Atak z ukrycia
Przed wirusowym zapaleniem wątroby typu B chroni szczepionka, wobec wirusa C jesteśmy bezradni. Nadal najbardziej niebezpieczne są kontakty... ze służbą zdrowia. Patrzmy więc na ręce lekarzom i pielęgniarkom oraz badajmy się!
Oficjalne statystyki mówią o 40 tys. Polaków zakażonych wirusem HCV, ale specjaliści twierdzą, że może być ich nawet 700 tys. Rozbieżności biorą się stąd, że chorzy przez wiele lat nie odczuwają żadnych dolegliwości albo są one mało charakterystyczne, np. osłabienie, apatia, bóle mięśni czy obniżenie nastroju. - Dlatego raz na 2-3 lata warto sprawdzić, czy wirus HCV nie zadomowił się w naszym organizmie - radzi prof. dr hab. Waldemar Halota, szef Polskiej Grupy Ekspertów HCV, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy.
PANI: Przy okazji rutynowych badań dowiadujemy się, że mamy we krwi wirus HCV wywołujący zapalenie wątroby typu C. Szok! To przecież potencjalnie śmiertelna choroba.
Prof. Waldemar Halota: Wykrycie przeciwciał anty-HCV nie przesądza jeszcze o tym, że jesteśmy chorzy. To tylko dowód na to, że w przeszłości zostaliśmy zakażeni. Żeby dowiedzieć się, czy zakażenie jest aktywne i czy wywołało jakiekolwiek skutki zdrowotne w organizmie, niezbędne są badania molekularne wykrywające wirusa HCV.
Może je zlecić lekarz rodzinny?
Nie, powinien skierować pacjenta z dodatnim wynikiem badania na obecność przeciwciał do specjalisty chorób zakaźnych lub hepatologa.
Podobno niektóre typy HCV są bardziej oporne na leczenie.
Wiadomo, że pacjent z wirusem o genotypie 1 prawdopodobnie nie będzie reagował na terapię tak dobrze jak chory z genotypem 2 lub 3. Półroczna terapia pozwala pozbyć się wirusa u 80 proc. chorych z "2" i "3". Przy "1" pozytywnego wyniku spodziewamy się tylko u połowy.
Na czym polega leczenie?
Podajemy dwa leki przeciwwirusowe: interferon i rybawirynę, przez 6-12 miesięcy, w przypadku genotypu 1 dłużej - do 72 tygodni.
Czy obowiązuje zasada: im szybciej rozpoczniemy terapię, tym lepiej?
Badania potwierdzają, że im szybciej rozpoczniemy leczenie, tym lepszy będzie efekt terapeutyczny. Ale wiemy też, że tylko 20 procent chorych bez leczenia będzie mieć marskość i raka wątroby. Nie ma wątpliwości, że pacjent z zaawansowaną patologią wątroby powinien być natychmiast leczony, a w innych przypadkach można poczekać. Nie potrafi my prognozować rozwoju choroby, musimy pacjenta wnikliwie i systematycznie obserwować.
Jest szansa, że organizm sam wyeliminuje wirusa?
Prawdopodobnie 20 proc. zakażonych zwalcza wirusa spontanicznie. Pacjenci ci nie są aktywnie zakażeni, stąd nie wymagają leczenia. U pozostałych 80 proc. zakażenie HCV przechodzi w stan przewlekły. Marskość, rzadziej rak wątroby rozwiną się u co piątego z nich. Niestety, choć bardzo byśmy chcieli, nie potrafi my przewidzieć, dla kogo choroba jest najgroźniejsza.
Chorzy, którzy przeszli leczenie przeciwwirusowe, twierdzą, że to koszmar. Podobno mogą wystąpić zaburzenia psychiczne, a nawet przypadki uszkodzenia szpiku kostnego.
Niektórzy chorzy rzeczywiście fatalnie to znoszą. Bywa, że muszą przerwać leczenie. Jednak w większości przypadków objawy uboczne łagodnieją po kilku tygodniach. Nie ma trwałych negatywnych skutków leczenia interferonem.
Ale podobno zdarzają się nawroty choroby...
Owszem. Dlatego pacjent jest pod obserwacją jeszcze przez 24 tygodnie od zakończenia terapii. Ale nawet jeśli dojdzie do nawrotu, to rokowania są dobre, bo ci chorzy prawdopodobnie znowu pozytywnie zareagują na leczenie.
Czy lekarz może wtedy coś zaoferować?
Niewiele, ale jest szansa, że jeszcze w tym roku pojawi się nowy lek. Zamiast dwóch standardowych preparatów będziemy mogli zaproponować skuteczniejszą terapię trójlekową.
Co to za substancja?
Ta cała nowa grupa leków to inhibitory proteazy serynowej, czyli enzymu niezbędnego do namnażania wirusa. Wiemy z badań klinicznych, że szansa na skuteczną terapię zwiększa się wtedy o kilkadziesiąt procent w stosunku do obowiązujących obecnie schematów. Te leki dają nadzieję zwłaszcza tym, którzy wcześniej nie reagowali na leczenie. Ostatnio dwa takie preparaty - boceprevir i telaprevir - zostały wprowadzone w Stanach Zjednoczonych.
Kto powinien się zbadać w kierunku HCV?
Właściwie każdy, bo okazji do zakażenia mieliśmy w życiu bardzo dużo. Wystarczy pobrać odrobinę krwi z żyły łokciowej, na przykład w trakcie robienia rutynowej morfologii. Badanie na obecność przeciwciał anty-HCV przeprowadza się w prawie każdym laboratorium, kosztuje ok. 30 złotych.
A jeśli moje próby wątrobowe i transaminazy są w porządku?
Wyniki mogą być w normie pomimo zakażenia. Jeżeli aktywność transaminaz wzrasta nawet w niewielkim stopniu, to zawsze trzeba wykluczyć zakażenie HCV.
Gdzie można się zarazić?
Szacujemy, że 80 procent to zakażenia szpitalne, oczywiście nie chodzi tu o sam szpital, ale o wszystkie jednostki służby zdrowia. Uważa się, że poważnym zagrożeniem są drobne zabiegi medyczne - stomatologiczne, endoskopowe, iniekcje itp.
Chodzi o złą sterylizację narzędzi?
Nie tylko. Ważne są także zaniedbania związane z nieprzestrzeganiem procedur tych zabiegów. Nawet założenie rękawiczek nie gwarantuje bezpieczeństwa, bo część pracowników służby zdrowia robi to tylko po to, by chronić siebie, zapominając o pacjencie.
Ale przy pobieraniu krwi mogę zwrócić uwagę pielęgniarce, żeby zmieniła rękawiczki.
Oczywiście. Tylko powinna też pani pilnować, żeby nie robiła w nich niczego, co nie jest bezpośrednio związane z tą czynnością: nie brała długopisu lub słuchawki telefonu, nie otwierała szafki, nie poprawiała włosów, nie zapalała światła...
W domu zwykle używa się wspólnych nożyczek do paznokci, cążek. To też jest groźne?
Teoretycznie tak, ale bardziej martwiłbym się wizytą u fryzjera, kosmetyczki, w salonach tatuażu czy kolczykowania. Ryzyko jest zawsze, gdy dochodzi do uszkodzenia ciągłości tkanek.
Nie wystarczy zrobić tego badania raz w życiu, prawda?
Uważam, że powinniśmy się badać co 2-3 lata.
Rozmawiała Katarzyna Koper