Jan Paweł II do Barbary Sadowskiej: Jak mam cię pocieszyć?
Po śmierci skatowanego Grzegorza Przemyka serce matki krwawiło. Papież chciał ulżyć jej w cierpieniu.
Tam stoi Basia, mama Grzesia - głośny szmer przebiegł przez kościół kapucynów podczas spotkania twórców z Janem Pawłem II. Był czerwiec 1983 roku. Serce poetki i działaczki opozycji Barbary Sadowskiej rozdzierał potworny ból.
Miesiąc wcześniej musiała pochować jedynego syna - Grzegorza Przemyka, który został brutalnie pobity, wprost skatowany na posterunku milicji. Dwa dni później zmarł wskutek odniesionych obrażeń.
Jego zbolała matka po tej tragedii nie chciała już żyć. Na spotkanie z papieżem przyjaciele przywieźli ją prosto ze szpitala, gdzie była cały czas podłączona pod kroplówki. - Trzymałam ją w ramionach, bo nie miała siły stać - wspominała Ligia Urniaż-Grabowska, lekarka i przyjaciółka poetki.
Jan Paweł II, gdy usłyszał, że Basia Sadowska jest wśród zgromadzonych, zaczął rozgarniać ludzi, by do niej podejść. - Wziął mnie razem z nią w ramiona, ja zaczęłam się wysuwać, by byli razem, i ona opadła na Jego pierś. Jego twarz miałam tuż przed sobą, pełną współczucia i bólu. Słyszałam, jak szeptał do niej: "Dziecko, co ja ci mogę powiedzieć, jak mam cię pocieszyć"... - mówiła lekarka.
Gest Ojca Świętego był niezwykle wymowny. Papież zawsze bardzo przeżywał to, co się dzieje w jego ukochanej, zniewolonej przez komunistów ojczyźnie. Całym sercem był po stronie prześladowanych. Tego samego dnia, kiedy w Polsce wprowadzono stan wojenny, wygłosił w Watykanie podczas modlitwy "Anioł Pański" znamienne słowa o tym, że "nie może być przelewana polska krew, bo zbyt wiele jej wylano, zwłaszcza w czasie ostatniej wojny. Trzeba uczynić wszystko, aby w pokoju budować przyszłość Ojczyzny" - apelował.
Cierpiał, gdy docierały do niego dramatyczne wieści z kraju - o masakrze górników w kopalni "Wujek" i innych ofiarach. Brutalne zamordowanie maturzysty Grzegorza Przemyka było kolejną tragiczną kartą. Zginął młody niewinny człowiek, który miał zadatki na wybitnego poetę.
Papież zachwycił się jednym z jego wierszy pt. "Jeśli przyjdziesz". W dniu w którym przyjdziesz po mnie/ Nie umyję zębów/ Nie będę musiał także zmieniać ubrania/ Tylko buty włożę/ Na długą drogę/ Najpierw pokażesz mi słońce/ Wyciągniemy do niego dłonie/ I nasze postacie zostaną tak/ A my pójdziemy dalej - te strofy Karol Wojtyła, który sam jako młody człowiek pisał wiersze, uznał za bardzo dojrzałe.
Nie mógł uwierzyć, że to dzieło dziewiętnastolatka. Barbara Sadowska po śmierci syna już się nie podniosła. Wcześniej dzielnie znosiła szykany władzy, była więziona, pobita, ale straty jedynaka przeboleć nie mogła. Komuniści grozili zresztą kiedyś, że zajmą się jej synem.
Ona i Grześ byli silnie związani. Miał trzy lata, gdy rozstała się z jego ojcem. Nadużywała alkoholu, w pewnym sensie to syn się nią opiekował. Po jego śmierci na żyrandolu powiesiła dwa buty: pierwszy, jaki nosił w życiu, i ostatni. Mówiła, że nadal ma z nim kontakt. Zmarła trzy lata później na raka płuc.