Cienka granica

Pandemia koronawirusa zmieniła bezpowrotnie życie wielu osób. To truizm, ale gdy w grę wchodzi nagła strata najbliższych osób, które zachorowały na COVID-19 i odeszły, to zaczyna się dramat. Bo ta pandemiczna żałoba jest inna – bywa jeszcze trudniejsza i w wielu przypadkach ludzie nie widzą jej końca. Dowiedz się, gdzie i kiedy kończy się żałoba, a zaczyna stan depresyjny.

Żałoba podczas pandemii jest wyjątkowo trudna, bo nie ma możliwości przeżycia wszystkich jej faz
Żałoba podczas pandemii jest wyjątkowo trudna, bo nie ma możliwości przeżycia wszystkich jej faz123RF/PICSEL

Pan Stefan i pani Bożena pomimo pandemii starali się żyć "normalnie". On - kiedy tylko było to możliwe, chodził na rehabilitację, bo tego wymagało zdrowie. Razem cieszyli się z wizyt swoich wnuków, największego szczęścia. Dzieciaki zachorowały w szkole na COVID-19. Po kilku dniach pan Stefan też. Nie wiadomo, czy do zarażenia doszło w czasie rehabilitacji, gdzie spotykał przecież różne osoby, czy właśnie w czasie spotkania z wnukami. Niestety, nie udało się go wyleczyć.

Zmarł z powodu powikłań wywołanych przez COVID-19. Pani Bożena nie może się pogodzić ze stratą męża, z którym w miłości przeżyła pół wieku. Wnuki żyją z obciążeniem i niepewnością, a w głowach kołacze się myśl, od której jest trudno uciec: "A jak to przez nas?". Teraz wszyscy drżą o babcię Bożenę, która bardzo cierpi po śmierci męża. Jej stan jest zbliżony do depresji. Lekarz przepisał leki. Jedna choroba, a lawina zdarzeń, przez które dla wielu osób życie traci sens.

Pandemiczna żałoba

Za każdą liczbą, o której słyszymy codziennie w mediach, która mówi o zgonach spowodowanych koronawirusem, stoją właśnie takie osobiste dramaty. Ciężki przebieg choroby, która atakuje nagle. Brak możliwości bycia przy chorym w szpitalu, tragiczny finał - bez możliwości pożegnania się. Ograniczenia w podróżowaniu, narzucone nowe zasady pochówku, zmienione rytuały pogrzebowe. A przecież pogrzeb stanowi ważny element radzenia sobie ze stratą bliskiej osoby - zarówno na płaszczyźnie emocjonalnej, jak i poznawczej. To jest ta przestrzeń na wyrażanie emocji związanych z bólem i tęsknotą.

A do tego jeszcze żałoba w samotności - w społecznym dystansie, w kwarantannie. Nie ma czasu i okazji do wspomnień na temat zmarłej osoby, brakuje nawet zwykłego przytulenia. Do tego trudno myśli skierować na coś innego niż choroba i śmierć, bo przecież wszyscy dookoła mówią tylko o jednym... Takie są realia pandemicznej żałoby. Do gabinetu psychoterapeutki Anny Wojciechowskiej przychodzi teraz dużo tzw. "osób po stratach". Mówią o bezradności, złości, smutku, poczuciu winy. Bywa, że razem z terapeutką planują symboliczne pożegnanie, bo na to prawdziwe nie było miejsca.

Fazy żałoby

COVID-19 bardzo ten proces żałoby skomplikował. Elisabeth Kübler-Ross, amerykańska lekarka szwajcarskiego pochodzenia, znana ze swojej przełomowej książki "Rozmowy o śmierci i umieraniu", wyróżniła pięć faz, przez które przechodzi osoba nieuleczalnie chora, stojąca twarzą w twarz ze śmiercią. Podobne fazy przechodzi osoba, która doświadcza bolesnej straty: odejścia partnera, czy śmierci bliskiej osoby. Zaprzeczenie ma miejsce, gdy osoba nie przyjmuje do wiadomości, że poniosła stratę. Gniew i bunt to czas, w którym odczuwana jest złość wobec siebie i innych. Pada wówczas pytanie: "Dlaczego spotkało to mnie?". Kolejny etap to targowanie się - z nadzieją, że można cofnąć czas. 

Dwa ostatnie to depresja i akceptacja. Te fazy nie muszą występować po kolei, ale każda z nich jest ważna. Depresja jest momentem, w którym osoba myśli o tym, że "nie ma sensu dalej żyć" po śmierci bliskiej osoby. Brzmi to dramatycznie, ale to też etap, w którym osoba w żałobie powoli godzi się ze stratą. Problem pojawia się, gdy ta ostania, piąta faza, czyli akceptacja dla sytuacji, nie następuje.

Czytaj dalej na kolejnej stronie >>

Tekst ukazał się w magazynie "Twarze depresji", który można bezpłatnie pobrać ze strony Fundacji "Twarze depresji"

Jeśli żałoba przekształci się w depresję, potrzebne będzie nie tylko wsparcie bliskich, ale i lekarza
Jeśli żałoba przekształci się w depresję, potrzebne będzie nie tylko wsparcie bliskich, ale i lekarza123RF/PICSEL

Cienka granica

- Obniżony nastrój, wycofanie społeczne, smutek - można powiedzieć, że są to cechy wspólne dla żałoby i epizodu depresyjnego - mówi terapeutka Anna Wojciechowska, ale dodaje, że tylko do pewnego momentu, do pewnego stopnia. Diabeł tkwi w szczegółach, czyli w różnicach. W przebiegu żałoby osoba doświadcza nie tylko negatywnych, ale też pozytywnych uczuć, do których należy np. ulga. Ludowa mądrość: "Czas leczy rany", jest faktem. Negatywne emocje z czasem słabną. Ale tak nie dzieje się w przypadku depresji.

Osoba chora ma negatywny obraz siebie, otoczenia, przyszłości. Ma poczucie winy, bezwartościowości. Mogą pojawiać się myśli samobójcze. Niezbędne są wówczas badania psychiatryczne, bo depresja musi być leczona. - Na pytanie, czy to żałoba tzw. powikłana, przedłużająca się, czy już depresja, odpowie nam psychiatra. Trzeba do niego iść, gdy tylko zauważymy problemy w codziennym funkcjonowaniu. Czasami trudno jest samemu dostrzec taką potrzebę, dlatego warto być też uważnym na to, co mówią nam bliscy - podkreśla psychoterapeutka.

Uznaje się, że normą jest, gdy żałoba trwa pół roku. Jednak to, w jaki sposób i jak długo cierpimy po stracie bliskiej osoby, to kwestia bardzo indywidualna. Proces ten może trwać nawet rok. Dlatego ważna jest czujność i uważność na symptomy, które mogą świadczyć o depresji.

Joanna Gabis-Słodownik, wicenaczelna magazynu "Twarze depresji"

Tekst ukazał się w magazynie "Twarze depresji", który można bezpłatnie pobrać ze strony Fundacji "Twarze depresji"

***

Zobacz więcej:

Ewa Szabatin: Nerwica zostaje z nami do końca życiaNewseria Lifestyle/informacja prasowa
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas