Dzień myśliwych - triumf tradycji czy okrucieństwo?
3 listopada myśliwi obchodzą swoje doroczne święto, Hubertus. To co dla nich jest okazją do świętowania, w aktywistach organizacji prozwierzęcych budzi niesmak i złość. Przekonują oni bowiem, że myślistwo od dawna nie ma już nic wspólnego z ochroną przyrody, a dla części myśliwych i jeźdźców jest tylko źle pojmowaną rozrywką. Jakie argumenty przytaczają?
Obchodzony 3 listopada Hubertus to święto myśliwych, jeźdźców i leśników, organizowane przez jeźdźców na zakończenie sezonu oraz przez myśliwych, którzy rozpoczynają właśnie sezon polowania jesienno -zimowego. Hubertus obchodzony jest w Polsce od XVIII wieku, kiedy to na tronie polskim zasiadali władcy sascy. Święto to jest okazją do tzw. hubertowin czyli zbiorowego, uroczystego polowania z zachowaniem historycznych ceremoniałów, a poprzedza je zazwyczaj msza święta w intencji myśliwych.
Podczas gdy myśliwi i jeźdźcy świętują swój wielki dzień, aktywiści walczący o prawa zwierząt apelują o zakończenie tej krwawej tradycji. Jakie argumenty przytaczają?
Walcząca o dobrostan i prawa zwierząt organizacja Otwarte Klatki przekonuje, że wokół myślistwa narosło wiele mitów, podtrzymywanych chętnie przez samych zainteresowanych. Według aktywistów fakty są jednak zgoła odmienne i myśliwi przekonujący, że są miłośnikami zwierząt i dbają o ich dobro, w rzeczywistości działają na ich szkodę i mocno rozregulowują przyrodę.
"Równowagę w przyrodzie – zwłaszcza wśród ssaków kopytnych – zapewniają drapieżniki, choroby i brak pokarmu. Dokarmianie zwierząt zimą zwiększa ich liczebność i tę równowagę zaburza – w końcu w interesie myśliwych jest, żeby było jak najwięcej zwierząt do zabijania" - czytamy na stronie organizacji.
Otwarte Klatki przekonują także, że to właśnie myśliwi odpowiedzialni są za większość toksycznego ołowiu, który trafia do środowiska - nawet 600 ton rocznie! Pozostawiony w przyrodzie śrut jest ogromnym zagrożeniem dla ptaków, które mylą go z małymi kamyczkami i połykają, by pomóc sobie w procesie trawienia. Ołów rozkłada się następnie w ich ciałach, które zjadają później drapieżniki, a finalnie również sami myśliwi. Badania wykazały, że ilość wystrzeliwanego w Polsce ołowiu przekracza tą, za którą odpowiadają przemysł i transport razem wzięte, a ołowica groźna jest nie tylko dla ptaków, ale także dla ludzi, zwłaszcza tych spożywających ryby ze stawów hodowlanych, nad którymi polują myśliwi.
Znana z działalności na rzecz zwierząt Fundacja Viva przypomina, że "niemal jedna piąta europejskich ptaków narażona jest na ryzyko szybkiego lub przyspieszonego wymarcia. Tymczasem w Polsce na liście zwierząt łownych znajduje się 13 gatunków dzikich ptaków. Prawie połowa z tych gatunków – głowienka, czernica, cyraneczka, łyska i kuropatwa – jest zagrożona, ich populacje dramatycznie maleją, są nieliczne lub rzadkie."
Mając na uwadze te przerażające dane koalicja "Niech żyją" zrzeszająca blisko 50 organizacji działających na rzecz ochrony przyrody i zwierząt złożyła we wrześniu 2020 roku wniosek do Ministra Środowiska o ustanowienie moratorium na polowania na dzikie ptaki:
"Ptaki mają naturalnych drapieżników we wszystkich stadiach życia. Ich śmiertelność jest naprawdę wysoka na każdym jego etapie. Żadne z ptasich populacji nie wykazują nienaturalnego przegęszczenia. Dlatego nie trzeba regulować populacji ptaków! Mięso z dzikich ptaków nie ma żadnego znaczenia ekonomicznego, a one same nie powodują liczących się szkód w uprawach" - przekonują przedstawiciele koalicji.
Przedstawiciele organizacji "Otwarte Klatki" dodają natomiast, że polowanie na ptaki to tak naprawdę loteria - wiele z gatunków zabijanych przez myśliwych ciężko odróżnić od gatunków chronionych; w szczególności dotyczy to kaczek, których nawet wytrawni ornitolodzy nie potrafią rozróżnić w locie.
Kolejnym argumentem przytaczanym przez organizacje prozwierzęce są oczywiście kwestie etyczne - według aktywistów polowanie na zwierzęta to po prostu krwawa i okrutna rozrywka, przynosząca żywym stworzeniom cierpienie i ból. Gdy rannym zwierzętom udaje się czasem uciec, godzinami walczą z bólem aż nie dogonią ich myśliwskie, rozwścieczone psy. Część myśliwych poluje jednak bez psów i rannych zwierząt nie udaje się znaleźć - niektóre z nich już do końca biegają z odłamkami pocisków w ciele. Spore kontrowersje budzi również obecność dzieci na polowaniach, a psychologowie są zdania, że mają one druzgocący wpływ na psychikę najmłodszych i mogą doprowadzić u nich do trwałych zaburzeń.
Choć myśliwi głoszą, że dziczyzna to najzdrowsze dostępne na rynku mięso, przedstawiciele organizacji walczących o prawa zwierząt przekonują, że jest wręcz odwrotnie. Zimą zwierzęta jedzą nieświeżą karmę lub żywią się pryskanymi uprawami, zagrożeniem jest także wspomniany wcześniej i występujący coraz częściej w dziczyźnie ołów.
Stanowisko myśliwych nie zmienia się natomiast od lat. Wciąż przekonują oni, że ich działalność ma na celu utrzymanie populacji zwierząt pod kontrolą oraz ochronę ludzi, bo dzikie zwierzęta stanowią jedno z największych zagrożeń na drogach. Bitwa na argumenty między myśliwymi a aktywistami trwa więc w najlepsze i nic nie wskazuje na to, by miała doczekać finału.
***
Zobacz również:
Mur na granicy to tragedia dla przyrody. Ucierpi wiele gatunków