Bezlitośnie kpią z jej "defektu". Pokazuje coraz więcej
Nicola Jones miała 19 lat, kiedy usłyszała druzgocącą diagnozę. Z nieuleczalną chorobą można żyć, ale hejterzy skutecznie odbierali jej pewność siebie. Na szczęście nie dała się złamać, na co najlepszym dowodem są publikowane przez nią zdjęcia.
Choroby skóry są często bagatelizowane. Zazwyczaj nie zagrażają życiu, a defekt wizualny to przecież nie koniec świata. Czyżby? Przykład naszej bohaterki udowadnia, że łatwo się mówi. Kto tego nie przeżył, ten nie zrozumie.
Nicola Jones od 15 lat cierpi z powodu wyjątkowo nieprzyjemnej przypadłości. To właśnie wtedy zdiagnozowano u niej łuszczycę – przewlekłą, genetyczną chorobę skóry, której znakiem rozpoznawczym są łuszczące się wykwity.
Leczenie jest tylko objawowe, bo schorzenia nie można całkowicie wyleczyć.
33-latka przez długie lata wstydziła się wychodzić z domu, a spojrzenia przypadkowych osób zupełnie ją paraliżowały. Dziś to na szczęście przeszłość. Choć nadal walczy z łuszczycą, nauczyła się z nią żyć. I do tego samego zachęca innych chorych.
W jaki sposób? M.in. publikując zdjęcia na Instagramie. W ten sposób chce oswoić internautów z chorobą, której wielu wciąż nie rozumie. Nie jest zaraźliwa i nie wynika z braku higieny – tłumaczy cierpliwie Nicola Jones.
Dla wielu jest inspiracją, ale hejterzy także jej nie oszczędzają. Niektórzy wprost nazywają ją "potworem" i proszą, by zniknęła z internetu.
Ona nie ma zamiaru się poddawać. Każdą kolejną fotografią realizuje swój cel – sprawić, by defekty urody przestały dyskwalifikować kogokolwiek jako pełnoprawnego członka społeczeństwa.
Zobacz także:
Oto najwyższa kobieta na świecie. Rumeysa Gelgi ma 215,16 centymetrów i pobiła rekord Guinnessa!
Ćwiczy i zdrowo się odżywia. Modelka plus size nie promuje otyłości
Modelka plus size uderza w hejterów. Ma bardzo ważny przekaz!