Bashobora: Domniemany cudotwórca, którego pokochali Polacy

Wierzą mu tysiące Polaków. Chcą, by uzdrawiał, wskrzeszał martwych, czynił cuda na ich oczach. Zapełniają stadiony, a Bash jest ich powiernikiem. Jak to się stało, że wśród polskich katolików furorę zrobił ksiądz z Ugandy, o którym na zachodzie Europy mało kto słyszał? Przeczytaj fragment książki Marka Kęskrawca "Bashobora. Człowiek, który wskrzesza zmarłych".

John Bashobora jest bardzo częstym gościem w Polsce
John Bashobora jest bardzo częstym gościem w PolscePiotr SmolińskiReporter

Do Polski, która stała się w końcu centralnym punktem jego corocznych zagranicznych pielgrzymek, przyjechał po raz pierwszy w 2007 roku. Jak twierdził wcześniej, trochę przypadkiem, bo w zastępstwie innego księdza, z Anglii, który się rozchorował.

Ojciec John dziś uważa, że to nie był przypadek. Poprowadził wtedy spotkanie Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach. Wierni pytali go głównie o cud uzdrowienia. Bashobora miał dla nich radę: "Mów do Niego, a On ci odpowie". Uczestnikiem spotkania był też ksiądz na wózku inwalidzkim. Bashobora opowiada, że powiedział do niego trzykrotnie: "Wstań, Pan słyszy twoje prośby". I on wstał, po czym zaczął chodzić. Jak mówi ojciec John, uleczył go Jezus.

Bashobora kolejny raz pojawił się w Toruniu. Po drodze z Ugandy zatrzymał się w Rzymie i dowiedział się, że niektórzy polscy hierarchowie są przeciwni jego przyjazdowi. Zapytał więc w myślach nieżyjącego już Jana Pawła II, co ma robić. Następnego dnia otrzymał telefon z Gdyni - czterech biskupów zapraszało go do Polski. Zdaniem ojca Johna to Jan Paweł II zdecydował za wszystkich.

Apogeum popularności to rok 2013, kiedy podczas narodowych rekolekcji na Stadionie Narodowym ojciec Bashobora zgromadził w Warszawie pięćdziesiąt osiem tysięcy ludzi. Mówił wtedy: "Jestem księdzem, nie uzdrowicielem, a moc ma Słowo. Nie należy wpatrywać się w kaznodzieję, ale w Jezusa Chrystusa, kaznodzieja cię nie uzdrowi".

Potem fascynacja jego osobą zaczęła w Polsce powoli maleć. W 2015 roku, podczas kolejnej edycji "Jezusa na stadionie", w rekolekcjach wzięło udział czterdzieści pięć tysięcy wiernych. W 2017 roku na spotkanie z Bashoborą w tym samym miejscu przybyło ich trzydzieści tysięcy i była to jak dotychczas ostatnia z masowych imprez z ugandyjskim duchownym w roli głównej.

Dziś Bashobora wciąż jest bardzo częstym gościem w Polsce, odbywa u nas długie tournée dwa razy do roku, niemniej zapełnia dużo mniejsze sale, zazwyczaj na kilkaset osób. Niekoniecznie musi to wynikać z powolnego odwracania się Polaków od ojca Johna. Ludzie organizujący z nim rekolekcje twierdzą wręcz, że to jego świadoma decyzja, by uczestniczyć nie tylko w wielkich zgromadzeniach, w których trudno o odpowiednią atmosferę, ale docierać również do mniejszych ośrodków, tam głosząc słowo Boże i wzmacniając małe lokalne wspólnoty.

Ojciec John nie udziela wywiadów, uważa bowiem, że przyjeżdża do Polski na zaproszenie biskupów, a nie mediów. Przed nikim się jednak nie ukrywa, spotyka się z ludźmi na otwartych dla każdego wiernego spotkaniach: w kościołach, w salach katechetycznych, halach i na stadionach. Zrobił dotychczas jeden wyjątek w sierpniu 2014 roku dla TVP Info, kiedy w porze najwyższej oglądalności spotkał się z dziennikarzem Krzysztofem Ziemcem. Rozmowa trwała dwanaście minut, miała uroczysty charakter, bo nie odbyła się w studiu, ale w reprezentacyjnym pokoju sanktuarium maryjnego w Licheniu, gdzie na spotkanie z nim przybyło ponad czterdzieści tysięcy wiernych.

Ojciec John powiedział w wywiadzie, że kocha Polaków i że Polacy mają przesłanie dla całego świata. Pytany przez dziennikarza o uzdrowienia podczas podobnych spotkań i o ludzi wstających z wózków, podkreślił, że w jego pracy nie chodzi o uzdrawianie tylko fizyczne, ale także psychiczne. Po chwili przytoczył historię o konferencji we Włoszech, podczas której jeden z księży opowiedział, jak na jego spotkaniu z chorymi wstało z wózków czterdzieścioro ze stu pięćdziesięciorga uczestników. Ojciec Bashobora stwierdził, że był oburzony tak małą liczbą uzdrowień... Jednak podczas rekolekcji w Pabianicach zabrakło tego rodzaju spektakularnych przypadków.

Spotkania z ojcem Bashem cieszą się w Polsce niebywałą popularnością
Spotkania z ojcem Bashem cieszą się w Polsce niebywałą popularnościąStepan RudikAgencja FORUM

John Bashobora od co najmniej dekady jest najpopularniejszym zagranicznym kaznodzieją i rekolekcjonistą w Polsce. Przyjeżdża zazwyczaj na dwa tournée po naszym kraju i odwiedza wiele wspólnot oraz miast: od Białegostoku i Rzeszowa, przez Pabianice i Ostrołękę, aż po niewielkie Grążawy, Krasnobród, Przedbórz czy Sulisławice. W sumie daje to ponad dwa miesiące spędzone w Polsce w każdym roku. Niektórzy znani duchowni od lat czynią mu zresztą z tego zarzut.

"Goszczący w Lublinie inny duchowny z Ugandy z uśmiechem subtelnego współczucia poinformował mnie, że domniemany cudotwórca jest znacznie lepiej znany w Polsce niż w Afryce" - pisał już w 2009 roku na temat Bashobory arcybiskup Józef Życiński, nawiązując do rozpętanego przez tygodnik "Niedziela" hałasu wokół rzekomych wskrzeszeń.

W podobnym duchu wypowiadają się też etyk i filozof ksiądz profesor Andrzej Kobyliński, a także opiekun licznych ośrodków pomocy dla osób niepełnosprawnych intelektualnie ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który mówi mi tak:

- Fenomen ojca Bashobory jest obecny tylko u nas. Kiedy pytam polskich księży pracujących w Europie Zachodniej, czy wiedzą, kim on jest, zawsze zaprzeczają i są zdziwieni kultem, jakim się go w Polsce otacza.

W 2015 roku rekolekcje "Jezus na stadionie" z ojcem Bashem zgromadziły 58 tys. wiernych
W 2015 roku rekolekcje "Jezus na stadionie" z ojcem Bashem zgromadziły 58 tys. wiernychMarcin DlawichowskiAgencja FORUM

To nie do końca jest prawda. Ojciec John bywa też w Niemczech, Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Czasem jeździ też do Belgii i Portugalii albo prowadzi rekolekcje w USA, Brazylii oraz w Indiach. Jest też zapraszany do kilku państw afrykańskich, takich jak Kongo, Mozambik, Sudan czy Zambia. Faktem jednak pozostaje, że w żadnym kraju nie jest tak popularny jak w Polsce. I pewnie nie stałby się aż tak kultową postacią, gdyby nie przychylność jednego polskiego hierarchy, arcybiskupa Henryka Hosera.

Na kolejnej stronie przeczytasz o udziale arcybiskupa Hosera w budowaniu marki ojca Bashobory >>

* Więcej o książce "Bashobora. Człowiek, który wskrzesza zmarłych" przeczytasz TUTAJ.

W 2015 roku rekolekcje "Jezus na stadionie" z ojcem Bashem zgromadziły 45 tys. wiernych
W 2015 roku rekolekcje "Jezus na stadionie" z ojcem Bashem zgromadziły 45 tys. wiernychTomasz GolabAgencja FORUM

Książka ojca Johna Bashobory "Uwierz Bogu sercem" rozpoczyna się od słowa wstępnego, jakie napisał właśnie arcybiskup Henryk Hoser. Pisze o księdzu z Afryki w ten sposób:

Bashobora - skromny kapłan nienadużywający środków przekazu i ekspresji - ma dar mówienia prostego i jasnego. Za słowami kryje się jego wewnętrzna prawda głębokiej wiary, modlitwy i ukochania Ewangelii. Takie zdolności otrzymane od Pana Żniwa nazywamy charyzmatem. Jest charyzmatykiem w służbie człowiekowi, nie stwarza barier mimo komunikowania przez tłumacza. Jako Afrykańczyk spłaca Europie dług wdzięczności za pierwszą Ewangelizację Czarnego Lądu (pochodzi z kraju Męczenników Ugandy), stając się misjonarzem starego kontynentu, którego wiara wystygła. Ukazuje nam człowieczeństwo uniwersalne, przekraczające granice kultur i historycznych uwarunkowań. Pozwala dotknąć Syna Człowieczego.

Arcybiskup Hoser pisze, że dzieci afrykańskie, przychodząc na świat, często nie mają nazwisk dziedzicznych. Otrzymują od rodziców nazwiska znaczące, mające być wyrazem życzenia lub dobrą wróżbą. Bashobora w języku ludów żyjących u źródeł Nilu znaczy "oni mogą". Forma bezosobowa pozwala też na tłumaczenie: "to jest możliwe, to się może udać, to się może zdarzyć".

Sprawa udziału arcybiskupa Hosera w budowaniu marki ojca Bashobory jest o tyle ciekawa, że hierarcha ten nie uchodzi za zwolennika ruchów charyzmatycznych w Kościele katolickim. Być może darzy ugandyjskiego księdza aż takim szacunkiem, bo na tle innych charyzmatyków Bashobora jest zdecydowanie jednym z najbardziej konserwatywnych w kwestiach ortodoksji katolickiej, ekumenizmu i sfery seksualnej. Sam Henryk Hoser też słynie z konserwatywnych poglądów. W 2016 roku, podczas debat nad planami zaostrzenia ustawy o ochronie życia poczętego, twierdził na przykład, że podczas gwałtu w organizmie kobiet dochodzi do tak wielkiego stresu, że ciąże są rzadkimi przypadkami. Dał się też poznać jako wielki przeciwnik emancypacji środowisk homoseksualnych, sztucznych zapłodnień metodą in vitro oraz jako niestrudzony promotor naturalnych metod planowania rodziny. Ojciec Bashobora wyznaje podobne zasady.

- Homoseksualizm jest wielkim grzechem, który uniemożliwia pojednanie z Bogiem. Tak samo jak fascynowanie się innymi religiami. Możecie kochać protestantów, możecie kochać zielonoświątkowców, ale nie idźcie ich drogą, bo oni chcą zniszczyć Kościół i noszą w sobie gniew. Pamiętajcie o tym - mówił ojciec John Bashobora w Pabianicach.

W budowaniu marki ojca Bashobory miał swój udział polski arcybiskup Henryk Hosera
W budowaniu marki ojca Bashobory miał swój udział polski arcybiskup Henryk Hosera Stanislaw KusiakEast News

Arcybiskup Hoser to niezwykle interesująca postać. Ukończył Wydział Lekarski Akademii Medycznej w Warszawie, po czym wstąpił do seminarium. Przez Paryż, gdzie uczył się języka francuskiego oraz tajników medycyny tropikalnej, trafił w 1975 roku do sąsiadującej z Ugandą Rwandy. Spędził tam dwadzieścia jeden lat, podczas których stworzył centrum zdrowia w Kigali, pracował w dwóch szpitalach oraz był autorem programu opieki dla chorych na AIDS. Podczas fali ludobójstwa w Rwandzie w 1994 roku przebywał najpierw w Jerozolimie, a potem w Warszawie, gdzie kształcił się w zakresie ultrasonografii. Pomimo to zarzucano mu, że w okresie przed wybuchem fali brutalnych, nawet jak na Afrykę, zbiorowych mordów i gwałtów był przedstawicielem establishmentu kościelnego, który dobrze dogadywał się z elitami odpowiedzialnej potem za zbrodnie władzy (w zdecydowanej większości wyznającej katolicyzm).

Pośród kapłanów niższego szczebla było wówczas sporo czarnych owiec, które uczestniczyły w zbrodniach lub nie chciały dać schronienia prześladowanym. Faktem jednak pozostaje również, że ani Kościół katolicki, ani Kościoły protestanckie nie namawiały nigdy głośno do zbrodni, zaś księża i zakonnice niejednokrotnie pomagali terroryzowanym ludziom. Widział to na własne oczy sam Bashobora, gdy odwiedził Rwandę, i długo nie mógł się otrząsnąć z szoku spowodowanego widokiem martwych ciał, których rząd nie pozwalał grzebać.

Marek Kęskrawiec
Marek KęskrawiecANDRZEJ BANASmateriały prasowe

Gdy arcybiskup Hoser przez Francję, Belgię i Watykan powrócił do Polski, niedługo potem pojawił się u nas ojciec Bashobora. A kiedy w 2008 roku Henryk Hoser został biskupem w Warszawie, kariera ojca Johna nabrała wielkiego tempa. To między innymi dzięki jego wpływom, żyłce organizacyjnej oraz wyobraźni narodziła się idea wielkich rekolekcji na Stadionie Narodowym, podczas których charyzmatyk podbijał serca Polaków.

Arcybiskup Hoser przeszedł na emeryturę w 2017 roku. Nie zaprzestał jednak pracy, gdyż papież Franciszek uczynił go specjalnym wysłannikiem w Medziugorie, słynnym miejscu kultu maryjnego. Nadzoruje tam posługę duszpasterską i opiekę nad pielgrzymami. Chciałem go zapytać o historię znajomości z ojcem Johnem, prosząc o pomoc w kontakcie z nim biuro prasowe jego dawnej diecezji warszawsko-praskiej, a także zostawiając mu wiadomości w siedzibie seminarium ojców pallotynów, przy którym mieszkał w czasie pandemii koronawirusa. Niestety, arcybiskup nie odpowiedział na moje prośby o rozmowę.

* Więcej o książce "Bashobora. Człowiek, który wskrzesza zmarłych" przeczytasz TUTAJ.

Okładka książki "Bashobora. Człowiek, który wskrzesza zmarłych"
Okładka książki "Bashobora. Człowiek, który wskrzesza zmarłych"materiały prasowe

Zobacz również:

Królowa driftu: Kobiecie nie wybacza się błędów w motosporcieCzwórka
Fragment książki
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas