Co trzeba zrobić, żeby zostać milionerem? Kompletnie nic!

Ostatnio media obiegła informacja o tym, że polska influencerka sprzedała "Cyfrową Miłość" za horrendalną kwotę... 969 937 zł. Czym jest owa "Cyfrowa Miłość"? Okazuje się, że przykład nieistniejącej i nieukonstytuowanej w realnym świecie transakcji nie jest odosobniony.

Marta Rentel wystawiła na sprzedaż swoją cyfrową miłość. Szybko znalazł się nabywca
Marta Rentel wystawiła na sprzedaż swoją cyfrową miłość. Szybko znalazł się nabywca@martirentiInstagram

"Polska influencerka sprzedała wirtualną miłość za milion złotych!" - brzmiało wiele nagłówków opublikowanych w zeszłym tygodniu artykułów. Działająca na TikToku Martirenti, a w zasadzie Marta Rentel, ogłosiła, że sprzedała swoją cyfrową miłość za 250 tys. dolarów. Jak można przeczytać na jej stronie internetowej:

Nabywca jedynego miłosnego NFT Marti Renti będzie miał pełne prawo do jej cyfrowej miłości. Co więcej, zostanie zaproszony na wspólną kolację z Martą Rentel w świecie fizycznym. Czy serce podąży za radą technologii?

Cyfrowa miłość? Za co ten milion?


Ktoś, kto zapłacił 250 tys. dolarów za wspomnianą cyfrową miłość, poza kolacją z Martą Rentel będzie miał także na własność jej wirtualną miłość sygnowaną NFT. Pod tą enigmatyczną nazwą kryje się tzw. niewymienialny token, czyli unikatowy, cyfrowy składnik aktywów, funkcjonujący jako dowód autentyczności dóbr cyfrowych, np. zdjęć, memów, a nawet twittów. Brzmi zawile? Jeszcze bardziej pokrętne jest wyjaśnienie influencerki, co właściwie kupił tajemniczy nabywca:

Tworząc moją Cyfrową Miłość (i inne emocje) nazywam tylko rzecz, która już istnieje. Miłość fizyczna, miłość platoniczna i miłość cyfrowa mogą być różne, ale każda z nich jest prawdziwa w taki sam sposób, jak wszystkie nasze myśli i uczucia. A cyfrowe znaczy wieczne. Przecież wszystko, co teraz jest digitalizowane, zostanie z nami do końca świata - fotki, filmy, wspomnienia, wszystko.

Co ciekawe, w swojej ofercie influencerka ma także do kupienia w formie tokena zaproszenia na galę Fame MMA, a nawet usługi wspólnego przygotowania projektu. Znów można pogubić się, co taka sprzedaż w zasadzie oznacza.

W dużym skrócie, kupując NFT z cyfrowym dobrem, w tym przypadku tajemniczy nabywca zyskał prawo do miłości istniejącej w przestrzeni cyfrowej, w dodatku podobno potwierdzonej jej DNA. Można mieć podejrzenia, że sama zainteresowana może nie wiedzieć, o co w tym chodzi. Wskazują na to jej dość enigmatyczne słowa graniczące ze sporą megalomanią:

Oczywiście nie chodzi o taką fizyczną, bo liczę na to, że ją jeszcze znajdę. Ale skoro mam z nią problem, bo nie działa, to warto spróbować z tą cyfrową. Poza tym zawsze chciałam, żeby Polki zapisały się na kartach historii. Już sobie wyobrażam, jakie moje zdjęcie może się pojawić w podręcznikach do historii. Przecież to możliwe, prawda?

Dawanie poczucia wyjątkowości czy żerowanie na głupocie?

Mówi się, że popyt rodzi podaż. Ciężko jednak wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś sam z siebie wpada na pomysł: "Chcę kupić nieistniejącą miłość influencerki X. Sprawdźmy, czy jest ona dostępna!". Tutaj mamy raczej do czynienia z sytuacją, w której to pojawienie się nowego produktu, w tym przypadku NFT z cyfrową miłością, wywołało popyt.

Dzięki NFT, czyli unikatowemu składnikowi aktywów będącego potwierdzeniem wirtualnego dobra, popularny kiedyś Nyan Cat, czyli GIF stworzony przez Chrisa Torresa, został sprzedany za prawie 600 tys. dolarów, czyli ponad 2 mln zł. Każdy może pobrać ten obrazek na swój komputer w dowolnym momencie, jednak ktoś, nie wiedzieć czemu, postanowił zapłacić za to tak nadzwyczajną kwotę.

Nie są to jednak jedyne przykłady nieistniejących "produktów" czy wyimaginowanych dóbr niematerialnych, które wywołały tak ogromne zainteresowanie.

Wraz z początkiem czerwca tego roku media obiegła informacja o niewidzialnej rzeźbie, która została sprzedana za 15 tys. euro. Było to dzieło włoskiego artysty, Salvatore Garau, który tak opisał swoją rzeźbę:

Nie ma formy fizycznej. To próżnia, czyli nic innego jak przestrzeń pełna energii, która jest zagęszczana i przekształcana w cząstki, czyli w nas. Podobnie jak wyobrażamy sobie Boga, którego nigdy nie widzieliśmy.

Brzmi znajomo? Dodał, że dzieło "ma energię, która jest zagęszczana i przekształcana w cząstki, czyli w nas". "Io sono", czyli po włosku "jestem", bo tak nazywa się właśnie rzeźba, w rzeczywistości oczywiście nie istnieje, z czym absolutnie nie zgadza się jej autor. Włoch uważa, że jest ona próżnią, a próżnia przecież składa się z energii. Do tej dawki energii nabywca, rzecz jasna, otrzymał certyfikat autentyczności, który jest jedynym rzeczywistym i namacalnym dowodem zakupu nieistniejącej rzeźby wartej 67 tys. zł.

Pewien 35-letni Niemiec był przekonany, że oferta kupna działki na księżycu była świetną okazją
Pewien 35-letni Niemiec był przekonany, że oferta kupna działki na księżycu była świetną okazją123RF/PICSEL

A może działka na księżycu? 35-letni mieszkaniec Bawarii w zeszłym roku znalazł w internecie ofertę kupna swojej własnej przestrzeni na księżycu. Był święcie przekonany, że właśnie trafiła mu się świetna okazja posiadania kosmicznej działki. Oczywiście do czasu, w którym okazało się, że poza wyłudzeniem przez oszustów pieniędzy za nieistniejące działki, skradzione zostały również jego dane bankowe i oszczędności.

Innym ciekawym przykładem, gdzie "sprzedającego produkt" poniosła wyobraźnia, jest dość przewrotna sytuacja ze sprzedażą słoika z powietrzem, którym oddychał Jan Paweł II. 

Witam serdecznie na mojej aukcji. Na pierwszy rzut oka myślisz sobie... słoik, zwykły słoik. Przecież mam w domu takich pełno. Otóż nie. Jest to moja jedyna pamiątka po naszym kochanym, WIELKIM Polaku, papieżu Janie Pawle II, która została mi przekazana przez moją babcię. Jest to chyba jedyny egzemplarz w Polsce. Zachęcam do kupna!

- brzmiał opis aukcji, która miała miejsce w 2014 roku. Choć cena tego "produktu" znacznie różniła się od wcześniejszych przykładów wynosząc jedynie 50 zł, słoik z powietrzem, którym oddychał papież, znalazł koniec końców swojego nabywcę. Choć autor aukcji z pewnością mógł poszczycić się wyszukanym poczuciem humoru, trzeba przyznać, że była to nieszkodliwa, a może nawet dość niszowa forma żartu.

Słoik z powietrzem, którym oddychał Jan Paweł II? To niejedna naciągana oferta sprzedaży
Słoik z powietrzem, którym oddychał Jan Paweł II? To niejedna naciągana oferta sprzedażyDavid Hume KennerlyGetty Images

Żart czy rzeczywistość?

Właśnie, żartu. Wymienione sytuacje mają jedną cechę wspólną. Choć ceny znacznie się różnią, wszystko rozchodzi się o sprzedaż produktu, który w rzeczywistości przecież nie istnieje. 

Choć ostatnia sytuacja brzmi jak mało wyszukany żart, a ta z kosmicznymi działkami była zwyczajnym przestępstwem, pozostałe mogą poddawać pod wątpliwość nawet nie tyle uczciwość sprzedających, co wzbudzać zdziwienie pod kątem motywacji kupujących. Pozostają one w sferze domysłów. Prawdopodobnie pierwsze, co przychodzi na myśl w tych sytuacjach, to głupota - przede wszystkim ze strony kupujących, ale w dużej mierze też twórców tych nieistniejących dóbr, które dla nich oczywiście (a przynajmniej właśnie o tym nas przekonują) są śmiertelnie poważnymi produktami. 

Austriacka pisarka, Marie von Ebner-Eschenbach tworząca pod koniec XIX w. napisała kiedyś: "Co ludzie najchętniej nazywają głupotą? Mądrość, której nie rozumieją". Może więc to, czego jeszcze nie jesteśmy w stanie pojąć, za kilka, kilkanaście lat nas zaskoczy i wówczas będziemy żałować, że to nie my sprzedaliśmy "nic?". Może te nieistniejące dobra, które dają kupującym pewnego rodzaju niezrozumiałe poczucie wyjątkowości za kilka lat będą czymś normalnym? Wtedy z pewnością Marta Rentel przyzna, że miała rację mówiąc o swoim pragnieniu zapisania się na kartach historii jako Polka, której zdjęcia będą w podręcznikach od historii. Będzie można zapomnieć o Marii Skłodowskiej-Curie czy Wisławie Szymborskiej, bo w tak kreowanej rzeczywistości to TikTokerki znajdą swoją przestrzeń jako te, które zmieniły bieg historii.

Maria Niklińska wraca po długiej przerwie! Szykuje nie lada niespodziankę! Newseria Lifestyle
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas