Sztuka przetrwania

Życie nie jest już tak łatwe, jak kiedyś. Problemy piętrzą się w domu, na ulicy, w autobusie i na zakupach. Coraz trudniej jest przetrwać mieszczuchom.

article cover
MWMedia

Wystarczy wyjść z domu, a już trafiamy na prawdziwe pole bitwy. Osoby podróżujące miejskimi środkami transportu są poddawane silniejszemu stresowi, niż piloci myśliwców wylatujący do walki lub policjanci podczas zamieszek ulicznych. Ustalił to brytyjski naukowiec dr David Lewis porównując tętno i ciśnienie krwi wielkiej grupy użytkowników publicznego transportu z medycznymi wynikami pilotów i policjantów. Trwające 5 lat badania jednoznacznie wykazały, ze poziom stresu u zwykłych podróżnych był znacznie wyższy. Wynikać to ma z namnażania się ekstremalnych sytuacjach w środkach transportu publicznego. Dr Lewis wyjaśnia nagły wzrost stresu u zwyczajnych ludzi tym, że policjanci i piloci mogą na różne sposoby przeciwdziałać na bieżąco steresowi, którego źródłem jest niebezpieczna akcja. Podróżni jednak nie mogą zwykle nic poradzić na sytuacje, w których muszą uczestniczyć zamknięci w autobusie, tramwaju lub pociągu.

Stres podróżny prowadzi do coraz częściej występującego syndromu "amnezji podróżnego", polegającego na tym, że pod wpływem silnego stresu ludzie zapominają, co robili przez większość czasu spędzonego w autobusie, czy pociągu.

Stres zakupowy

Także zakupy, to nie zabawa. Szczególnie zmasowane zakupy z okazji świąt religijnych, państwowych i rodzinnych wywołują silny stres. Tym "stresem zakupowym" zajęli się brytyjscy naukowcy. Psycholog dr David Lewis i matematyk dr Phillip Obayada opracowali równanie na pokonanie tego rodzaju stresu. Uwzględniono w nim takie składowe, jak skłonność do współzawodnictwa (C), fundusze (F), poziom stresu (S), lęk (A), a także czynniki handlowe: okazję (B), czas (T), wystrój sklepu (I), obecność innych kupujących (P). Oszacowanie wielkości wszystkich wskaźników, wg twórców równania, pozwala kupującemu ustalić szanse na pokonanie "zakupowego stres".

Kłopoty zawsze pod ręką

Noszony wciąż przy sobie telefon komórkowy, to też wyrządza nam wiele szkód. Jest tak, bo dzięki nowym technikom telekomunikacyjnym kłopoty związane z pracą dopadają nas w domu, a kłopoty rodzinne - w pracy. Dowodzą tego opublikowane przed rokiem badania naukowców z University of Wisconsin w Milwaukee, pracujących pod kierunkiem prof. Noelle'a Chesley'a. Wg ustaleń naukowców, stosowanie telefonów komórkowych i pagerów zmniejsza satysfakcję z życia rodzinnego i potęguje stres. W przypadku mężczyzn, kłopoty z pracy częściej przenikają do domu, z kolei kobiety, będąc w pracy, dodatkowo się stresują dowiadując się o nieprzewidzianych trudnościach w domu. W rezultacie, ludzie używających telefonów komórkowych, a więc większość współczesnej populacji, są rzadziej w dobrym nastroju i częściej natykają się na problemy, niż 10 lat temu. Amerykańscy naukowcy zakładają optymistycznie, że "stres komórkowy" jest etapem przejściowym - następne pokolenia mogą odczuwać zatarcie granicy między pracą,a życiem prywatnym jako coś normalnego, bo nie będą znały innej rzeczywistości. W miastach jest coraz więcej osób samotnych, co wynika z szybkiego tempa życia i rosnącej anonimowości jednostki.

Chorzy na samotność

Samotność niesie wiele zagrożeń. Wg podanych w połowie lipca 2006 r. wyników badań, samotni ludzie są szczególnie zagrożeni poważnymi chorobami serca. Analizy prowadzili naukowcy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Aarhus w Danii, badając ponad 140 tys. osób. Ustalili oni, że w stosunku do ludzi pozostających w związkach, dwa razy tyle osób samotnych cierpi na dławicę piersiową i ma zawał serca. Jednak ci, którzy założyli rodziny też nie mają łatwo. Nie wszyscy są szczęśliwi w małżeństwie. A życie w nieudanym związku jest jeszcze bardziej stresogenne, niż rozwód. Wynika tak z opublikowanych w styczniu 2006 r. analiz dr Daniela Hawkinsa i dr Alana Bootha z amerykańskiego uniwersytetu Penn State. Badacze ci ustalili, że ludzie pozostający w nieszczęśliwych związkach małżeńskich są bardziej zestresowani niż ludzie w udanych związkach, a nawet gorzej się czują od rozwodników. Booth i Hawkins twierdzą, że w długotrwałych, nieudanych małżeństwach negatywne efekty stresującej sytuacji przeważają nad pozytywnymi efektami życia w stadle. Z prowadzonych 12 lat badań wynika, że ludzie w nieszczęśliwych związkach nie korzystają ze społecznego i emocjonalnego wsparcia zwykle zwiazanego z tą instytucją, co podwyższa poziom stresu i obniża samoocenę, często prowadząc również do kłopotów zdrowotnych. Rozwód, pomimo swych negatywnych skutków, wyrządza na dłuższa metę mniej szkód w psychice człowieka niż złe małżeństwo.

Tadeusz Oszubski