Reklama

Niebezpieczny prezent od komara

W Polsce co roku notuje się nawet kilkadziesiąt przypadków malarii zawleczonej zza granicy. Kluczem do skutecznej terapii jest szybka diagnoza. Są też sposoby, by ryzyko zachorowania na malarię zmniejszyć.

Malaria, zwana też czasami zimnicą, to choroba wywoływana przez zarodźce (Plasmodium), jednokomórkowe pierwotniaki przenoszone przez komary.

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w 2015 roku odnotowano 214 milionów przypadków tej choroby, a 438 000 osób zmarło. Najwięcej przypadków (90 proc.) zanotowano na terenie Afryki, która, poza kilkoma państwami, stanowi region, gdzie malaria panuje w najlepsze. Z jej powodu umiera co setny chory.

Jak się chronić przed malarią?

Najlepiej nawet na kilkanaście tygodni przed egzotycznymi wakacjami udać się do lekarza, przy czym warto wizytę odbyć u specjalisty medycyny tropikalnej lub chorób zakaźnych. Planując egzotyczne wakacje należy zastanowić się, czy przed wyjazdem nie warto kupić środków przeciwmalarycznych. Są na receptę, dlatego trzeba się skontaktować z lekarzem - specjalistą od chorób tropikalnych.

Reklama

- W różnych rejonach świata występują różne rodzaje malarii, bo różne są gatunki zarodźca. I na stronach WHO i Ministerstwa Zdrowia oraz Głównego Inspektoratu Sanitarnego znajdują się dane, w jaki sposób należy się zabezpieczyć - mówi dr Aleksandra Gliniewicz, kierownik Samodzielnej Pracowni Entomologii Medycznej i Zwalczania Szkodników w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego-Państwowym Zakładzie Higieny w Warszawie.

Warto również poprosić o radę ambasadę lub przedstawicielstwo kraju, do którego się udajemy. Tamtejsi urzędnicy mają najlepsze rozeznanie, w jakim rejonie można zetknąć się z komarami przenoszącymi zarodźce malarii. Na przykład jadąc do Indii w zimie, w styczniu-lutym, w okolicach Himalajów, trudno spotkać komary malaryczne.

Jeśli już zdobędziemy właściwe informacje, nie należy się wahać przed zażyciem leków przeciwmalarycznych.

- Z całą pewnością, jadąc w okolice, gdzie malaria występuje, bezpieczniej jest brać takie leki, niż ich nie brać. Gdy jadę z grupą w potencjalnie malaryczne rejony Afryki, zalecam ich branie - mówi podróżnik i dziennikarz, były redaktor naczelny National Geographic Polska, Dariusz Raczko.

Na temat "szkodliwości" tych preparatów krążą rozmaite mity w internecie. Ludzie nie chcą ich brać, bo obawiają się dolegliwości żołądkowych, bezsenności i dziesiątków innych komplikacji.

- W przypadku 2-3 osób w grupie zdarzają się efekty uboczne, człowiek czuje się nieco "skołowany", ma gorsze samopoczucie, czasami dostaje gorączki. Trudno mi jednak ocenić, na ile stan ten jest wynikiem brania leków, a na ile zmiany klimatu z polskiego na tropikalny. Korzyści, jakie się odnosi dzięki tym preparatom wielokrotnie przewyższają ewentualne koszty. Z moich towarzyszy wypraw nikt nigdy nie zachorował na malarię - dodaje Raczko.

Jadąc w tereny, gdzie występuje malaria trzeba pamiętać o zabraniu moskitiery albo zainteresować się, czy tam, gdzie będziemy nocować, będzie moskitiera albo siatki w oknach, ponieważ komary malaryczne wlatują do pomieszczeń i kłują nocą. Co istotne: polskie komary mają tę irytującą cechę, że bzyczą, ale przynajmniej wiadomo, że krwiopijca krąży; tych tropikalnych nie słychać. Można też kupić w Polsce i zabrać ze sobą elektrofumigatory, czyli włączane do kontaktu urządzenia, które emitują środki chemiczne zabijające owady.

- Jeśli chodzi o repelenty, czyli preparaty w formie spreju, stosowane na ubranie i skórę, należy używać takich o stężeniu substancji aktywnych wyższym niż te, które stosujemy w Polsce. Na miejscu są na pewno lepsze niż nasze, produkowane do odstraszania miejscowych komarów - radzi dr Gliniewicz.

Kiedy do lekarza po egzotycznych wakacjach?

Czasami jednak jedziemy zagranicę na egzotyczny urlop, bo w ostatnim momencie kupiliśmy wycieczkę last minute, albo jadąc daleko, nie bierzemy leków przeciwmalarycznych, bo wydaje się nam, że akurat w tym rejonie nie ma teraz malarii. Jakie nietypowe objawy powinny zwrócić naszą uwagę?

- Każde. Idziemy do lekarza i bezwzględnie mówimy, że byliśmy w takim to a takim miejscu. Cokolwiek, co się zadzieje, co jest niestandardowe, powinno być powodem wizyty w przychodni. Różne objawy mogą towarzyszyć zachorowaniu na malarię, zależy to od typu zarodźca oraz naszej indywidualnej wrażliwości. Możemy mieć do czynienia także nie tylko z malarią, ale i innymi schorzeniami tropikalnymi - mówi dr Gliniewicz.

Warto zachować czujność, bo jak wynika z informacji zawartych w najnowszym raporcie: "Sytuacja zdrowotna ludności Polski i jej uwarunkowania", w przypadku przywiezionej z tropików malarii (nawet kilkadziesiąt chorych każdego roku), zdarzają się zgony z powodu opóźnienia w identyfikacji choroby. Zdarza się też, iż pacjent zapomina powiedzieć lekarzowi, że był jakiś czas temu za granicą. Tymczasem w przypadku niektórych zarodźców choroba może rozwijać się ponad dwa tygodnie, a czasami i dłużej.

- Przychodzi pacjent z gorączką, ma objawy przeziębienia, zapracowany jest, choć tuż po urlopie, prosi o krótkie zwolnienie. W tym wypadku lekarz powinien zachować czujność - podsumowuje dr Gliniewicz.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że obraz kliniczny malarii coraz częściej odbiega od klasycznego, znanego choćby z literatury przygodowej (nawracająca w równych odstępach czasu gorączka z dreszczami). To zaś może komplikować trudności we wstępnym rozpoznaniu, zwłaszcza wtedy, kiedy pacjent nie poinformuje lekarza o tym, że przebywał w tropikach.

Od początku 2017 roku do połowy lipca zarejestrowano w Polsce już 43 przypadki malarii zawleczonej zza granicy.  

Nie warto ryzykować. Na malarię, mimo zastosowania ultranowoczesnych leków, wciąż umiera co setny chory.

Anna Piotrowska

www.zdrowie.pap.pl
Dowiedz się więcej na temat: komary
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy