"Mam 36 lat, mój mąż 39. W naszej sypialni nic się nie dzieje" [LIST DO REDAKCJI]
- Mam 36 lat, mój mąż 39. Robimy to raz w miesiącu, a i wtedy trudno to nazwać seksem, przypomina raczej jakieś mechaniczne spółkowanie. Zimne, rutynowe, żeby szybciej mieć z głowy - pisze w liście do redakcji Alicja. Kocham mojego męża i jesteśmy naprawdę zgodną parą. Wydaje się, że jedynym poważnym problemem, jaki mamy, jest właśnie to, że on nie chce - dodaje.
Poznaliśmy się osiem lat temu przez Internet. Początkowo nasz związek był związkiem na odległość. Rozmawialiśmy dużo, spotykaliśmy się jak najczęściej się dało i wtedy faktycznie potrafiliśmy nie wychodzić z łóżka. Zdaję sobie sprawę, że to niejako przywilej "świeżej" miłości, ale kiedy zdecydowaliśmy się zmienić swoje życie i zamieszkać razem, wciąż było ok. Długie miesiące, nawet lata pamiętam jako udane pod tym względem.
Nie zmieniły tego nawet dzieci, a rodziłam rok po roku. Wciąż czułam, że go pociągam i ja też czułam do niego to samo. Coś niedobrego zaczęło się dziać dwa lata temu. Zbliżenia stały się coraz rzadsze. Na początku tego nie zauważyłam, zaczęłam się nad tym zastanawiać dopiero, gdy po raz kolejny na moje wieczorne zaloty zareagował zgaszeniem światła, poklepaniem po udzie i odwróceniem na drugi bok (plecami do mnie!).
Nie naciskałam, bo przecież nie każdy zawsze musi mieć ochotę. "Może takiego mam pecha, że zawsze trafiam w nieodpowiedni moment" - myślałam. Ale potem dotarło do mnie, że tylko ja inicjuję seks, z jego strony jest kompletna cisza. Ja zaczepiam, próbuję namówić, on odmawia, idziemy spać. Ale nigdy nie zdarza się odwrotnie...
Zapytacie, czy rozmawiałam z nim o tym - tak, oczywiście, że tak. Powiedziałam wprost, jak się czuję, ale on mówi, że moje gadanie tylko pogarsza problem. Zapytałam, co mogę zrobić, żeby to się zmieniło, czy możemy coś wspólnie przepracować, czy czegoś potrzebuje, może nawet lekarza. Pytałam też, czy może kogoś ma, nalegałam na szczerość w tej kwestii - zaprzeczył stanowczo.
Nasza rzeczywistość od dwóch lat wygląda tak, że seks uprawiamy tylko raz w miesiącu, czasami nawet nie. A kiedy już dochodzi do zbliżenia, zawsze jest tak samo. Ta sama gra wstępna, ta sama pozycja, te same ruchy, taki sam buziak na koniec. Światło jest zgaszone, wszystko odbywa się w ciszy. Jest zimno i rutynowo. Nawet godzina i dzień są te same - 22:30 w trzecią sobotę miesiąca.
Nie muszę chyba wspominać, że zapomniałam już co to orgazm. Nie pamiętam już, co to namiętne pocałunki. Nie pamiętam, co to pożądliwe spojrzenie mężczyzny.
Wiem, że seks to nie wszystko w związku i nie oczekuję, że będziemy go uprawiać codziennie, ale... to co dzieje, a raczej nie dzieje, się w naszej sypialni naprawdę mnie martwi. Powoli tracę wiarę w siebie i w ten związek. Zaczynam mieć wątpliwości, czy on mnie w ogóle chce. Na domiar złego, dobija mnie to, że nie mogę pomóc najbliższej mi osobie.
Kocham tego człowieka nad życie i nie wyobrażam sobie, że go tracę. Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić. Bardzo go kocham i nasze relacje są ogólnie dobre, ale czuję się sfrustrowana i odrzucona. Nie chcę spisywać mojego życia seksualnego na straty w wieku 36 lat.