Co to były karnety balowe?
Życie towarzyskie w XIX wieku charakteryzował ogromny formalizm, to samo dotyczyło tańca. Nie było mowy o tym, by każdy skakał w rytm muzyki, jak chciał.
Ten, kto zamierzał obracać się w świecie i brać udział w balach, musiał wyuczyć się figur tanecznych. Z tego też powodu młodym, zanim pokazali się w świecie, wynajmowano metra do tańca, ewentualnie posyłano ich na specjalne kursy. W "Kurjerze Warszawskim" ogłaszał się Piotr Śliżyński, który udzielał lekcji tańców salonowych u siebie w domu oraz po domach prywatnych i pensjach. A wszystko sposobem najkrótszym, zaledwie w dwudziestu kilku lekcjach, co dawało możliwość opanowania "sześciu tańców najpotrzebniejszych". W jednym z poradników savoir vivre zwracano uwagę na to, że metrzy są to ludzie ciężko pracujący na chleb, to jest zajmujący się "lataniem po piętrach, z jednego końca miasta na drugi". Dlatego też trzeba szanować ich czas, przygotowywać się do lekcji, aczkolwiek z drugiej strony należy "mieć ich w godzinie lekcyi na oku", jako że zdarzają się nieuczciwi, którzy niczego nie uczą. Zachowaniu porządku podczas balu służyły karnety balowe, które nabywano w sklepach lub otrzymywano przy wejściu na bal. Te rozdawane podczas balu miały wydrukowaną listę tańców przewidzianych na cały wieczór. Panie ołóweczkiem wpisywały przy nich panów, którzy zechcieli prosić do tańca, tak by nie pomylić kolejności. Byli i tacy tancerze, którzy nie lubili czy też nie potrafili tańczyć walca, ale za to świetnie radzili sobie z kadrylem. Poradniki savoir vivre instruowały, jak poprowadzić konwersację w tym przedmiocie.
"- Czy mogę mieć zaszczyt przetańczenia z panią pierwszego walca (lub drugiej polki, albo czwartego kontredansa)?" lub też "ośmielam się zapytać, którego kontredansa mógłbym mieć szczęście przetańczyć z panią?"
Zagadnięta kobieta przebiegała oczami karnet - i jeżeli nie była zajęta, odpowiadała: "I owszem" (lub) "Z przyjemnością". Wpisywała na karnecie nazwisko tancerza albo podawała mu karnet i ołówek, on zaś sam zapisywał swoje imię i nazwisko.
Z zamawianiem tańców był związany cały "protokół dyplomatyczny". Niektóre tańce uchodziły za szczególnie uprzywilejowane (osobiste) i wyrażenie zgody przez tancerkę na nie, było przejawem szczególnego wyróżnienia. Narzeczonym lub młodym mężatkom wypadało przetańczyć pierwszego walca tylko z mężem lub narzeczonym. Natomiast w kadrylu szczególnie ważny był dobór osoby stojącej naprzeciwko, z którą nie brakowało sposobności, aby wymienić kilka miłych słówek lub znaczących uścisków dłoni.
Karnety panie nosiły za paskiem sukni balowej, "w dołku za stanikiem" lub też zawieszone na rączce od wachlarza. Właśnie taki karnecik trzyma w ręku dama po lewej na ilustracji poniżej. Posługiwanie się tym jakże praktycznym przedmiotem wymagało jednak delikatności. Paniom zwracano uwagę na to, że nie należy chwalić się zabazgranymi od góry do dołu stroniczkami przed innymi danserkami, które nie mają powodzenia u panów.
Powyższy tekst jest częściowo fragmentem mojej książki pt. "Życie towarzyskie w XIX wieku".