Gorsze niż samowolki budowlane. Oto jak piękne kamienice zamienili w koszmarki
Oprac.: Bartosz Stoczkowski
"Facet chce wyburzyć XIX-wieczne budowle, żeby postawić budki z piwem" - mówiła Marysia (w jej roli Wojciech Pokora) w kultowej komedii "Poszukiwana poszukiwany". Niestety zdarza się, że życie pisze scenariusze jako żywe podobne do takiej sytuacji. Niejedna "renowacja" zakończyła się głośnym skandalem i niejedno miasto straciło wiele ze swojego architektonicznego piękna — albo przez chciwość, albo z bezmyślności.
Spis treści:
Kamienicę pokonała Polska Ludowa
Pod adresem Kłopotowskiego 38 w Warszawie stoi jedna z najpiękniejszych kamienic w mieście. Jej historia jednak nie należy do najweselszych. Choć przetrwała wojnę, to nie udało jej się wyjść obronną ręką w starciu z bezmyślnością komunistycznych władz.
Dokumentacja prac remontowych z lat 1945-1990 zaginęła, pozostawiając historykom jedynie strzępki informacji. Wiadomo, że w tym czasie przekształcono część budynku od strony ulicy Okrzei na szkołę szewską, wymieniając stropy i stolarkę okienną. Zniknęła też oficyna podwórzowa, a elewacje pozbawiono zdobień.
Według relacji mieszkańców największym ciosem był "remont" stropów, który miał miejsce w 1972 roku. Wtedy też bezpowrotnie zniszczono wiele cennych elementów wyposażenia: secesyjne sztukaterie, zdobione drzwi do mieszkań i drewniane podłogi taflowe z dziewięciu gatunków drewna.
Brak dokumentacji utrudnia ocenę skali "renowacji" à la PRL.
Białostockie kucie dla psucia
Zobacz również:
- Jeszcze w latach 90., gdy odwiedziłem swojego kumpla w Białymstoku, opowiedział mi w czasie spaceru historię jednej z XIX-wiecznych secesyjnych kamienic. W latach 60. albo 70. przeprowadzono w niej remont, który polegał tylko i wyłącznie na skuciu sztukaterii z fasady budynku. Nikt nie wie, w jakim celu i z jakiego powodu została podjęta taka decyzja. Mieszkańcy protestowali, pisali odezwy i listy do władz, ale nic to nie dało. Wydaje się, jakby pomysłodawcy kierowali się zwykłym wandalizmem, jakąś ideologiczną nienawiścią do piękna tego budynku - mówi Paweł.
Pod płaszczykiem styropianu
- Zresztą takich historii, nie aż tak spektakularnych co prawda, są setki. Właściciele małych perełek architektury, w których gzymsy, ozdoby ścienne, często ciekawe płaskorzeźby są prawdziwą ozdobą, po prostu ocieplają ściany styropianem, zmieniając te budynki w "kostkę z oknami" - dodaje w dalszej części naszej rozmowy Paweł.
Być może widzieliście mem, o tym co się dzieje, jeżeli bank odrzuci naszą płatność w czasie wizyty u dentysty. Ponoć wtedy stomatolog siłą wpycha nam w szczękę uprzednio wyrwanego zęba. Żeby było śmieszniej, bardzo podobna historia miała miejsce w Lublinie przy ulicy Narutowicza. Dotyczyła jednak międzywojennej kamienicy i nie ma nic wspólnego z higieną jamy ustnej.
Nie wchodząc w zbędne szczegóły, sprawy tak się miały, że sztukaterie na ścianie tego budynku skuł osobiście sam autor, po tym jak zleceniodawca oświadczył mu, że nie zamierza za nie zapłacić. W tej zabawnej dygresji przynajmniej możemy doszukać się jakiegokolwiek sensu.
Przeczytaj też: Niezapomniane hity PRL-u. Dziś są już kultowe
Warszawa zachłysnęła się sama sobą
Warszawa wielokrotnie była świadkiem niszczenia historycznych budynków, by zrobić miejsce dla biurowców. "Bliskie spotkania z buldożerami położyły kres istnieniu wielu cennych budynków. Na pierwszy ogień poszło kino Moskwa, które zniknęło już w 1994 r., później - kina Skarpa i Praha, Supersam, a w kwietniu 2008 roku - pawilon Chemii przy ul. Brackiej. Wyburzano budynki o wielkiej wartości architektonicznej, stanowiące niezastąpioną pamiątkę czasów PRL-u i zadające kłam powszechnym opiniom o ich całkowitej szarości i beznadziei" - czytamy na stronie Sztuka Architektury.
Wielu architektów, polskich i zagranicznych, mówiło wprost o obsesji władz Warszawy w burzeniu starej zabudowy, o zachłyśnięciu się nowoczesnością i... przeciętnością.
W 2008 roku słynny architekt Christian Kerez, w jednym ze swoich ostatnich wywiadów przed wyburzeniem pawilonu Chemii, wychwalał go jako jedną z najciekawszych konstrukcji w mieście.
Opisał go jako "pełną przestrzeni, lekką i kruchą budowlę", wyrażając przy tym obawę, że może ona wkrótce zniknąć, pochłonięta przez nieustanny rozwój miasta i obsesję na punkcie nowoczesności. Mimo protestów środowiska architektów, a także mieszkańców stolicy tak właśnie się stało.