Kamila Szczawińska: Wszystko jest dla ludzi, nawet fast foody
Kamila Szczawińska próbuje przełamać stereotyp, że modelki nie jedzą. Choć w jej kuchni królują warzywa i owoce, zdarza jej się skusić nawet fast fooda. "Wszystko jest dla ludzi" - przekonuje PAP Life Szczawińska i zachęca do wspólnego gotowania z dziećmi.
PAP Life: Spotykamy się na warsztatach kulinarnych dotyczących pani książki "Kuchnia dla całej rodziny". Dlaczego w ogóle zdecydowała się pani ją napisać?
Kamila Szczawińska: W zasadzie to wszystko działo się trochę poza mną, bo gromadzone od lat przepisy kulinarne - zarówno te od przyjaciół, jak i moje autorskie - zawsze skrzętnie zapisywałam w swoim notesiku. Dwa i pół roku temu moi przyjaciele namówili mnie na założenie bloga - właściwie sami wykupili mi domenę, ja tylko musiałam wybrać grafikę i nazwę. Stwierdzili bowiem, że moje przepisy nie mogą się marnować i powinnam pokazać je światu. Pod koniec zeszłego roku odezwało się do mnie wydawnictwo z propozycją napisania książki. Pomyślałam - dlaczego nie?
PAP Life: W kuchni czuje się pani jak ryba w wodzie?
K.Sz.: Zdecydowanie tak. Uwielbiam gotować i wymyślać nowe potrawy. Będąc jeszcze w nastoletnim wieku wydawało mi się, że nie mam żadnych talentów - ani nie umiem tańczyć, ani nie umiem ładnie rysować, ani nie umiem śpiewać... Później moja mama i moi znajomi uświadomili mi, że przecież świetnie gotuję. Rzeczywiście jest tak, że z niczego potrafię zrobić naprawdę fajne danie. Wystarczy makaron, ser, trochę oliwy z oliwek, by powstała z tego świetna pasta. Także mam taką kulinarną wyobraźnię, lubię kreować dania i w kuchni nie ma dla mnie żadnych ograniczeń.
PAP Life: Kto nauczył panią gotować?
K.Sz.: Mama. To ona zawsze robiła pyszne zupy i inne smakowite dania. Jak wracaliśmy ze szkoły, w domu już czekał na nas ciepły obiad. Także mama zdecydowanie była prekursorem mojego gotowania.
PAP Life: Czym charakteryzuje się kuchnia w pani domu? Jakich produktów nie może zabraknąć w pani lodówce?
K.Sz.: Warzywa i owoce to jest podstawa. Jemy też bardzo dużo ryżu, makaronów i wszelkiego rodzaju kasz. W naszej diecie są też ryby. Staramy się, żeby ta kuchnia była urozmaicona.
PAP Life: Gotuje pani ze swoimi dziećmi. Jakby zachęciła pani innych rodziców do wspólnego gotowania ze swoimi pociechami?
K.Sz.: Rzeczywiście, gotuję z Julkiem i Kalinką i czerpię z tego ogromną radość. Myślę, że takie wspólne gotowanie rodziców z dziećmi należy podjąć jak najszybciej, bo jest taki moment, że najpierw dzieci chcą, a później już nie chcą. Zauważmy, że jeśli mama kilka razy powie "nie przeszkadzaj mi", "odejdź", "sama zrobię to lepiej i szybciej", "tylko mi tu nabrudzisz" to dzieci tracą zapał, tracą tę dziecięcą chęć do próbowania, do robienia tego z innymi. Dlatego też, kiedy odwiedzają nas znajomi, mój synek przygotowuje dla nas swoje popisowe smażone pieczarki - najpierw sam je myje, obiera i kroi, a potem smaży je na maśle klarowanym i dodaje sól. Potem wszyscy się nimi zajadamy. Na razie to są takie proste dania, ale mój syn ma świadomość, że jest mistrzem jakiegoś dania. On to lubi i cieszy się, że swoim kucharzeniem potrafi sprawić nam taką przyjemność. Kalina już stwierdziła, że chce iść do "MasterChefa". Także moje dzieci mają takie swoje małe, ambitne plany, które gdzieś z tego naszego wspólnego gotowania wynikają.
PAP Life: Czy w tym zdrowym gotowaniu zdarzają się jakieś odstępstwa?
K.Sz.: W ogóle nie traktuję tego, jako czegoś nienormalnego. Wszystko jest dla ludzi, nawet fast foody. Czasami, kiedy np. wybieramy się do Włoch na narty i jedziemy 15 godzin, wolę zjeść frytki niż w jakiś okolicznych restauracjach, gdzie kiedyś trafiliśmy na ohydną zupę instant. Więc oczywiście zdarza mi się. Poza tym sama piekę w domu ciasta, robię torty bezowe, właściwie w każdy weekend mamy w domu tego typu słodycze. To wszystko jest dla ludzi, tylko trzeba pamiętać o umiarze. Moje dzieci czasem zjedzą lizaka albo gumę, ale na co dzień tego unikamy. Staramy się zastępować to zdrowszymi składnikami. Nie można popadać w skrajność w żadną stronę, bo żadna skrajność nie jest zdrowa.
PAP Life: Jest pani nie tylko modelką, ale i psychodietetykiem. Próbuje pani przełamać stereotyp, że modelki nie jedzą?
K.Sz.: Tak, zdecydowanie to jest mit. Widzę to po sobie, że kiedy przez natłok obowiązków zapomnę zjeść kolację to o godzinie 22. mój organizm wyje, że jest głodny i wtedy muszę zjeść coś lekkiego. Poza tym przy takiej ilości treningów, jaką mam nie jestem w stanie nie jeść - zdarzyło mi się kilka razy, że przed treningiem nie zjadłam, przez co w połowie zajęć musiałam wyjść, bo nie miałam siły trenować.
Oczywiście wśród modelek - zresztą tak, jak w każdej innej grupie, w biurze, w pracy - znajdzie się dziewczyna, która się odchudza; inna będzie uprawiała dużo sportów i będzie jadła więcej, a i tak będzie szczupła; jeszcze inna będzie bardziej otyła i mimo podjętych prób nie będzie mogła zgubić tych kilogramów. To wszystko jest indywidualną kwestią zarówno genów, hormonów, jak i trybu życia. Natomiast moje koleżanki modelki jedzą, jedzą bardzo zdrowo i bardzo dużo trenują.
Z Kamilą Szczawińską - modelką, psychodietetykiem oraz autorką bloga kamilaszczawinska.pl i książki "Kuchnia dla całej rodziny" - rozmawiała Paulina Persa.