Z czego czasem lepiej się nie zwierzać (nawet przyjaciółce)

Zdarza ci się rzucić w towarzystwie: „W domu wszystko robię sama, bo mąż ma dwie lewe ręce” albo: „Córce tylko chłopaki w głowie!”? Pamiętaj, że takie uwagi mogą mieć nieoczekiwane konsekwencje dla ciebie i twojej rodziny. Dowiedz się, dlaczego czasem lepiej ugryźć się w język.

Mam wielki żal do siebie i koleżanek...
Mam wielki żal do siebie i koleżanek...123RF/PICSEL

Lubimy ponarzekać na bliskich. I nic dziwnego, bo nikt nie potrafi rozzłościć nas jak mąż ani doprowadzić do rozpaczy jak własny potomek. A co w tym złego, że mamy ochotę wygadać się i wyżalić? W końcu od tego ma się przyjaciół! Choć cenimy sobie otwartość, czasem możemy zapłacić za nią wysoką cenę. Na przykład wtedy, gdy ktoś źle zrozumie twoje słowa, poczuje się dotknięty albo wyciągnie z rozmowy niewłaściwe wnioski.

Zobacz, jakie przykre niespodzianki może przynieść nadmierna szczerość i jak się przed nimi chronić.

Alicja: Sama wiesz, jaki on jest!

Po maturze obiecałyśmy sobie z koleżankami z klasy, że dalej będziemy się regularnie spotykać. I przez tyle lat dotrzymałyśmy słowa! Byłyśmy blisko w złych i dobrych chwilach. Gdy Ola się rozwiodła, znowu ją wyswatałyśmy. Kiedy zachorował synek Zosi, zrobiłyśmy zbiórkę pieniędzy.

Ja nie miałam tak dramatycznych przeżyć. Miałam za to męża, który wkurzał mnie swoim zachowaniem. Bo Marka trzeba ciągle pilnować, taki jest roztargniony. Nie zliczę, ile posiał par kluczy, dokumentów, portfeli. Raz zgubił nawet naszą córkę! Mała zsunęła się z saneczek, które ciągnął i dopiero przechodzień zwrócił mu uwagę, że są puste. To była historia, z której śmialiśmy się latami. Żartowałam nieraz, że mąż niedługo zapomni, jak się nazywa. No cóż, bywało, że wyolbrzymiałam jego wpadki. Dziewczyny pękały ze śmiechu, więc trochę mnie ponosiło.

Mam wielki żal do koleżanek

Końcówka roku była dla nas trudna. Marek stracił posadę. Natychmiast obdzwoniłam moją paczkę, prosząc o pomoc. Liczyłam zwłaszcza na Anię, która prowadzi rodzinną firmę i często narzekała, że brakuje jej solidnych ludzi do pracy. Ale gdy nic się nie ruszało, postanowiłam znowu z nią pogadać. Usłyszałam jednak same wymówki. Podobnie było z Olą, która jeszcze niedawno pytała, czy nie znam kogoś do nadzorowania magazynu. Po raz pierwszy czułam, że nie są ze mną szczere. Oświeciła mnie dopiero znajoma.

"One się zwyczajnie boją. Przecież sama mówiłaś, że z Marka ofiara losu, że trzeba mu o wszystkim przypominać i siłą ciągnąć do roboty". Kompletnie mnie zatkało! Owszem, opowiadałam coś podobnego, kiedy nie mogłam się go doprosić o naprawę kranu! Ale Marek nie stracił etatu, bo jest ofermą, tylko rozwiązano jego dział. Zaczęłam drążyć i okazało się, że wśród moich znajomych ma opinię lenia oraz nieudacznika. I to niby przeze mnie! Na nic się zdały przekonywania, że to nieprawda. "Daj spokój, przecież sama najlepiej wiesz, jaki on jest!" - słyszałam.

Zrozumiałam, że nikt go nie poleci i jesteśmy zdani wyłącznie na siebie. Mam wielki żal do siebie i koleżanek. Nie powinny traktować moich słów aż tak dosłownie. W nerwach człowiek opowiada różne rzeczy. Z tego wszystkiego przestałam mieć ochotę je widywać. Nie rozumiem, jak mogą tak się zachowywać, gdy moja rodzina jest w potrzebie!

Monika: Oczekiwałam tylko wsparcia

Do piętnastego roku życia moja Natalia była bezproblemowym dzieckiem. Ale kiedy poszła do liceum, coś w nią wstąpiło. Zaczęły się wagary, krętactwa, imprezowanie. Ciągle wzywano mnie do szkoły. Raz nawet posądzono ją o udział w bójce, na szczęście wszystko się wyjaśniło.

Najgorsze, że nie potrafiłam do niej dotrzeć. Zamknęła się w sobie, a na każdą uwagę reagowała alergicznie. To był okropny czas. Czułam się zagubiona, a ponieważ wychowywałam córkę samotnie, potrzebowałam kogoś, kto by mnie wysłuchał i doradził. Dzwoniłam do znajomych mam, koleżanek ze szkoły, dalszej rodziny i sąsiadki, pracującej jako psycholog w ośrodku dla młodzieży. Nie zawsze chodziło o konkretną pomoc, czasem chciałam wyrzucić z siebie frustrację. Gdybym przewidziała tego skutki, byłabym bardziej powściągliwa w zwierzeniach.

Kłopoty córki to moja wina...?!

Któregoś dnia pokłóciłam się z Beatą, moją przyjaciółką. Byłyśmy wściekłe, a w pewnej chwili ona wypaliła: "Nie będzie mnie krytykował ktoś, kto nawet nie umie być matką!". Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Czy to moja wina, że Natalia zrobiła się trudna? Zawsze była dla mnie najważniejsza i Beata doskonale o tym wiedziała! Od tamtej pory stałam się jednak bardziej wyczulona na to, co mówią ludzie. I okazało się, że według nich to ja odpowiadam za kłopoty córki!

Nawet ci, którzy słabo mnie znali, twierdzili, że nie potrafię zapanować nad własnym dzieckiem, wiedzieli o szczegółach zdarzeń, o których wolałabym zapomnieć. Musiałam znosić docinki na temat moich umiejętności pedagogicznych i pouczenia osób, które nie miały pojęcia, z czym się zmagam. Doszłam do wniosku, że najlepiej zrobię, ucinając rozmowy na ten temat. Ale mleko już się rozlało...

Problemy z córką zaczęły się nieoczekiwanie, a ja chciałam tylko o nich porozmawiać...
Problemy z córką zaczęły się nieoczekiwanie, a ja chciałam tylko o nich porozmawiać...123RF/PICSEL

Od tamtej pory minęło parę lat. Natalia studiuje i nie przysparza mi zmartwień. Ale w nastawieniu ludzi niewiele się zmieniło. Ostatnio kuzynka opowiadała o awanturze z synem, a ja szczerze powiedziałam, co sądzę. Na co usłyszałam, że ja akurat nie powinnam się wypowiadać. Niby przywykłam do takich komentarzy, ale ogromnie zabolały mnie jej słowa...

Dlaczego zwierzenia bywają niebezpieczne

Miewają przykre efekty uboczne

Choć otwartość i szczerość są cenne, dobrze mieć świadomość, że jesteśmy kojarzone z tym, o czym opowiadamy. Gdy od lat narzekasz, że twój mąż jest sknerą, inni zobaczą dusigrosza również w tobie. Niesprawiedliwe? Owszem! A jak powstaje ten mechanizm? Wyobraź sobie, że znajoma bez przerwy skarży się na irytującego partnera. Na początku współczujesz jej, bo ten facet to rzeczywiście porażka! Lecz po jakimś czasie twoja cierpliwość wyczerpuje się. W końcu dochodzisz do wniosku, że znajoma jest współwinna, skoro nic z tym nie robi i toleruje jego zachowanie. A ponieważ obarczasz ją odpowiedzialnością, zaczynasz widzieć ją w coraz gorszym świetle.

Następuje coś w rodzaju utożsamienia osoby z problemem, z którym walczy. To, niestety, efekt uboczny takich zwierzeń. Dlatego jeśli potrzebujesz wsparcia, a rozmawiasz z kimś, kto nie należy do kręgu zaufanych przyjaciół, warto ograniczyć się do krótkiego opisu sytuacji i poproszenia o radę. Jeśli jednak z niej nie skorzystasz i dalej będziesz narzekać, istnieje niebezpieczeństwo, że kiedy naprawdę będziesz potrzebować pomocy, otoczenie, przyzwyczajone do skarg, zlekceważy twój problem.

Mogą wymknąć się spod kontroli 

Twój syn ma wyjątkowy wprost talent do pakowania się w kłopoty. Na imprezach robi furorę anegdota o tym, jak pojechał na rozmowę o pracę w ochraniaczach na butach, bo akurat wyszedł od babci ze szpitala. Oczywiście, nikt nie jest świętą krową, a z niektórych zabawnych zdarzeń miło się pośmiać w większym gronie. Lecz jeżeli będziesz przedstawiać siebie i bliskich wyłącznie w jednowymiarowych sytuacjach, ryzykujesz, że przylgną do was krzywdzące etykietki i trudno będzie się ich potem pozbyć.

Podobna rzecz ma miejsce, kiedy na przykład pokłóciłaś się z partnerem i zdenerwowana dzwonisz do koleżanek albo zamieszczasz spontaniczny wpis w mediach społecznościowych. Potem ze zdziwieniem dowiadujesz się, że poślubiłaś furiata. W emocjach łatwo wyolbrzymiamy. Zanim pod wpływem impulsu wykonasz telefon do rodziców, bo mąż opryskliwie się do ciebie odezwał, pomyśl, że za chwilę się pogodzicie, ale oni wyrobią sobie na temat zięcia niepochlebne zdanie. Uczucie niechęci pozostanie długo po tym, jak rozwiążecie małżeński konflikt. Rodzinne relacje na pewno na tym ucierpią.

Szufladkują ludzi

Jeżeli często mówisz o dziecku lub partnerze w sposób sarkastyczny czy lekceważący, sama nabierasz do nich podobnego stosunku. Podświadomie oceniasz męża i wasz związek coraz krytyczniej. Przestajesz wierzyć w syna lub córkę, bo przecież "muszą mieć wszystko podsunięte pod nos". Ich negatywny obraz utrwala się nie tylko w wyobraźni słuchaczy, ale także w twojej głowie.

Czasem zdradzają zbyt wiele

Chociaż liczysz na dyskrecję rozmówców, to prawdopodobieństwo, że bliscy dowiedzą się, w jakim świetle ich przedstawiasz, jest bardzo duże. Wtedy mogą zarzucić ci, że nie jesteś wobec nich lojalna. Gdy na przykład opisujesz widowiskowy upadek ukochanego ze schodów, rozbawisz towarzystwo, ale on może poczuć się ośmieszony. Dzieci też nie będą zachwycone, jeśli wypytasz otoczenie, co zrobić, żeby były lubiane w klasie.

Często działasz w dobrej wierze. Pragniesz pomóc mężowi, więc wtajemniczasz kolegów w jego zatarg z szefem, żeby coś doradzili. To samo dotyczy przykrej dolegliwości, której nie chciałby rozgłaszać. Zanim zdecydujesz się o czymś opowiedzieć, postaw się na jego miejscu. Jeżeli czujesz, że miałabyś mu za złe, gdyby opowiadał podobne rzeczy o tobie, lepiej się od tego powstrzymać.

Maria Barcz

Olivia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas