Reklama

Co się wydarzyło w Bhopal? Więcej ofiar niż w Czarnobylu

W wyniku bezpośredniego wybuchu w Czarnobylu zginęło kilkadziesiąt osób, w Bhopal - od razu kilka tysięcy, a w kolejnych dniach okazało się, że śmierć poniosło w sumie 20 tysięcy ludzi. Katastrofa, do której doszło w fabryce amerykańskiego koncernu, do dziś zbiera swoje żniwo wśród ludności Indii, ale świat niewiele o niej wie.

Śmierć przyszła nocą

Jest noc z 2 na 3 grudnia 1984 r., już dawno temu wybiła północ. Bhopal - ponad milionowe miasto w centralnej części Indii - odpoczywa po pracowitym dniu. Nagle nocną ciszę rozrywa głośny dźwięk syreny alarmowej. Wycie słychać jednak bardzo krótko, po chwili sygnał się urywa. Gdy wstaje dzień, okazuje się, że krótki alarm dziesięć minut przed pierwszą w nocy to nie była pomyłka, ani ćwiczenia - nocą zginęło około czterech tysięcy ludzi i z każdym kolejnym dniem ta liczba rosła, aż okazało się, że katastrofa zabrała nawet 20 tysięcy istnień. Sygnał alarmowy był zbyt krótki. Wielu z tych, których dźwięk syreny nie zdołała wybudzić tej nocy, nie obudziło się już nigdy...

Reklama

Co stało się w Bhopal tej nocy?

W Bhopal swoją fabrykę miał amerykański koncern produkujący pestycydy. W nocy 3 grudnia 1984 r. awarii uległ zbiornik E610, w którym znajdowały się 43 tony izocyjanian metylu - silnie trującego, cięższego od powietrza gazu. Substancja pokryła rejon otaczający fabrykę, a w wyniku reakcji chemicznych z powietrzem, doszło do powstania fosgenu i cyjanowodoru (tego samego związku, którego używali naziści w obozach koncentracyjnych). W efekcie śmiercionośna chmura gazów uniosła się nad miastem. Część mieszkańców zauważyła niepokojące zjawisko lub została obudzona przez kaszel, duszności i piekące oczy. Zatrucie izocyjanianem w pierwszych chwilach powoduje właśnie swędzenie oczu, ból i pieczenie w obrębie nosa i gardła. Przerażeni ludzie wybiegli na ulice.

Gaz u kobiet ciężarnych powoduje poronienia, wszędzie można spotkać wymiotujących ludzi, a gdzieniegdzie leżą już ciała bez życia. Ludzie w popłochu chcą się wydostać z miasta, przez co system komunikacyjny zostaje sparaliżowany, a część uciekających stratowana. To właśnie próba zapobieżenia panice miała być powodem, dla którego bardzo szybko wyłączono syreny alarmowe. Tej nocy i przez kilka kolejnych dni do szpitali w całym okręgu Madhya Pradesh trafiły tysiące ludzi z obrzękiem płuc, by konać na szpitalnych łóżkach, bo służby medyczne nie były przygotowane do radzenia sobie z taką katastrofą. A firma długo nie udzieliła lekarzom informacji, z jaką substancją muszą się zmagać, zasłaniając się tajemnicą handlową.

Amerykanie: “To sabotaż"

Zbiornik z toksycznym gazem wybuchł, ponieważ dostała się do niego woda. W wyniku reakcji chemicznej izocyjanianu metylu z wodą temperatura w zbiorniku wzrosła do ponad 200 stopni Celsjusza, co spowodowało także wzrost ciśnienia. W efekcie nastąpił wybuch i uwolnienie do atmosfery silnie trującego gazu.

Po katastrofie amerykański koncern oświadczył, że woda dostała się do zbiornika w wyniku sabotażu jednego z pracowników. Firma utrzymywała, że wszystkie instalacje bezpieczeństwa i pomiarowe działały bez zarzutu, ale nie były dostosowane do sytuacji, w której ktoś celowo uszkadza system. Koncern wynajął firmę konsultingową, która potwierdziła tę wersję wydarzeń. Wydano także oświadczenie, że pracownik odpowiedzialny za sabotaż został zgłoszony władzom i trwa wobec niego postępowanie.

"To chciwość i zaniedbania"

Międzynarodowa Kampania dla Sprawiedliwości w Bhopalu, organizacja dążąca do wyjaśnienia sprawy i zadośćuczynienia ofiarom, odpiera argumenty amerykańskiego koncernu, podkreślając, że nikt nie został oskarżony o sabotaż, a wybuch w fabryce był wynikiem wielu zaniedbań i oszczędności, które wprowadzała firma.

Kwestie, które podnoszono, to między innymi lokalizacja fabryki - pomimo nalegań lokalnych władz wybudowano ją w centrum miasta, aby zredukować koszty dowozu pracowników, brak szkoleń ludzi odpowiedzialnych za obsługę instalacji oraz nieprzygotowanie indyjskiego oddziału na ewentualne zagrożenia. Okazało się również, że liczne elementy systemu bezpieczeństwa zostały źle zaprojektowane lub uległy usterkom, które firma mimo zgłoszeń ignorowała. Z kolei urządzenie alarmowe zbiornika z izocyjanianem było wyłączone od czterech lat. Koncern miał być ostrzegany o zagrożeniu zarówno przez hinduskich, jak i amerykańskich ekspertów.  Te i inne uchybienia w zakresie bezpieczeństwa stały się przyczyną największej w historii katastrofy przemysłowej.

Usuwanie skutków katastrofy

4 grudnia, czyli dzień po wybuchu, amerykański koncern wysłał do Indii środki pierwszej pomocy oraz kilkunastu lekarzy, którzy potrafili radzić sobie ze skutkami zatrucia toksycznym gazem. Przekazano także premierowi Indii siedem milionów dolarów na fundusz pomocy ofiarom katastrofy. Firma sprzedała 50% swoich akcji i pieniądze z ich sprzedaży (100 mln dolarów) podarowała organizacji dobroczynnej powołanej na rzecz budowy szpitala zajmującego się leczeniem chorób płuc, serca i oczu. Przekazano też pięć milionów dolarów na rzecz Czerwonego Krzyża w Indiach. W 2003 r. odszkodowania za śmierć członków rodziny oraz obrażenia i choroby wywołane zatruciem otrzymało 600 tysięcy mieszkańców Bhopal.

Skutki katastrofy do dziś są widoczne w Bhopal. Woda i grunty są poważnie skażone, a wraz z deszczem skażenie rozprzestrzeniło się na ogromny obszar. Na początku XXI wieku na tym terenie znajdowało się jeszcze 400 ton odpadów przemysłowych, za które odpowiedzialności nie chciał wziąć ani nowy właściciel indyjskiej filii, ani władze Indii. W 2004 r. hinduski sąd nakazał dostarczanie wody pitnej mieszkańcom miasta ze względu na wysokie skażenie gruntu i wód w tym rejonie. Do dziś nie została przeprowadzona dekontaminacja (oczyszczenie ze szkodliwych substancji) tego rejonu, ani przez władze kraju, ani przez koncern. Mieszkańcy miasta nadal borykają się z poważnymi następstwami katastrofy. Wielu z nich zmarło na raka, wielu zmaga się z chorobami. W tym rejonie rodzi się znacznie więcej dzieci z wadami genetycznymi niż w innych częściach Indii.

"Ci, którzy umarli tamtej nocy, mieli szczęście. Ci, którzy przeżyli, umierają powoli, nawet dzisiaj" - mówi jedna z założycielek fundacji Chingarii, Rashida Bee, która 37 lat temu przeżyła wybuch i od tego czasu walczy z jego skutkami, pomagając w rehabilitacji dzieci w Bhopal.

Skazani po 26 latach

W 2010 r. sąd w Bhopal uznał ośmiu pracowników firmy winnymi zaniedbań podczas katastrofy - wszyscy skazani byli Hindusami. Nałożono na nich karę pozbawienia wolności w wymiarze dwóch lat oraz grzywny. Amerykańskich władz koncernu nigdy nie pociągnięto do odpowiedzialności, a gdy w 1994 r. indyjski oddział został sprzedany, nowy właściciel przeniósł firmę poza okręg Madhya Pradesh i zaprzestał usuwania skutków katastrofy. 

***

Zobacz też:

Płyn Lugola to radziecka coca-cola 

Skażone wyspy. Gorzej niż w Czarnobylu

10 niezwykłych faktów o Czarnobylu

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: katastrofy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy