Diagnozujemy się w sieci na potęgę. Cyberchondria zbiera swoje żniwo

- Natychmiast muszę wpisać w wyszukiwarkę co mnie boli. Całą resztę dnia mam lęki - zwierza się Kasia. Cyberchondria dotyczy coraz większej liczby internautów. - Niekontrolowane autodiagnozowanie się może nieść za sobą poważne długotrwałe skutki - ostrzega psycholog Jakub Kuś.

"Doktor Google" częściej jest lekarzem pierwszego kontaktu niż pracownicy służby zdrowia
"Doktor Google" częściej jest lekarzem pierwszego kontaktu niż pracownicy służby zdrowia123RF/PICSEL

Czym jest cyberchondria?

Cyberchondria to zaburzenie, polegające na silnym, nieuzasadnionym martwieniu się o stan swojego zdrowia i kompulsywnym wyszukiwaniu swoich objawów w Internecie celem postawienia sobie, często poważnej, diagnozy. Tak w skrócie można określić to zjawisko, choć niesie ono za sobą znacznie poważniejsze konsekwencje dla naszego zdrowia. Nazwa wzięła się z połączenia słów "cyber" oraz "hipochondria". Drugie z nich oznacza zaburzenie, charakteryzujące się silnym przekonaniem,  że pacjent ma przynajmniej jedną poważną chorobę, związaną z odczuwanymi objawami.

Zakwalifikowana jako zaburzenie neurotyczne, cyberchondria jest obiektem badań i zainteresowania psychologów i psychiatrów przynajmniej od dekady. Powszechny dostęp do internetu i brak umiejętności filtrowania wyników wyszukiwania sprawiły, że w mniejszym lub większym stopniu może dotyczyć ona nawet ok. 75 proc. użytkowników sieci. Psycholog dr Jakub Kuś z wrocławskiego Uniwersytetu SWPS zaznacza, że do zaburzeń z obszaru cyberchondrii największe predyspozycje mają osoby z określonymi cechami osobowości: -  Wysoka neurotyczność, skłonność do lęku i zamartwiania się, niska tolerancja na niepewność czy perfekcjonizm, a także podwyższony poziom introwersji i tendencja do katastrofizowania, mogą zwiększać podatność na tę przypadłość - mówi.

"Jak boli głowa i po tabletce nie przechodzi, muszę to sprawdzić w Google"

Każdy z nas zna anegdoty, kiedy to ktoś bliski skarży się na ból głowy i po wpisaniu objawu w wyszukiwarkę internetową stwierdza, że z pewnością ma nowotwór. Najczęstszą reakcją na tego typu ekspresowe autodiagnozy z góry zakładające najgorsze, jest zbycie ich śmiechem, ale warto być wyczulonym na to, czy takie zachowanie się nie powtarza i nie zaczyna przypominać obsesji.

Katarzyna nie chce ujawniać żadnych szczegółów dotyczących jej osoby, bo wstydzi się swojego podejścia do każdego pojawiającego się u niej bólu lub gorszego samopoczucia.

- Natychmiast muszę wpisać w wyszukiwarkę co mnie boli. Do tego dopisuję jakie leki biorę na co dzień, żeby wyniki były bardziej dopasowane do mnie. Wiem, że robiąc to, szkodzę sobie, bo całą resztę dnia mam lęki, nie mogę jeść i potrafię myśleć jedynie o tym, co się stanie jeśli będę musiała trafić do szpitala albo zdarzy się coś jeszcze gorszego - mówi Interii młoda kobieta.

Poproszona o przykłady, podczas jakich dolegliwości zaczyna korzystać z wyszukiwarek, Kasia natychmiast się ożywia: - Jak boli mnie głowa to od razu nie panikuję. Ale jak wezmę tabletkę i nie przechodzi, to już sprawdzam. Przy okazji jak mam jeszcze do tego skurcz lub jakieś kłucie w podbrzuszu, to już łączę wszystko ze sobą. Wyniki zwykle wskazują albo na chorobę autoimmunologiczną, albo guza. Ale nie ma nic gorszego, niż jak przychodzą wyniki badań krwi - zaznacza.

Robione w prywatnych placówkach kontrolne badania krwi bez skierowania lekarskiego są zwykle wyrazem dbania o siebie. Jednak w przypadku mojej rozmówczyni, często doprowadzają ją niemal do obłędu. - Tu mi wystarczy chociaż lekko zaniżony parametr na przykład wielkości czerwonych krwinek, albo odrobinę przekroczone wskaźniki. Przepadam wtedy w artykułach dotyczących pierwszych objawów białaczki czy tocznia. Naprawdę, większość objawów mi się zgadza, przysięgam - przekonuje kobieta. A Kasia nie należy do osób chorowitych, ani nie dbających o siebie. Jest w długoletnim związku, ma stałą pracę, kocha sport. Gotuje zdrowe posiłki i udziela się towarzysko. Skąd więc ta obsesja i lęk?

Wizyta lekarska nie zawsze uspokaja cyberchondryka
Wizyta lekarska nie zawsze uspokaja cyberchondrykaCanvaPro

Brak zaufania do lekarzy pierwszego kontaktu

Podczas doświadczania oznak cyberchondrii spada zaufanie do lekarzy. Przez zaburzony obraz swojego stanu zdrowia, może pojawić się wątpliwość w wiedzę i doświadczenie pracownika służby zdrowia. - Mi się zawsze wydaje, że jak powiem, co wyszukałam w Internecie, to moja internistka mnie wyśmieje, zresztą parę razy tak było. A to mnie nie uspokaja, tylko wprowadza w jeszcze większy lęk. Bo co jeśli ona patrzy na te objawy tylko powierzchownie i twierdzi, że to nic poważnego? A ja wyszukuję wszystkie możliwości, także te rzadkie, z którymi może nie miała wcześniej do czynienia. Bo lekarze diagnozują tylko najczęściej występujące pospolite niegroźne choroby - twierdzi Katarzyna.

Nie zawsze wizyta u lekarza rozwieje wątpliwości dotyczące zdrowia osoby cierpiącej na kompulsywne autodiagnozowanie się, a już na pewno nie będzie stanowić cudownego remedium na tę przypadłość. Po pomoc najlepiej zwrócić się do specjalisty: - Skuteczne leczenie cyberchondrii często wymaga kompleksowego podejścia, obejmującego terapię poznawczo-behawioralną, naukę zarządzania lękiem, edukację na temat wiarygodnych źródeł informacji medycznych, a w niektórych przypadkach również farmakoterapię w zakresie zaburzeń lękowych - mówi psycholog Kuś.

“Nie jestem wariatką, chcę tylko dbać o zdrowie"

Zapytana o to, czy nie rozważa udania się po pomoc psychologiczną, aby nie wpadać w spiralę zamartwiania się o swój stan i przyszłość, Kasia chce kończyć rozmowę: - Nie jestem żadną wariatką. Po prostu chcę mieć rękę na pulsie i wyłapać ewentualną chorobę na wczesnym etapie, żeby nie skończyć z nieuleczalną postacią nowotworu albo żeby nic mi w środku nie pękło. Chcę dbać o zdrowie, a nie brać znowu jakieś psychotropy, żeby czuć się jeszcze gorzej - ucina.

Niestety brak specjalistycznej pomocy może sprawić, że skutki długotrwałego ulegania wewnętrznemu przymusowi wyszukiwania sobie poważnych dolegliwości mogą być opłakane. - Obejmują one przede wszystkim chroniczny stres i lęk, ciągły niepokój, pogorszenie jakości życia, nadmierne obciążenie systemu opieki zdrowotnej niepotrzebnymi wizytami. Warto zwrócić uwagę, że - paradoksalnie - cyberchondria może prowadzić do zaniedbywania rzeczywistych problemów zdrowotnych, bo przecież taka osoba może koncentrować się na problemie nieistniejącym, a lekceważyć coś, co faktycznie jej dolega - zauważa Kuś.

Cyberchondria zwykle zaczyna się od niegroźnego bólu, a kończy na zaburzeniach lękowych
Cyberchondria zwykle zaczyna się od niegroźnego bólu, a kończy na zaburzeniach lękowychCanvaPro

By osłabić lęk, niezbędne jest wsparcie

Chcąc pomóc bliskiej osobie wykazującej znamiona cyberchondrii, należy podejść do tematu bardzo ostrożnie. Bagatelizując lub wyśmiewając jej skłonności, zamykamy sobie furtkę do dalszych rozmów na ten temat, a tym samym do ewentualnego udzielenia jej wsparcia. Temat zniknie, problem - nie. -  Ważne jest oferowanie wsparcia emocjonalnego bez wzmacniania obaw, pomaganie w znalezieniu wiarygodnych źródeł informacji medycznych oraz zachęcanie do ograniczenia czasu spędzanego na wyszukiwaniu informacji o zdrowiu online. Proponowanie alternatywnych aktywności i wspieranie w zdrowych nawykach może również pomóc w zmniejszeniu ogólnego poziomu lęku - radzi psycholog. Jeśli jednak objawy cyberchondrii zamiast słabnąć, będą przybierać na sile, koniecznie trzeba zwrócić się po profesjonalną pomoc.

Czy istnieje moda na zaburzenia psychiczne? "Zdanowicz pomiędzy wersami"INTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas