Reklama

Nie igraj z bólem

Co drugi Polak próbuje walczyć z bólem bez pomocy lekarza. Trendy w tej walce wyznacza reklama.

Ostatnio najmodniejsze są duże dawki: max, forte, ultra forte. Jeśli cierpisz, nie racz się koktajlem przypadkowych leków przeciwbólowych, tylko idź do lekarza - Ustali przyczynę dolegliwości i przepisze odpowiedni środek.

Nowoczesna kobieta oprócz szminki, komórki i kilku innych drobiazgów nosi w torebce tabletki przeciwbólowe. Po co? A nuż dopadnie ją ból, który zagrozi realizacji napiętego planu dnia. Która z nas ma czas, by się nim przejmować? Łykamy tabletkę i po sprawie. Nie pomaga? Bierzemy kolejną i tak aż do skutku. Doradcą jest najczęściej przebrany za lekarza aktor z telewizyjnej reklamy, a powinien nim być prawdziwy specjalista.

W ciągu ostatnich kilku lat sprzedaż przeciwbólowych środków bez recepty systematycznie rośnie. Można kupić je w supermarkecie, na stacji benzynowej czy w kiosku z gazetami. Koncerny farmaceutyczne liczą zyski, a lekarze pierwszego kontaktu coraz częściej mają do czynienia ze zrujnowanymi żołądkami i wątrobami ich klientów.

Faszerujemy się bez opamiętania środkami przeciwbólowymi, bo we współczesnym świecie nie ma miejsca na słabość. A ból jest jej oznaką. Traktujemy go wyłącznie jako wroga, z którym trzeba się niezwłocznie rozprawić. Tymczasem często bywa on naszym sprzymierzeńcem, ba, czasem nawet ratuje nam życie.

- Natura wymyśliła ból po to, by wymusić na człowieku zmianę zachowań, które mu szkodzą - twierdzi anestezjolog dr Dariusz Puławski z Centrum Medycznego Alcor. - To sygnał alarmowy, który świadczy o tym, że w organizmie dzieje się coś niepokojącego. Zażycie tabletki przeciwbólowej wycisza sygnał, ale nie likwiduje przyczyny jego uruchomienia. Mogło wywołać go banalne zakłócenie w przekazywaniu informacji pomiędzy komórkami nerwowymi, jakiś stan zapalny, ale też poważna choroba. Dlatego żadnego bólu nie można bagatelizować. Jeśli ból pojawia się okazjonalnie, powiedzmy kilka razy w roku, można bez obaw połknąć kupioną bez recepty tabletkę - tłumaczy dr Puławski. - Ale jeżeli powraca często, nasila się, utrudnia normalne funkcjonowanie, nie ma sensu walczyć z nim na własną rękę. Warto poradzić się lekarza pierwszego kontaktu, który przede wszystkim postara się ustalić jego przyczynę. Bo ból sam w sobie nie jest chorobą. Ale może być jej objawem.

Czasami ból głowy jest zwyczajową reakcją organizmu na nagłe obniżenie ciśnienia atmosferycznego, oznaką nadciśnienia tętniczego, które trzeba leczyć, ale jego przyczyną może też być zagrażający życiu tętniak mózgu. W takiej sytuacji ratuje życie spostrzeżenie, że ból jest inny niż zwykle.

- Nie wolno lekceważyć bardzo silnego, gwałtownego bólu głowy, silnego bólu w klatce piersiowej - ostrzega dr Puławski. - Trzeba jak najszybciej zgłosić się do lekarza lub wezwać pogotowie. Porady lekarskiej trzeba zasięgnąć zawsze, kiedy bólowi towarzyszą gorączka lub niepokój, a na przykład w przypadku bolącego stawu także zaczerwienienie i opuchlizna.

Aby udzielić lekarzowi potrzebnych do postawienia diagnozy informacji, trzeba obserwować częstotliwość nawracania bólu, jego nasilenie oraz charakter. Warto próbować go opisać. Zastanowić się, czy jest tępy, przeszywający, tętniący, miażdżący.

Często diagnoza jest zaskakująca. Po badaniu lekarskim okazuje się, że zażywany tygodniami lek przeciwbólowy wcale nie jest potrzebny, bo przyczyna nawracających dolegliwości tkwi np. w zapaleniu zatok lub nadciśnieniu, które trzeba leczyć, ale zupełnie inaczej. Przyczyną uporczywego bólu krzyża może się okazać choroba nerek. Bywa, że pacjent nękany codziennymi bólami brzucha wychodzi z gabinetu lekarskiego z receptą na środek rozkurczowy oraz zaleceniem stosowania bogatej w błonnik diety i dużej dawki ruchu.

Dzieje się tak, gdy lekarz podejrzewa, że przyczyną bólu jest zespół nadwrażliwego jelita, IBS (Irritable Bowel Syndrome), wywołany prawdopodobnie przez stres. Pod jego wpływem mięśnie jelit kurczą się zbyt wolno lub zbyt gwałtownie. W takiej sytuacji próby samoleczenia środkami przeciwbólowymi tylko odwlekają postawienie diagnozy i rozpoczęcie właściwej terapii.

Jeśli lekarz pierwszego kontaktu będzie miał problem z ustaleniem przyczyny bólu, wypisze skierowanie do innego specjalisty (neurologa, reumatologa, ortopedy czy anestezjologa). Pomocy można szukać też w poradniach leczenia bólu. Jest ich w Polsce 270. Żeby zostać przyjętym, trzeba mieć skierowanie. Większość trafiających tam pacjentów ma za sobą lata samowolnej terapii, która nie przynosi ulgi, a jedynie rujnuje układ pokarmowy.

Właściwy wybór

Jeśli nie działają środki przeciwbólowe dostępne bez recepty, to wcale nie znaczy, że bólu nie da się uśmierzyć. Współczesna medycyna prawie zawsze potrafi przynieść ulgę w cierpieniu. Jeżeli nawet nie jest w stanie usunąć jego przyczyny, to radzi sobie z jego łagodzeniem.

- Uznanym na świecie standardem w walce z bólem jest tzw. drabina analgetyczna - mówi dr Puławski. - To schemat podziału metod leczenia bólu od najdelikatniejszej po najsilniejszą. Na dole drabiny znajduje się paracetamol i inne niesteroidowe leki przeciwzapalne, na szczycie - mocne leki narkotyczne dostępne wyłącznie na receptę. Kluczowa sprawa to stosowanie leczenia adekwatnego do bólu. Obowiązuje zasada, że leki z wyższych szczebli drabiny analgetycznej stosuje się dopiero wtedy, gdy nie działają te z niższej.

Dlaczego nie warto wytaczać od razu ciężkiej artylerii? Przede wszystkim dlatego, że im wyższy szczebel, tym silniejsze działania niepożądane stosowanych leków - tłumaczy dr Puławski.

- Ale także dlatego, że może zaistnieć konieczność dłuższego leczenia i wówczas, kiedy przestanie działać lek z niższego szczebla drabiny analgetycznej, co jest niestety zjawiskiem naturalnym, przechodzimy na wyższy. Stosując lek z niższego poziomu, zostawiamy sobie pole manewru.

Czasem zamiast zmieniać szczebel drabiny analgetycznej, wystarczy zwiększyć dawkę popularnego leku przeciwbólowego. Jednak żeby kupić w aptece silniejszą wersję, musisz mieć receptę. Lekarz podpowie też, co zrobić, by ochronić żołądek przed szkodliwym działaniem leków przeciwbólowych. W dolegliwościach stawowych być może zaleci rehabilitację lub krioterapię, w męczącym bólu pleców - blokadę ciągle drażnionego nerwu. To drobny zabieg polegający na wstrzyknięciu bezpośrednio do stawu leku sterydowego działającego przeciwzapalnie.

Może też zaproponować zupełnie inne rozwiązanie: zamiast faszerować się lekami przeciwbólowymi do końca życia, zleci zabieg polegający na zniszczeniu uszkodzonego lub uciskanego nerwu np. metodą termolezji lub neurolizy. Pierwsza z nich polega na precyzyjnym wprowadzeniu cieniutkiej elektrody w bezpośrednie sąsiedztwo nerwu i zadziałanie na niego przez 60-120 sekund prądem o częstotliwości fal radiowych. W przypadku neurolizy lekarz wstrzykuje substancje chemiczne, które wyłączają działanie nerwu, najczęściej alkohol etylowy, fenol lub glicerol.

Cudowna tabletka?

Reklamy środków przeciwbólowych przypominają filmy science fiction. Inteligentny lek błyskawicznie lokalizuje źródło bólu i niszczy je. To bzdura! Żadna tabletka nie działa wyłącznie w miejscu, gdzie pojawia się ból, lecz wpływa na cały organizm. Zanim faktycznie dotrze do miejsca bólu, musi najpierw trafić do żołądka, potem do wątroby, gdzie zostanie zmetabolizowana, a następnie wchłonięta do krwi. Wraz z nią dociera do każdego zakamarka organizmu, także tego, skąd pochodzi ból.

Co robić, jeśli połknięta tabletka nie uśmierza bólu? Zanim sięgniesz po kolejną, koniecznie przeczytaj ulotkę. Częsty błąd to równoczesne zażywanie kilku środków przeciwbólowych przepisanych przez różnych lekarzy. Inny - łykanie specyfików o takim samym składzie, które różni tylko nazwa handlowa. Jeśli nie pomaga apap, nie pomoże też panadol, saridon, cefalgin, codipar czy acenol, bo wszystkie zawierają paracetamol.

- Sens ma zażycie leku zawierającego inną substancję czynną, np. ibuprofen, metamizol, naproksen czy diclofenac - tłumaczy dr Puławski. - Trzeba jednak uważać, by nie przekroczyć dopuszczalnej dawki. W przeciwnym razie samoleczenie może skończyć się zatruciem (wtedy czeka cię płukanie żołądka) albo uszkodzeniem wątroby.

W dalszej perspektywie trzeba brać pod uwagę inne poważne konsekwencje nadużywania środków przeciwbólowych, takie jak wrzody żołądka i dwunastnicy. Szczególną ostrożność przy sięganiu po leki przeciwbólowe powinni zachować cierpiący na choroby nerek i wątroby. Ci muszą wybór środka i jego dawkę omówić ze swoim lekarzem.

Częste zażywanie środków przeciwbólowych przez dłuższy czas, nawet tych najpopularniejszych, subtelnie zmienia funkcjonowanie układu nerwowego. Gdy ich stężenie w organizmie

spada, pojawia się ból zwany polekowym, rykoszetowym lub z odbicia. To choroba sama w sobie. Na własną rękę nie do wyleczenia. Błędne koło napędzające konieczność ciągłego zażywania leków przeciwbólowych może przerwać tylko lekarz. Są metody pozwalające pacjentowi przetrwać bardzo trudny czas związany z odstawieniem środków przeciwbólowych. Ale można z nich korzystać wyłącznie pod okiem specjalisty.

U dentysty

Jeśli twój dentysta sprawia ci ból, zmień gabinet. Współczesna stomatologia dysponuje całą gamą leków, dzięki którym leczenie może być całkowicie bezbolesne. Najpopularniejsze są znieczulenia w zastrzykach. Działają szybko, są skuteczne i bezpieczne. Można je stosować nawet u alergików i kobiet w ciąży (nie wolno jedynie lignokainy). Nie ma osoby, która nie reaguje na znieczulenie.

Jeśli pacjent ciągle odczuwa ból, trzeba zwiększyć dawkę, a jeżeli nie działa jeden lek, należy podać inny. Dzięki specjalnym igłom stomatologicznym grubości setnych milimetra ukłucie jest prawie bezbolesne. Nie poczujemy go wcale, kiedy dentysta posmaruje wcześniej miejsce wkłucia specjalnym żelem znieczulającym.

Szczególnie spiętym pacjentom stomatolog może zaproponować leczenie w podtlenku azotu popularnie zwanym gazem rozweselającym. Pod jego wpływem mięśnie rozluźniają się, humor poprawia, nadnercza przestają produkować adrenalinę. Teraz lekarz może spokojnie podać znieczulenie.

Jeśli mimo wszystko pacjent jest silnie zestresowany, stomatolog może zaproponować mu zastrzyk częściowo wyłączający świadomość (fachowe określenie to sedacja). Wprawdzie jest po nim przytomny, odpowiada na pytania lekarza, ale nie czuje bólu, jego ciało jest nienaturalnie rozluźnione, nastrój lekko euforyczny. Pacjenci poddawani długim i skomplikowanym operacjom stomatologicznym w stanie sedacji mają poczucie, że zabieg trwał kilka minut. Wyjątkowo nieodporni na ból pacjenci, dla których sama atmosfera zabiegu, widok i odgłosy narzędzi są nie do zniesienia, mogą być leczeni w narkozie. Wtedy jednak konieczna jest obecność anestezjologa, ale zwiększa to koszty zabiegu nawet o kilkaset złotych.

Poród bez bólu

Ból porodowy potrafi trwać wiele godzin i zniechęcać do ponownego zajścia w ciążę. Na szczęście medycyna potrafi sobie z nim poradzić. Za najskuteczniejszą i najbezpieczniejszą metodę jego łagodzenia uważa się znieczulenie zewnątrzoponowe. Powoduje ono odcięcie bodźców bólowych z macicy do mózgu, ale nie blokuje całkowicie czucia. Dzięki temu rodząca może chodzić, po porodzie ma pełny kontakt z dzieckiem i może je karmić piersią.

Zabieg polega na wprowadzeniu igły, a przez nią cienkiego cewnika w bezpośrednie sąsiedztwo opony twardej otaczającej rdzeń kręgowy. Nakłucie robi się w lędźwiowej części kręgosłupa (nie boli). Następnie igła jest usuwana, a cewnik mocowany plastrem do pleców. Przez cewnik lekarz podaje lek przeciwbólowy, który drogą dyfuzji przez oponę twardą przedostaje się do płynu mózgowo-rdzeniowego. Zaczyna działać po 10-15 minutach. Jedna dawka wystarcza na blisko dwie godziny. Jeśli zachodzi taka potrzeba, lekarz przez ten sam cewnik może podać następną.

Przy znieczuleniu zewnątrzoponowym, w przeciwieństwie do innych stosowanych dawniej metod łagodzenia bólu porodowego jak dożylne podawanie leków przeciwbólowych i uspakajających, środek przeciwbólowy nie przedostaje się do krwi dziecka. Kobieta, która mniej cierpi przy porodzie, lepiej współpracuje z lekarzem i położną, a po urodzeniu dziecka jest mniej zmęczona i może się nim zająć.

W Europie Zachodniej znieczulenie zewnątrzoponowe przy porodzie to standard. U nas to ciągle luksus, za który trzeba płacić 300-800 zł. Ale nawet deklaracja wniesienia opłaty nie daje gwarancji, że znieczulenie otrzymamy. Dlaczego? Bo w szpitalach położniczych brakuje anestezjologów.

Prawdopodobnie to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego w Polsce ciągle wzrasta odsetek cesarskich cięć. Kobiety, obawiając się bólu, próbują wymuszać na swoich położnikach wykonanie cesarskiego cięcia. Wtedy nie może zabraknąć anestezjologa.

Znieczulenie przy porodzie ma wielu przeciwników, którzy uważają je za fanaberię rodzących kobiet. Niestety, pogląd: "Jak boli, to widocznie musi boleć", podziela też część lekarzy innych specjalności. Uważają, że łagodzeniem cierpienia chorych nie warto się zajmować. Z tym niehumanitarnym podejściem do pacjenta musimy walczyć. Nie warto cierpieć bezsensownie, bo odbiera to siły do walki z chorobą. Pacjent ma prawo domagać się łagodzenia bólu. Bez względu na to, co na ten temat myśli lekarz.

Katarzyna Koper

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: choroby | środek | leki | zabiegi | znieczulenie | lekarz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy