Co robię na co dzień?

Czasem czytelnicy narzekają, że w tekstach z tego portalu jest niewiele informacji na temat mojego życia prywatnego. W felietonach poruszam głównie kwestie dotyczące świata wyobraźni. "Ale jak wygląda twoje życie prywatne?" - pytają czytelnicy.

Paulo Coelho
Paulo CoelhoGetty Images/Flash Press Media

Niedziela

1. Przejeżdżam w ciszy odcinek 540 kilometrów dzielący Paryż od Genewy. 6 godzin. Żadnych wniosków. Żadnych niesamowitych przeżyć. Ponieważ kocham swoją pracę, obiecałem sobie nie myśleć o niej w niedzielę. Staram się zapanować nad swoimi myślami.

2. Stacja benzynowa. Zauważam bardzo ciekawą kolekcję metalowych makiet. Mam ochotę kupić wszystkie, ale zajęłyby za dużo miejsca w samochodzie. Poza tym mogłyby połamać się w drodze. Postanawiam zamówić je przez internet.

3. Kąpiel. Drzemka. Kolacja ze znajomą. Moja znajoma mówi, że mężczyzna, który jej się podoba, chce się z nią kochać, ale nie interesują go inne aspekty jej życia. Nie wiem, co jej powiedzieć.

Poniedziałek

1. Budzik dzwoni o 10.15. Jednocześnie dzwoni operator hotelowy - zgodnie z planem awaryjnym (ludzie spod znaku Panny zawsze mają plan awaryjny). Jestem tu jako członek pewnej prestiżowej fundacji i przez chwilę waham się, czy założyć skórzane buty w kolorze czarno - czerwono - białym. W końcu je zakładam. Artyści mają prawo ubierać się, jak chcą.

2. Szybkie śniadanie ze znajomym, który pracuje w banku. Pytam go, co myśli o obecnym kryzysie. Znajomy mówi mi kilka rzeczy, w które sam nie wierzy. Pokazuję mu dzisiejszą gazetę, jest tam mowa o konferencji bankierów, którzy próbują powstrzymać kryzys. Jeden z nich mówi, że tak naprawdę, nie znają produktów finansowych, które sprzedają. Cieszę, się, że moje oszczędności są bezpieczne. Osoby spod znaku Panny nie ryzykują, jeśli chodzi o kwestię finansową.

3. Lunch z radą dyrektorów. Spytałem ich, co sądzą o sytuacji w Gruzji. Nikt nie chciał o tym mówić, ale moje buty wzbudziły powszechny zachwyt.

4. Spotkanie jest bardzo ciekawe. Ani chwili stresu. Uczę się wielu nowych rzeczy. Po spotkaniu kładę dokumenty na dachu samochodu.

5. Kiedy ruszam, wszystkie dokumenty sfruwają na ulicę. Zbieram je przez następne pół godziny. Samochody na mnie trąbią, kierowcy rzucają obelgi. Jeden z członków rady mija mnie w swoim samochodzie, zatrzymuje się kawałek dalej i pyta, czy nie potrzebuję pomocy. Nie przyjmuję jego pomocy. Wystarczy, że jedna osoba ryzykuje życiem z powodu tak głupiej rzeczy.

6. Dziś, siedząc za kierownicą, mogę swobodnie rozmawiać przez telefon komórkowy dzięki zestawowi głośnomówiącemu. Proszę moją agentkę Monicę, żeby odwołała moją podróż do Pragi i Berlina (im więcej podróżuję, tym mniej mam na to ochoty). Monica mówi, że musimy się spotkać przed targami we Frankfurcie i omówić szczegóły. Paryż czy Barcelona? Paryż, decyduje Monica. Dzwonię do mojej asystentki Pauli i pytam, dlaczego wczoraj w moim blogu było tylko kilka komentarzy. Paula tłumaczy, że zmieniła się konfiguracja i właśnie odebrała sto komentarzy.

7. Dojeżdżam do Paryża o jedenastej w nocy. Byłem pewien, że będzie na mnie czekać mnóstwo spraw. Zastaję tylko dwie paczki książek, które mam podpisać i kilka listów. Udało mi się dotrzeć na miejsce! Nareszcie we Francji! Byłem ponad dwadzieścia cztery godziny w drodze.

8. Kolacja. Zostawiam włączony komputer, ponieważ ściągam "American History X". Idę spać o drugiej w nocy po przeczytaniu kilku stron książki "My year inside radical Islam" Daveeda Gartenstein-Rossa. To wspaniała książka, ale nie mogę się skupić na czytaniu.

Wtorek

1. Śniadanie o godz. 10: kawa z mlekiem, sok pomarańczowy i chleb z oliwą. Jem zawsze takie samo śniadanie, nawet w hotelach, gdzie przebywam przez większą część roku. Połykam trzy tabletki Echinacei. To powszechnie znane zioło wzmacnia odporność organizmu na infekcje (nawet jeśli nie ma na to naukowych dowodów).

2. Internet: przeglądam maile od czytelników. Czytam maile związane z moją pracą, wchodzę na stronę brazylijską i stronę w Stanach. Jak zwykle przychodzą prośby o zgodę na cytowanie fragmentów moich książek (zawsze wyrażam zgodę) i zaproszenia na konferencje (zawsze odmawiam). Dziś przeprowadzi ze mną wywiad dziennikarz z fińskiej gazety. Ukażą się w niej te felietony. Spędzam godzinę przy komputerze.

3. Spaceruję przez godzinę non stop. Zawsze to robię, gdziekolwiek jestem. Dziś poprosiłem swoją asystentkę, żeby mi towarzyszyła. Wróciła właśnie z wakacji z Brazylii i bierze ślub w październiku. Rozmawiamy o wakacjach.

4. Znowu przy komputerze. Dokonałem aktualizacji bloga. Czytam wywiad z głupim aktorem Davidem Thewlisem, który twierdzi, że jego rola w filmie "Weronika postanawia umrzeć" (film wejdzie na ekrany w przyszłym roku) to "kolejne, nic nie znaczące dwa tygodnie pracy". Ogarnia mnie złość. Czytam resztę wywiadu i orientuję się, że aktor narzeka na wszystko, co robił w swoim życiu. Złość natychmiast mi przechodzi.

5. Strzelam z łuku. Biorę kąpiel. I znowu siadam przed komputerem. Proszę, żeby sprawdzili, czy nie ma problemu z moim lotem do Brazylii w niedzielę. Okazuje się, że wszystko jest w porządku.

6. Zapomniałem napisać, gdzie jadłem kolację. Oglądam "Witajcie w Sarajewie". Czytam Herald Tribune od początku do końca. Otwieram książkę "My year inside radical Islam", ale jestem w stanie przeczytać tylko kilka stron.

Środa

1. Tak samo jak w punktach 1,2 i 3, ale tym razem w przechadzce towarzyszy mi Maarit, czytelniczka, którą poznałem w społeczności Myspace. Maarit odbywa naukę by zostać zakonnicą. Rozmawiamy o sytuacji kościoła katolickiego i obiecujemy sobie, że pozostaniemy w kontakcie.

2. Przyjeżdża Monica. Rozmawiamy od trzeciej popołudniu do drugiej w nocy. Rozmawiamy o kampanii reklamowej mojej nowej książki i o tym, co powiem we Frankfurcie. Monica zastanawia się, gdzie urządzić swoje urodziny (skończy 40 lat w listopadzie). Radzę jej, żeby urządziła przyjęcie w swoim domu w Barcelonie, ale Monica mówi, że rusztowanie przed jej domem zasłania piękny widok na miasto. Mówię jej, że w nocy wszystkie miasta są takie same - widać tylko migające światełka. To jej nie przekonuje. Monica mówi, że powinienem udzielać więcej wywiadów. Przez cały ten czas siedzimy zamknięci w mieszkaniu. Monica nie lubi spacerować. Chris zrobił kolację i poszedł spać.

3. Piętnaście po drugiej oświadczam, że jestem zmęczony i chcę iść spać, ale Monica jest ożywiona, jakby właśnie się obudziła. A przecież to ona była dziś w miejscu tortur, zwanym lotniskiem.

4. O wpół do trzeciej udaje mi się ja namówić, żeby poszła spać. Zostało mnóstwo spraw do omówienia. Dziś nie będę miał czasu na lekturę "Herald Tribune" i "My year inside radical Islam".

Czwartek

1. Śniadanie z Monicą, moją agentką i przyjaciółką. Monica jest w Paryżu niecałą dobę i spędziła dziesięć godzin na rozmowie ze mną (w tym samym miejscu - Monica nie chciała iść na spacer, chociaż jest piękny, jesienny dzień). Moja agentka jedzie do Barcelony, a ja siadam przy komputerze. Sprawdzam maile, prośby o autoryzację i zaproszenia (pracownicy biura zdążyli już przefiltrować moją pocztę). Przeglądam maile od czytelników.

2. Idiotyczna część dnia dzięki Frei Bettowi, brazylijskiemu działaczowi religijnemu, którego kilka minut temu uważałem za swojego przyjaciela. W gazecie wychodzącej w środkowej części kraju ukazał się artykuł, w którym Betto atakuje mnie zapalczywie, atakuje wszystko, co można określić mianem "masowej kultury". Dzięki internetowi wiemy o wszystkim. Wysłałem do niego mail, zrywający więzy przyjaźni. Na wszelki wypadek wysłałem kopię maila do wszystkich naszych wspólnych znajomych. W ten sposób mam pewność, że ta wiadomość do niego dotrze.

3. Juliette przyszła pożyczyć sprzęt grający, który dostałem w prezencie w St. Moritz, w Szwajcarii. Juliette pożycza mój sprzęt na przyjęcie urodzinowe męża - przyjęcie ma być dla niego niespodzianką (jej mąż kończy 40 lat. Wszyscy dokoła kończą 40 lat.) Sprzęt grający wygląda jak elektryczny toster, ale wytwarza specjalne impulsy, dzięki którym słychać świetnie muzykę w pomieszczeniu z dwustoma osobami. Nigdy nie użyłem tego sprzętu, ale cieszę się, że moja przyjaciółka będzie mieć z niego pożytek.

4. Spaceruję przez godzinę, jak zwykle. Strzelam z łuku - jak zwykle. Piszę felieton, który ukazuje się raz na tydzień (w tej chwili go czytacie).

5. Kolacja z Chrisem w japońskiej restauracji. Zamawiam to samo danie co zawsze. Nie wiem, jak to wyjaśnić, ale, kiedy idę do nowej restauracji i jem coś, co mi smakuje, następnym razem zamawiam tę samą rzecz. To pewnie brak wyobraźni.

Piątek

1. Śniadanie, komputer, spacer. Aktualizacja bloga.

2. Biorę gazetę i idę na spacer na Pola Marsowe, które znajdują się niedaleko mojego mieszkania w Paryżu. Patrzę na ludzi, którzy przygotowują się na nadejście zimy: większość z nich robi zdjęcia wieży Eiffela i rozmawia przez telefon komórkowy. Mijam muzeum (Musée du Quai Branly). Nie ma kolejki po bilety, więc postanawiam wejść do środka. W muzeum jest wystawa sztuki z Indian z różnych kontynentów. Po chwili dochodzę do wniosku, że z naszą cywilizacją jest coś nie tak. Przedmioty zrobione przez Indian wydają się piękniejsze i bardziej interesujące niż nasza sztuka współczesna. Nie ma jednak sensu narzekać ani o tym pisać. Istnieje bardzo wiele konceptów artystycznych, na przykład krowa w formalinie (sprzedana za 30 milionów dolarów) albo dwie ściany z drutu kolczastego (cena: około pięciu milionów dolarów). Myślę, że Frei Betto w swoim nowym wcieleniu jako awangardowy intelektualista wymyśli tezę, która obroni tego rodzaju sztukę.

3. Wracam do domu. Jestem spakowany, szofer już czeka. Samochód jedzie na lotnisko Charles de Gaulle. Samolot ma odlecieć piętnaście minut po dziesiątej, ale na miejscu tortur zwanym lotniskiem trzeba być na długo przed odlotem.

4. Odlot dziesięć minut przed północą (godzina opóźnienia). Spędzę 20 dni w Brazylii, a potem udam się do Frankfurtu. Jak zwykle będę unikał modnych restauracji i ludzie będą mi zadawać to samo pytanie: "kiedy wrócisz do swojego kraju?".

Wnioskuję z tego, że jeśli człowiek nie chodzi do modnych restauracji, to tak, jakby przestał istnieć.

Wydawnictwo Drzewo Babel
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas