwestia czasu.
Kłamstwo wychodzi z każdego kąta i w każdej chwili ta misternie tkana konstrukcja może się zawalić. To powoduje ogromne napięcie emocjonalne u osoby snującej konfabulacje. Początkowe korzyści płynące z kłamstwa, czyli uniknięcie konfrontacji z żoną/kochanką, przeistaczają się w długofalowe kłopoty. Małżeństwo staje pod znakiem zapytania, pojawia się zagrożenie utraty zaufania wśród przyjaciół i w pracy. Do tego dochodzi emocjonalna szarpanina: poczucie winy, niepewność, strach przed zdemaskowaniem, zatracanie własnego JA.
Ja czyli Nikt
Duża część notorycznych kłamców charakteryzuje się niskim poczuciem własnej wartości. Z obawy przed odrzuceniem ze strony otoczenia, starają się stworzyć ulepszoną wizję siebie. Takie sztuczne opakowanie, które ma ich uchronić przed rzekomym zdemaskowaniem: "O, to ten, który nic nie jest wart".
Są to osoby, które nie wierzą, że można ich lubić takimi, jacy są. Bez sztucznego upiększania tego kim są, czym się zajmują, jakie mają pasje etc. Czasem jest to nieuświadomione. Geneza takich zachowań leży bardzo często we wczesnym dzieciństwie. Mogą to być osoby, których rodzice nie dostrzegali, traktowali dziecko jak powietrze dopóki nie zaszokowało ich swoim zachowaniem - na przykład przez opowiedzenie niestworzonej historii. Jako dorośli ludzie również nieustannie konfabulują i koloryzują swe opowieści, sądząc, że tylko to zapewni im uwagę innych. Innym zgubnym w skutkach zachowaniem rodziców jest chwalenie dziecka nieadekwatne do sytuacji.
Prowadzi to do sytuacji, w której dziecko jest chwalone za wszystko, nawet jeśli dorosły, i ono samo, doskonale zdają sobie sprawę, że zrobiło coś byle jak. Dzieci zaczynają wtedy testować rodziców i specjalnie nie wykazują dbałości o odrobione lekcje, zeszyt etc. I nadal otrzymują zachwyt. Otoczone od małego sztucznymi "ochami" i "achami" w dorosłym życiu oczekują tego samego, a to staje się niemożliwe.
Kłamstwa są w przypadku takich osób ratunkiem na podreperowanie własnego ego. Fantazjując na swój temat, chcą wypaść lepiej w oczach innych. Choć i to nie jest do końca możliwe. Gdzieś głęboko tkwi w nich bowiem przekonanie: tak naprawdę nie jestem nic wart, już matka o tym doskonale wiedziała, jej pochwały nigdy nie były prawdziwe.
W takiej sytuacji kłamstwo jest bardzo silnie ukorzenionym nawykiem, którego nie sposób się pozbyć z dnia na dzień. Często po wielu nieudanych próbach zaprzyjaźnienia się z prawdą, jaką podejmuje osoba z niskim poczuciem własnej wartości, pomocna okazuje się psychoterapia.
Jedyną drogą ku prawdzie jest w tym przypadku dojście do wniosku, że ludzie są w stanie zaakceptować mnie "mimo wszystko", że jestem w porządku jako JA. JA, który od lat równa się NIKT. To bardzo długi i złożony proces, którego efekt jest jednak absolutnie wart włożonego weń wysiłku.
Wybieram prawdę
Zobacz również:
Bywa i tak, że momentem przełomowym okazuje się miłość. Użytkownik jednego z forów internetowych, o nicku Pray, pisze o swoim zapętleniu się w kłamstwa z chęci podtrzymania swojego wizerunku odpowiedzialnego mężczyzny, który zadba o przyszłość ukochanej. Nie chcąc jej martwić niepowodzeniami zawodowymi, brnął w wyimaginowany świat biznesowych podbojów. Aż w końcu pękł, uczucie kazało mu obnażyć swoje błędy:
"Przypuszczam że cała akcja zaczęła się od momentu, kiedy moje życie z dość dobrego, finansowo poukładanego, zamieniło się w okres lewitacji i braku planów na przyszłość. Moje zawodowe niepowodzenia stały się przyczyną słownej odskoczni w piękny świat, w którym to wszystko się układa i pomalutku rozwija. Kolejna spółka z kumplami, która zapowiadała się całkiem fajnie, runęła w gruzach. Oczywiście twierdziłem, że wszystko jest ok, że to tylko kwestia czasu i wróci do normy. Sam wszystko sknociłem, opowiadałem bzdury tylko po to, żeby nic nie zauważyła i nie dowiedziała się o moich zawodowych problemach", pisze Pray. Kłamstwa odniosły jednak skutek przeciwny. Kiedy sprawa wyszła na jaw, partnerka zaczęła wątpić nawet w prawdziwe dokonania mężczyzny.
W tym przypadku historia skończyła się dobrze. Ukochany okazał skruchę, posypał głowę popiołem i... otrzymał rozgrzeszenie. Nie wszyscy jednak mogą liczyć na taką wielkoduszność partnera. Często na wybaczenie jest już za późno.
Użytkowniczka forum o nicku pozioma pisze: "Okłamywał mnie przez całe lata. Od spraw błahych po najważniejsze. Miał kochanki, narobił długów, opowiadał o mnie niestworzone historie. Nawet jego wykształcenie okazało się nie w pełni prawdziwe. Zastanawiam się czasem, jakim naprawdę jest człowiekiem, z kim ja żyłam pod jednym dachem. Nie chcę go już widzieć, nie wybaczyłam mu i nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie wybaczyć". Mimo że taki "coming out", czyli wyjawienie całej skrywanej prawdy, jest bolesne i może skończyć się trudnymi konsekwencjami, warto szukać drogi do prawdy. Długo skrywane tajemnice i kłamstwa snute latami, są jak zaraza. Gryzą człowieka od środka i mogą sprzyjać rozwojowi różnych chorób, zarówno tych psychicznych, jak i somatycznych. To wysoka cena za chwilowe ułatwianie sobie życia.
Dagmara Danielczyk - Słomian, Wrocławskie Gabinety Psychoterapii