Ewa Gruszczyńska: To jest jedna z najtrudniejszych kwestii - dynamika pomocy
Dlaczego za miesiąc drastycznie spadnie liczba osób niosących pomoc powodzianom? Jak pomaganie wpływa na nasze zdrowie? Dlaczego dzieci nie można zmuszać do pomagania innym? O tych i wielu innych kwestiach opowiada profesor Uniwersytetu SWPS Ewa Gruszczyńska — psycholożka, zajmująca się badaniem korzyści, jakie wynosimy z udzielania pomocy.
Katarzyna Adamczak, Interia.pl: Zacznę od sceny rodzajowej: oto dwóch sąsiadów, którzy od lat kłócą się o "słynną" miedzę. A potem przychodzi powódź i obaj ramię w ramię napełniają worki piaskiem czy wzajemnie sobie pomagają. Jaki psychologiczny mechanizm zadziałał, że porzucili wieloletnie spory?
Ewa Gruszczyńska: W sytuacji bezpośredniego zagrożenia odpowiedź jest prosta: pomagając drugiej osobie, pomagamy też sobie. Tłumaczą to koncepcje motywacji do zachowań altruistycznych (przy czym z niektórych ostatecznie wynika, że nie ma zachowań czysto altruistycznych). Pomagając komuś, pomagamy sobie zarówno w dosłownym znaczeniu, bo chronimy np. własny dom, jak i poprzez podniesienie własne samooceny lub przekonania o własnej skuteczności. Myślimy o wówczas sobie lepiej: "potrafię coś zrobić", "jestem skuteczna", "jestem pożyteczna".
Do pomocy włączają się też osoby, którym powódź nie zagraża, poprzez zbieranie darów, wpłacanie pieniędzy, a nawet jadą na tereny objęte katastrofą i biorą udział w bezpośrednich działaniach. Dlaczego chcemy pomagać obcym ludziom?
- Faktycznie, bardziej jesteśmy skłonni pomagać członkom własnej rodziny i osobom podobnym do nas. W takiej sytuacji, o której pani mówi, przychodzi nam w sukurs teoria wymiany społecznej, a także hipoteza empatii-altruizmu.
- To może zabrzmieć cynicznie, ale według teorii wymiany społecznej pomagamy wtedy, gdy zyski z pomocy są dla nas większe niż jej koszty. Proszę jednak pamiętać, że nie mówimy tu wyłącznie o rzeczach materialnych, ale także o zyskach psychologicznych.
- Wielu z nas odczuwa dyskomfort gdy jesteśmy świadkami cierpienia innej osoby. Często pojawia się wówczas myśl: "co by było, gdybym to był ja". Nasz dyskomfort wynikający z bycia świadkiem cudzego nieszczęścia możemy zredukować, pomagając. W ten sposób wpisujemy się w regułę wzajemności, która silnie rządzi społecznościami. Można ją sparafrazować słowami: "jeśli ja pomogę, to może mi kiedyś ktoś pomoże", albo "mam prawo oczekiwać pomocy, bo sama pomagałam".
- Ponadto — w sytuacjach wyraźnie widocznych, o charakterze ogólnonarodowym, medialnym, które są przedmiotem dyskusji i troski na poziomie kraju — pomagając, zyskujemy uznanie zarówno w oczach innych, jak i we własnych oczach.
- Kolejną kwestią są normy społeczne i modelowanie zachowań. Łatwiej jest pomagać, jeśli robią to wszyscy dookoła, niż w sytuacji, która wymaga jakiegoś wyjątkowego zachowania. Z punktu widzenia psychologii społecznej bardzo istotne w naszych zachowaniach są czynniki sytuacyjne, czyli nie tylko to, kim jesteśmy, ale też to, co robią inni wokół nas i jakie są okoliczności. Jedne okoliczności bardziej sprzyjają pomaganiu — takie jak te, których niestety teraz doświadczamy — w innych pomaganie jest trudniejsze.
- Dzięki pomaganiu zyskujemy także psychologiczną kontrolę nad tym, co jest niekontrolowalne. Nad powodzią, gdy już się dzieje, nie mamy bezpośredniej kontroli, to sytuacja, w której pojedynczy człowiek nic nie może zrobić. Co więcej, nie zawsze rozumie mechanizmy, które rządzą zjawiskami meteorologicznymi, i adekwatnie rozumie pojawiające się komunikaty. To widać, gdy popatrzymy wstecz. Meteorolodzy zapowiadali bardzo intensywne opady, alarmowali wcześniej, ale mało kto sobie wyobrażał, że to będzie tak wyglądać. Pomagając, zyskujemy poczucie psychologicznej kontroli nad tą sytuacją. Deszczu nie zatrzymamy, na falę powodziową nie mamy wpływu, ale umacniając wały, mamy poczucie, że robimy wszystko, co możliwe. U niektórych osób bezczynność w takiej sytuacji rodzi bardzo duże napięcie, a działanie jest sposobem, by je rozładować. Zresztą, jeśli to działanie jest mądrze ukierunkowane i zarządzane, trudno odmówić mu sensowności. Nie wszyscy jednak tak reagują, proszę pamiętać, że są też osoby, które przychodzą popatrzeć, czy zrobić zdjęcia, nawet lekceważąc istniejące zakazy.
Zobacz również: Pisał o niej już Arystoteles. Czym jest inteligencja emocjonalna?
Wspomniała pani też o koncepcji empatii-altruizmu?
- Teoria wymiany społecznej mówi, że pomagamy, gdy zyski są wyższe niż koszty, co poddaje w wątpliwość motywacje altruistyczne. Natomiast hipoteza empatii-altruizmu tłumaczy te zachowania, kiedy pomoc pojawia się bez względu na konsekwencje dla pomagającego. Na przykład kiedy ktoś ratuje życie obcej osoby z narażeniem własnego, trudno mówić w tym przypadku o zyskach. Takiego zachowania nie da się w pełni wytłumaczyć teorią wymiany społecznej, stąd hipoteza empatii-altruizmu. Zakłada ona, że część zachowań prospołecznych może być motywowana tym, że współodczuwamy z innymi osobami. Empatyzujemy z ich cierpieniem i stąd wynika nasza pomoc. Naszym celem jest w tym sensie rzeczywista pomoc tej osobie nakierowana na jej dobro. Powiedziałabym, że hipoteza empatii-altruizmu jest adekwatna do wytłumaczenia pomocy noszącej znamiona heroiczne, kiedy trzeba naprawdę bardzo dużo poświęcić, a zyski są niepewne, czy wręcz można stracić życie. W pozostałych przypadkach skłaniałabym się raczej ku teorii wymiany społecznej poszerzonej o modelowanie i normy społeczne, o ile faktycznie nie mamy do czynienia z wyraźną identyfikacją empatyczną.
Gdy myślimy o empatii, często widzimy obraz ludzi pocieszających innych, czy wręcz płaczących razem z ofiarami. Natomiast pomoc wymaga działania - jak to się ma do współodczuwania?
- Prawdopodobnie, jak w przypadku wielu innych charakterystyk psychologicznych, mamy poziom optimum, który pozwala nam sprawnie funkcjonować w określonych okolicznościach. Zbyt mały poziom empatii w danej sytuacji nie wywoła chęci pomocy, zbyt duży może przeszkadzać w działaniu. Empatia jest też jedną z właściwości, które odróżniają nas od siebie, jedni mają jej więcej, inni mniej. Oczywiście, największy podziw budzą osoby, które zachowują zdolność i trzeźwość działania oraz jednocześnie potrafią okazywać ludzkie gesty.
Przyjmując, że pomagamy po to, żeby poczuć się lepiej, to oznacza, że efektywność pomocy ma dla nas drugorzędne znacznie?
- Wtedy właśnie widać, jakie są nasze motywacje. Są ludzie, którzy chcą być ważni, dostrzegani, tworzyć obraz siebie jako altruistów, albo zredukować własne napięcie, a tak naprawdę niewiele nie wiedzą o rzeczywistych potrzebach osób, którym "pomagają" i o tym, czy ta pomoc jest faktycznie dopasowana i wykorzystywana.
- Prawdziwą trwałość motywacji poznamy, kiedy minie "miodowy miesiąc". To, co się teraz dzieje, jest działaniem w odpowiedzi na stres ostry, natomiast skutki powodzi będą chroniczne. Dopiero długofalowo zobaczymy, na ile dostarczana pomoc jest adekwatna, a także co z prewencja podobnych wydarzeń w przyszłości. Pytanie jednak, gdzie będzie nasza uwaga za miesiąc. To jest jedna z najtrudniejszych kwestii — dynamika pomocy. Chęć pomagania w momencie kryzysu jest bardzo duża, później zaczyna opadać, nawet pojawiają się wątki zazdrości, na przykład o pieniądze od państwa. Trzeba dodać, że to nie jest tylko specyfika polska, to są procesy obserwowane w wielu badaniach dotyczących katastrof i kataklizmów.
Jak pomaganie wpływa na nasze zdrowie?
- To jest świetne pytanie. W psychologii istnieje pojęcie wsparcia społecznego. Do tej pory w badaniach koncentrowano się jednak na odbiorcy wsparcia społecznego, czyli mówiąc prostszym językiem: na tych osobach, do których pomoc jest kierowana. Znacznie mniej uwagi poświęcano zdrowiu osób pomagających, poza grupami zawodowymi, które pomocy muszą udzielać z racji wykonywanej pracy, takich jak na przykład strażacy. Wiadomo, że takie osoby ponoszą koszty związane ze zdrowiem zarówno psychicznym, jak i fizycznym.
- Na temat zdrowotnych skutków pomagania w drobnych, codziennych sytuacjach brakowało badań. Aktualnie wraz z niemieckimi naukowczyniami wspólnie realizujemy projekt badawczy na ten temat. Na tym etapie badań możemy mówić jedynie o krótkotrwałych efektach zdrowotnych, w kolejnych etapach będziemy sprawdzać, czy dochodzi do ich akumulacji.
- W świetle teorii autodeterminacji, identyfikującej autonomię, kompetencje i relacje jako trzy podstawowe potrzeby człowieka, największe pozytywne skutki dla dobrostanu pomagającego powinny się pojawić, gdy akt udzielania pomocy zaspokaja właśnie te trzy potrzeby. Po pierwsze zatem, gdy pomoc jest udzielana dobrowolnie. Innymi słowy, nie ma presji na udzielanie pomocy — robimy to dlatego, że chcemy. Zastanawiałam się nad tym w kontekście Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Spotkała pani osoby, które reagują na tę inicjatywę z niechęcią? Nie chcą pomagać, bo uważają, że jest to presja społeczna? Masowość tego zjawiska spowodowała, że niektórzy odbierają pomoc jako przymus, a gdy pojawia się przymus, przestajemy zaspokajać potrzebę autonomii, czyli tracimy poczucie, że pomagamy z własnego wyboru. Warto zatem dodać, że jeśli uczymy dzieci pomagania, to musimy uważać, by nie uczynić z tego przymusu, bo nawet jeśli osiągniemy efekt taki, że zachowanie to wystąpi, to będzie postrzegane jako kierowane motywacją zewnętrzną i zależne od zewnętrznych kar i nagród.
- Drugi warunek: po udzieleniu pomocy powinniśmy mieć przeświadczenie, że zrobiliśmy to dobrze. Bywają sytuację, w których nie wiemy, jak pomóc lub nie jesteśmy pewni swoich kompetencji. Przykładem jest tu udzielanie pierwszej pomocy. Jeśli post factum obawiamy się, że zrobiliśmy to nieprawidłowo, to nakłada na nas dodatkowe obciążenie psychologiczne - "gdybym zrobiła to inaczej, to skutki byłby lepsze". Taka konkluzja potrafi być bardzo obciążająca i jest kosztem udzielenia pomocy.
- Kolejny, trzeci warunek to poczucie, że po udzieleniu pomocy relacja z drugą osobą się pogłębiła, choćby nawet odrobinę i tylko przez chwilę w wypadku osób zupełnie obcych. Oczywiście, zależy to także od reakcji tej osoby. Jeśli nam podziękuje, chociażby uśmiechem, i doceni pomoc, to ten trzeci warunek jest spełniony, inaczej niż w sytuacji, gdy oświadczy, że tej pomocy wcale nie potrzebowała.
- Gdy te trzy warunki są spełnione po akcie pomocy, to skutki dla zdrowia psychicznego i fizycznego w krótkiej perspektywie (jak wspominałam, nie wiemy jeszcze, czy dochodzi do akumulacji tych efektów), powinny być pozytywne. Jeśli któryś z tych warunków nie jest spełniony, to sprawa robi się bardziej skomplikowana i może nawet zniechęcać ludzi do pomagania w przyszłości, przynajmniej w postaci spontanicznie podejmowanych aktów.
Zobacz również: Na to narzekamy najczęściej, ale nie wszyscy. Szczęśliwi ludzie podchodzą do tych tematów na większym luzie
Jakie fizyczne i psychiczne skutki zdrowotne ma pomaganie?
- Dopiero w ciągu ostatnich dwu dekad jest to przedmiotem bardziej systematycznych badań, wychodzących poza doniesienia anegdotyczne. W znanym badaniu osób starszych okazało się, że te, które raportowały wyższe udzielanie wsparcia innym, w okresie pięcioletnim charakteryzowały się niższą śmiertelnością. Co istotne, otrzymywanie wsparcia przez te same osoby nie miało związku z ich śmiertelnością. Te wyniki zostały także potwierdzone w innych badaniach podobnych grup wiekowych. Również badania wolontariuszy w wieku senioralnym wskazują na ciekawe zależności dotyczące możliwych oddziaływań pomagania innym na lepsze zdrowie fizyczne i psychiczne. Wśród mechanizmów wskazuje się bardziej prozdrowotną reaktywność na stres na poziomie sercowo-naczyniowym i endokrynologicznym, a także aktywację neuronalnych obszarów mózgu związanych z nagrodą oraz generalnie wyższe nasilenie emocji pozytywnych i niższe emocji negatywnych. Warto jednak w tym kontekście zauważyć, że bycie wolontariuszem często spełnia te warunki, o których rozmawiałyśmy wcześniej. Jest też działaniem długotrwałym. Gdy podejmowane jest ad hoc, to te pozytywne skutki są jednak krótkotrwałe i znikają wraz z zaprzestaniem tej aktywności.
Zobacz również: Kiedy zaczyna się starość? Naukowcy szukali granicy