"Instynkt macierzyński się o ciebie upomni". Jak wygląda walka z mitem?
Mimo postępu w nauce i w równouprawnieniu nasza wiara w istnienie instynktu macierzyńskiego nadal nie zniknęła. Co więcej, pomiędzy miłością do dziecka a instynktem macierzyńskim często stawia się znak równości. Tymczasem, jak mówi dr Urszula Sajewicz-Radtke psycholog oraz ekspert z zakresu diagnozy psychologicznej: „Powielanie mitu o instynkcie macierzyńskim jest krzywdzące i nikomu nie służy – ani kobietom, ani dzieciom, ani mężczyznom, ani rodzinom, które nie mają charakteru biologicznego”. Dlaczego?
"Jak to nie chcesz mieć dzieci? Kto ci poda szklankę wody na starość" - pyta rodzina z niedowierzaniem. W końcu cóż może bardziej zachęcić do prokreacji niż przerażająca perspektywa spędzenia długich lat samotnie w domu starców? "To koszmar, którego kobiety usiłują uniknąć, rodząc ośmioro dzieci, po jednym na każdy dzień tygodnia plus jedno dodatkowe - nigdy dość przezorności" - odpowiada prześmiewczo francuska dziennikarka i eseistka Mona Chollet.
Osoby bezdzietne wciąż borykają się z nieprzyjemnymi komentarzami, gdy otwarcie mówią o swoich życiowych wyborach. Jednak to niejedyne "ofiary" wciąż funkcjonującego w zbiorowej podświadomości instynktu macierzyńskiego. Są nimi również matki, które chcą być wystarczająco dobre, jednak zbudowanie relacji z noworodkiem jest dla nich trudnym procesem i ojcowie - z góry na straconej pozycji - bo przecież o czymś takim jak "instynkt ojcowski" się nie słyszy...
Jeśli chodzi o instynkt macierzyński, problem pojawia się już na samym wstępie - podczas konstruowania jego ewentualnej definicji. - Używając słowa instynkt odnosimy się do czegoś genetycznego - wrodzonego lub naturalnego - obejmującego stałą reakcję behawioralną w kontekście konkretnych bodźców (w tym przypadku dzieci) - tłumaczy dr Urszula Sajewicz-Radtke.
- Natomiast z poziomu psychologii nie widzimy w badaniach, żeby coś takiego jak instynkt macierzyński istniało, czyli żeby u każdego osobnika płci żeńskiej pojawiała się taka sama behawioralna reakcja na pojawienia się dziecka - zaznacza psycholożka oraz ekspertka z zakresu diagnozy psychologicznej.
"Retuszowanie macierzyństwa", ukazywanie go jako naturalnej biologicznie drogi służy oczywiście dyskryminacji. - Powielanie mitu instynktu macierzyńskiego wyrządza wiele szkody. Piętnuje część kobiet - zaznacza dr Urszula Sajewicz-Radtke.
- Potocznie mówi się o instynkcie macierzyńskim jeszcze przed pojawieniem się bodźca. Zakładamy, że jest jakaś magiczna siła, która sprawia, że każda przedstawicielka płci żeńskiej ma potrzebę posiadania dzieci - tłumaczy. - Zgodnie z tym założeniem kobieta, która nie chce mieć dzieci - świadomie i z wyboru - zachowywałaby się nienaturalnie - byłaby pod pewnym względem "wybrakowana", "chora" czy "zaburzona", bo nie wykształciłaby się u niej instynkt, który posiadają wszystkie inne osobniki płci żeńskiej.
- Jednak nie chodzi jedynie o kwestie kobiet i indukowania im tego, że jeżeli nie pojawia się u nich potrzeba posiadania potomstwa, to znaczy, że coś jest nie tak. Mamy jeszcze rzeszę sytuacji, w których potrzeba posiadania dziecka pojawia się w przypadku rodziców adopcyjnych, lub męskich par jednopłciowych - zaznacza psycholożka. Tymczasem przecież nie mówi się o instynkcie "tacierzyńskim", czy nawet instynkcie rodzicielskim.
Mimo że psychologia stawia sprawę jasno, wiele osób wciąż upiera się, że instynkt macierzyński nie jest mitem, czy też konstruktem wytworzonym kulturowo. Zgodnie z tymi sądami o istnieniu instynktu macierzyńskiego miałaby świadczyć oksytocyna, która wytwarza się w organizmie kobiety rodzącej podczas porodu oraz później w czasie karmienia piersią. Hormon ksenofobicznego przywiązania - jak nazwał oksytocynę biolog Robert M. Sapolsky - ma świadczyć o więzi, która powstaje pomiędzy matką i dzieckiem - więzi bezwarunkowej. Wybuchy oksytocyny wydzielane podczas porodu według tej teorii sprawiają, że kobieta zakochuje się w swoim dziecku "od pierwszego wejrzenia", a później jest zdolna do opieki nad nim.
- Trudno oczekiwać tego, aby pojawianie się jednego hormonu świadczyło o istnieniu instynktu - komentuje teorię dr Urszula Sajewicz-Radtke. - Oczywiście występują biologiczne mechanizmy, które wzmacniają budowanie przywiązania, ale mam wrażenie, że występuje tu definicyjne pomieszanie - dodaje.
- Oksytocyna nie jest kwestią instynktu, a raczej elementem biologicznego mechanizmu, który ma na celu budowanie przywiązania wśród członków rodziny. Badania pokazują, że oksytocyna wytwarzana jest również w organizmie ojców. Pojawia się także w organizmach rodziców adopcyjnych, którzy przecież porodu nie przechodzą - tłumaczy psycholożka.
Podobnego zdania jest również dr Maria Pawłowska. W rozmowie z Maliną Błańską tłumaczy: "Prawdę mówiąc wytwarzamy więcej oksytocyny przy porodzie waginalnym niż przy porodzie cesarskim cięciem, co nie znaczy, że matki, które urodziły dzieci przy pomocy cesarskiego cięcia kochają je mniej" - zaznacza. "Mężczyzna także może wytworzyć porównywalne ilości oksytocyny, jeśli położymy mu na klatce piersiowej dziecko, a on wierzy, że jest to jego dziecko. (...) Co więcej, wystrzał oksytocyny występuje także u cioć, babć, wujków..."
Ponadto - jak doskonale wiemy - wybuchy oksytocyny, które obserwowane są zarówno u ojców, jak i u matek nie powstrzymują rodziców przed porzuceniem dzieci. Według informacji udostępnionych przez Główny Urząd Statystyczny w grudniu 2020 roku w pieczy zastępczej przebywało 71,5 tys. dzieci pozbawionych całkowicie lub częściowo opieki rodziny naturalnej. Na terenie kraju działało 1126 placówek instytucjonalnej pieczy zastępczej. Z kolei funkcję rodziny zastępczej pełniło ponad 19 tys. małżeństw i ponad 16 tys. samotnych osób.
Dr Urszula Sajewicz-Radtke zwraca uwagę, że porodowy wybuch oksytocyny nie może być dowodem na istnienie instynktu macierzyńskiego jeszcze z jednego, ważnego względu. - Instynkt powinien pojawiać się przed porodem i mówić: ja chcę dziecka - tłumaczy psycholożka.
- Mówienie, że wydzielanie oksytocyny w okresie porodowym i okołoporodowym jest dowodem na to, że każda kobieta ma instynkt macierzyński jest bardzo niebezpieczne. To powtarzanie nieprawdy, która może prowadzić do uprzedmiotowienia kobiet. To równoznaczne z mówieniem kobietom: głównym celem każdej z was jest posiadanie dzieci. Może jeszcze sto lat temu mogło stanowić to jakąś podstawę wiedzy o świecie. Obecnie w psychologii zbyt dużo wiemy o tym, w jaki sposób buduje się przywiązanie i o tym, kto jest ważny w tym procesie, by zakładać, że coś takiego jak instynkt macierzyński w ogóle istnieje.
W Polsce nadal występuje etos "matki Polki". Panuje powszechne przekonanie, że kobieta w pewnym okresie życia po prostu powinna mieć dzieci. - Jeśli to przekonanie trafia na kobietę, która rzeczywiście chce mieć potomstwo, wszyscy są szczęśliwi z obrotu sprawy - zaznacza dr Urszula Sajewicz-Radtke. - Jeśli jednak trafimy na sytuację, w której presja społeczna jest bardzo intensywna, natomiast przekonanie i pragnienia kobiety są zupełnie inne, może to przynieść bardzo negatywne skutki: od zaburzeń takich jak depresja, po problemy z nawiązaniem więzi z dzieckiem.
Bezdzietność z wyboru nie jest łatwa - szczególnie w Polsce, gdzie model tradycyjnej rodziny wciąż przez konserwatywne media ukazywany jest jako jedyny słuszny. Zagubione kobiety szukają pomocy. Wiele z nich kieruje się do specjalistów. Są też takie, które za wsparciem rozglądają się w internecie. Blogi i fora internetowe to nadal miejsca, w których kobiety bezdzietne z wyboru mogą wypowiedzieć się i pozostać anonimowe. Historie innych internautek dają im poczucie solidarności. Jednym z takich miejsc jest blog Bezdzietnik prowadzony przez Edytę Brodę.
- Na Bezdzietniku często rozmawiam z kobietami, które mają dzieci i zdecydowały się na nie tylko dlatego, że ktoś bardzo mocno na to naciskał. Wmawiał im, że w przyszłości, gdy na dzieci będzie już za późno, na pewno będą żałować swojej decyzji. Te kobiety nie chciały niczego żałować, a już zwłaszcza nie czegoś tak istotnego i ważnego. Zdecydowały się więc na potomstwo nie całkiem z własnej woli - tłumaczy Edyta Broda.
- Później okazało się, że macierzyństwo jest czymś trudnym - czasami czymś nie do zaakceptowania. Okazało się, że instynkt nie zadziałał. Przyszedł natomiast gniew - na siebie, że się uległo, na otoczenie, które naciskało, a czasami także na dziecko - zaznacza autorka bloga Bezdzietnik.
- Oczywiście to nie jest tak, że nikt z nas nie ma potrzeb opiekuńczych. Są kobiety, które odczuwają takie potrzeby bardzo mocno i wyraźnie. Są też osoby, które takich potrzeb w ogóle nie mają. Musimy się z tym pogodzić - tłumaczy Edyta Broda. - Straszenie instynktem macierzyńskim niestety jest częste - przyznaje. - Właściwie najczęstsze komentarze, kierowane do osób bezdzietnych z wyboru opierają się właśnie na tym micie. Tymczasem macierzyństwo to decyzja, a nie bezwolne poddanie się instynktowi.
- Kobiety słyszą o potrzebie, która na pewno gdzieś w nich jest i kiedyś się odezwie - być może z taką siłą, że zrujnuje im całe życie. To są najbardziej krzywdzące i niebezpieczne komentarze, bo jeśli ktoś nie ma wewnętrznej, absolutnej pewności, że postępuje zgodnie ze swoimi potrzebami, nie jest wystarczająco autonomiczny, naciski rodzinny mogą wpłynąć na ostateczną decyzję. A decyzja o dziecku powinna być zawsze samodzielna.
Kto najczęściej naciska? - To zależy od doświadczeń - odpowiada Edyta Broda. - W moim odczuciu znacznie częściej takie niesprawiedliwe komentarze wygłaszają mężczyźni - tłumaczy. Najbardziej krzywdzące są jednak napomnienia najbliższych, a zwłaszcza rodziny. Dlaczego?
- Gdy jakiś poseł powie: kobiety powinny mieć dzieci. Może mnie to zdenerwować, mogę wyrazić swoją niechęć wobec niego, ale nie wpłynie to na mnie bezpośrednio. Jednak to, co powie mi moja własna matka - jakakolwiek osoba bliska - ma już na mnie konkretny wpływ. To największy problem osób bezdzietnych z wyboru: ciągłe borykanie się z komentarzami rodziny - tłumaczy blogerka.
Na pytanie, czy jest szansa, by w przyszłości coś się zmieniło Edyta Broda odpowiada: - Widzę dużą zmianę w jednym obszarze. Gdy ja wybierałam bezdzietność, a było to około 20-30 lat temu, takie rzeczy robiło się po cichu. Nikt nie wyskakiwał przed szereg. Po prostu nie miało się dzieci i tyle. Trzeba było odpędzać się od pytań rodziny i przyjaciół. Często udawać, że po prostu się nie przytrafiło. Bezdzietność nie była jednak czymś, co można było deklarować publicznie - zaznacza autorka bloga.
Poruszanie tematu świadomego macierzyństwa, obalanie mitów i burzenie konstruktów społecznych, daje kobietom szansę na zastanowienia się: czego tak naprawdę chcą. Możliwość posłuchania różnych opinii i wyciągnięcia własnych wniosków. - W tej chwili obserwuje w młodych kobietach potrzebę mówienia: nie chcę mieć dzieci, to wybór, który mi służy i mam do tego prawo - zaznacza Edyta Broda.
Jednak osoby bezdzietne z wyboru to niejedyne osoby, które muszą walczyć z mitem instynktu macierzyńskiego. Miłość do dziecka nie zawsze przychodzi naturalnie. Wiele kobiet miesiącami stara się zaakceptować zmiany, jakie nastały wraz z pojawieniem się dziecka w ich życiu. Kryzysy, wahania, gonitwy myśli - początek macierzyństwa, nawet jeśli było ono chciane i przemyślane, nie zawsze jest prosty.
Co wtedy? Wszystko zależy od tego, w jakim systemie funkcjonuje rodzina. - W otoczeniu młodej mamy mogą być babcie, które będą mówiły: spokojnie, dasz radę. Będą podtrzymywać na duchu. Mogą być również takie babcie, które przyjdą i powiedzą: to mój wspaniały wnuk, a ty masz trud z tym, żeby się nim zająć. Jak możesz tak mówić - tłumaczy dr Urszula Sajewicz-Radtke. Nie pomaga wówczas mit instynktu macierzyńskiego - zgodnie z którym kobiety powinny nie tylko chcieć dzieci, ale także umieć się nimi zaopiekować, gdy przyjdzie na to czas.
- Idea instynktu macierzyńskiego implikuje, że istnieje wrodzona wiedza i zestaw zachowań opiekuńczych, które są automatyczną częścią stawania się i bycia matką. Jednak badania Trusted Source z 2018 roku dowodzą, że te uczucia rozwijają się kilka dni po urodzeniu dziecka, a niektóre kobiety walczą o ich odczuwanie nawet kilka miesięcy później.
Tłumaczy także, że tego, jak postępować z dzieckiem musimy się po prostu nauczyć. Dawniej proces ten odbywał się bardziej naturalnie, ponieważ rodziny mieszkały w domach wielopokoleniowych. Nowo narodzonymi dziećmi opiekowali się w konsekwencji nie tylko rodzice, ale także inni domownicy. W młodym wieku kobiety (przyszłe matki), ale także mężczyźni (przyszli ojcowie) obserwowali, jak zająć się niemowlęciem - podglądając starszych członków rodziny. Później łatwiej przychodziło im powtarzanie tych ról.
Obecnie jest jednak inaczej. Wiele małżeństw, które decyduje się na dziecko, nigdy wcześniej nie zajmowało się niemowlęciem. - Nowo narodzony maluch to często pierwszy bobas, jakiego młodzi rodzice trzymają na rękach - tłumaczy dr Urszula Sajewicz-Radtke. Wówczas nic nie jest naturalne, a "obsługi" małej istotki rodzice muszą nauczyć się "od zera".
- Rodzice mogą czuć się samotni, mogą mieć poczucie bycia niekompetentnymi. Mogą być rozczarowani nową rolą - zaznacza ekspertka. - Dorzucanie im jeszcze tego, że w naturalny sposób powinni czuć jakąś magiczną więź ze swoim dzieckiem, jest bardzo niebezpieczne, biorąc pod uwagę ich psychikę - zaznacza.
"Z moim instynktem macierzyńskim jest tak, żeśmy się chyba minęli na porodówce" - pisała Hanna Banaś, autorka bloga internetowego na temat macierzyństwa O Matko Wariatko. "Może jestem odosobnionym przypadkiem, który swój instynkt stłamsił w zarodku, ale wydaje mi się, że jest to dość powszechne zjawisko. Jak stoisz nad swoim potomkiem i nie wiesz. Po prostu nie wiesz, co zrobić".
Niewiedza i lęk - zwłaszcza w przypadku pierwszego dziecka - wydają się uzasadnioną reakcją. Każdy nowy bodziec w otoczeniu może bowiem powodować strach. Tymczasem wiele kobiet przyznaje, że te uczucia powodują w nich dyskomfort psychiczny, wstyd, a nawet paraliżujące wyrzuty sumienia.
- Chciałam mieć dziecko. Gdy zaszłam w ciążę, wszystko było w porządku. Właściwie przez całe dziewięć miesięcy czułam się dobrze. Kompletowałam wyprawkę, ubranka, przygotowywałam pokój - tłumaczy Anna.
- Później był poród, cesarka. Obudziłam się i zobaczyłam mojego partnera. Mówił, że widział już dziecko, że jest zdrowe i piękne, że to dziewczynka. Nie wiem, co wtedy poczułam. Pamiętam tylko, że zaczęłam się bać. Przez całą ciążę byłam w skowronkach, a po porodzie dopadł mnie strach.
- Wyszliśmy ze szpitala. Przyszliśmy do domu. W szpitalu było łatwiej. Tam były pielęgniarki, więc gdy mówiłam, że jestem zmęczona, zajmowały się dzieckiem. W domu byliśmy tylko we trójkę. Mój partner chętnie zajmował się dzieckiem. Dobrze mu szło przewijanie, a w nocy wstawał do dziecka nawet częściej niż ja. Myślałam: jestem matką, powinnam to umieć, powinnam czuć, że dziecko płacze, wiedzieć czego chce. Zamiast radości czułam ogromne wyrzuty sumienia. Nie chodzi o to, że ktoś miał do mnie pretensje. To po prostu we mnie było - tam gdzieś głęboko zakorzenione - zaznacza Anna.
Podobne historie zdarzają się często. Pojawienie się dziecka na świecie jest przełomem. Młode matki wyobrażają sobie, jak będzie on wyglądał i jakie konsekwencje przyniesie. Nie zawsze jednak oczekiwania i rzeczywistość się pokrywają.
Co wówczas można zrobić? Jak pomóc?
- To, co jest dla mnie kluczowe to być z takim rodzicem i go nie oceniać. Jeśli matka przychodzi i mówi mi: wszystkie moje koleżanki kochają swoje dzieci od wielkości fasolki, a mi przychodzi to z trudem, być może trzeba powiedzieć jej: to nic niezwykłego. Czasami miłości do swojego dziecka trzeba się nauczyć - tłumaczy psycholożka.
Psycholog Marta Majorczyk, jest podobnego zdania. Zaznacza, że pomoc dla młodych rodziców powinna być znacznie bardziej rozwinięta. - Należy przygotować szeroką ofertę szkoleń dla przyszłych rodziców, rodziców spodziewających się pierwszego dziecka, dla świeżo upieczonych mam. W szpitalach powinny być standardem takie działania jak: rooming-in, kangurowanie dziecka zaraz po porodzie (bonding), porody rodzinne w szpitalu czy w domu, bezpłatna opieka douli, wsparcie laktacyjne, powszechny dostęp do żłobków i instytucje wspierających opiekę nad małym dzieckiem - tłumaczy.
Jednak, żeby programy tego typu zaczęły być popularne, należy zdać sobie sprawę z narastającego problemu.
***
Zobacz również:
Potrafią kochać, ale nie tworzą związków romantycznych. Doświadczenia osób aromantycznych
"Wszyscy byliśmy kiedyś dziećmi". Psychiatria dziecięca okiem specjalistów