Juliane Koepcke: Nastolatka, która przeżyła katastrofę samolotową i 11 dni w dżungli
Warunki pogodowe są niezwykle niekorzystne, przez co wszystkie loty zostały odwołane, a nad pasażerami wisi widmo, że święta zamiast z rodziną, spędzą w stolicy Peru. Juliane i Marija Koepcke mają ogromne szczęście, bo ich lot jako jedyny się odbędzie. Już za godzinę będą całą rodziną celebrować Boże Narodzenie. Kobiety z ulgą wsiadają na pokład samolotu, jeszcze nie wiedząc, że oto stają się pasażerami jednego z najtragiczniejszych lotów w południowoamerykańskiej historii…
Spis treści:
Juliane Koepcke: jedyna ocalała z spośród 91 osób
Juliane Koepcke w chwili, gdy wsiadała do samolotu peruwiańskich linii Líneas Aéreas Nacionales (LANSA), miała siedemnaście lat i wraz z matką leciała do Pucallpa, gdzie czekał na nie Hans Koepcke. Ich lot miał potrwać tylko godzinę, ale gdy samolot wzbił się w niebo, szybko stało się jasne, że podróż może okazać się o wiele trudniejsza, niż sądziły. Lot 508 wleciał w sam środek burzy. Około 12.30, 24 grudnia 1971 r. samolot w powietrzu rozpadł się na kawałki, które runęły w sam środek puszczy amazońskiej.
Juliane nie pamięta, jak to się stało, że została wyrzucona z samolotu wraz z fotelem, do którego była przypięta pasem. Spadła z wysokości ponad trzech kilometrów. Przeżyła. Jak to było możliwe? W zasadzie trudno jednoznacznie stwierdzić. Po wypadku spekulowano, że mogło złożyć się na to kilka przyczyn: po pierwsze w burzowych chmurach wiał silny wiatr, który mógł unieść dziewczynę, po drugie wypadła wraz z fotelem i cały czas pozostała do niego przypięta, a po trzecie liany w koronach drzew, gdzie spadła, mogły zamortyzować upadek.
Wielu ludzi pytało mnie, jak to się stało, że nie umarłam ze strachu, kiedy spadałam. To zadziwiające, ale wtedy w ogóle nie odczuwałam żadnego strachu
Gdy uderzyła w ziemię, straciła przytomność. Po jej odzyskaniu podjęła decyzję, że nie może leżeć w środku dżungli i czekać na ocalenia lub śmierć. Postanowiła zadziałać. Przypomniała sobie rady ojca, że w przypadku zagubienia w lesie równikowym najlepiej znaleźć rzekę i podążać za jej biegiem, bo w ten sposób prędzej czy później dotrze do ludzkich osad. Zaczęła iść. Jeszcze wówczas nie wiedziała, że przeżyła jako jedyna spośród 91 osób, które znajdowały się na pokładzie lotu LANSA 508.
Chociaż wiedziałam, że wypadłam z samolotu, to ciężkie wstrząśnienie mózgu i prawdopodobnie głęboki szok ochroniły mnie przed szaleństwem
Płynęła rzeką pełną węży i krokodyli - przeżyła
Zobacz również:
Siedemnastolatka miała na sobie jedynie cienką sukienkę i jeden but (drugi zgubiła podczas upadku). Bez sprzętu, bez broni, czy prowiantu. Ruszyła w drogę na poszukiwanie jakiegokolwiek cieku wodnego. Gdy go wreszcie znalazła, podążała za jego biegiem, aż dotarła do Amazonki. Dziewczyna uznała, że znacznie szybciej dotrze do celu, jeśli popłynie.
Nie miała łodzi, a rzeka w porze deszczowej była niezwykle zimna. Płynęła jednak, a jej jedyną obroną przed żyjącymi w rzece drapieżnikami był patyk. Najtrudniejsze był jednak nie dnie spędzane w chłodnym nurcie Amazonki, a samotne noce. Zimny deszcz moczył jej ubrania i w każdej chwili z dżungli mógł wyłonić się drapieżnik, który zakończy jej samotną wędrówkę.
Hans i Marija Koepcke byli z wykształcenia biologami i zajmowali się badaniem dżungli. Juliane od wczesnego dzieciństwa towarzyszyła im podczas ich wypraw. Była zaznajomiona z tutejszą przyrodą. Wiedziała, że o tej porze roku nie znajdzie w puszczy owoców, a ponieważ wiele z rosnących w lesie roślin było trujących — wolała nie ryzykować i ich nie jeść. Jedyne co miała w ustach od momentu katastrofy do chwili, gdy ją odnaleziono, to paczka cukierków, która tak jak ona, ocalała z katastrofy samolotu i mętna woda. Błąkając się po dżungli, Juliane Koepcke znalazła trzy inne pasażerki lotu 508 - wszystkie nie żyły.
Juliane Koepcke: Siedemnastolatka sama w dżungli spędziła 10 dni
Ze względu na brak pożywienia, ropiejącą ranę na ramieniu, w której zagnieździły się białe larwy i noce, które nie zapewniały odpowiedniego odpoczynku, dziewczyna coraz bardziej opadała z sił. Każdego dnia zmuszała się jednak, by wstać i wejść do rzeki. By płynąć tak długo, jak długo wystarczy jej sił.
Byłam bardzo zmęczona. Potwornie zmęczona. Ale w końcu jakoś się mobilizowałam i ruszałam dalej, powtarzając, że tutaj zginę
Co utrzymywało ją przy życiu? Przede wszystkim nadzieja, że ratownicy niedługo ją znajdą i zabiorą w bezpieczne miejsce — dziewczyna nie wiedziała, że poszukiwania zostały przerwane. Po drugie obiecywała sobie, że musi wyjść cało z tej dżungli, żeby mogła zrobić coś wielkiego dla ludzi i przyrody. Po trzecie organizm będąc w ekstremalnej sytuacji, “wyłączył" w niej wszystkie inne emocje, poza jedną — bezgraniczną wolą przetrwania. Kobieta wspomina, że nie czuła wówczas ani bólu, ani głodu.
Mamy w sobie coś w rodzaju wbudowanego bezpiecznika, który w takich ekstremalnych chwilach chroni nas przed tym, żebyśmy nie zwariowali albo wręcz nie umarli ze strachu.
W końcu dziesiątego dnia podróży dotarła do niej świadomość, że jest wyczerpana, a ponieważ nic nie jadła od wielu dni jej ciało już długo nie będzie w stanie znieść tego nieludzkiego wysiłku, do którego się zmuszała. I właśnie wtedy dostrzegła na rzece łódź, a na brzegu budynek. Nie było w nim ludzi, nie była to osada, ale było to schronienie. Dziewczyna wczołgała się pod dach i spędziła w nim noc. Gdy wstał kolejny dzień, nie miała już sił, by iść dalej. Mogła jednak przypuszczać, że skoro budynek był w dobrym stanie, to bywa odwiedzany przez ludzi.
"I z tym szła pani jedenaście dni przez puszczę? Z medycznego punktu widzenia to niemożliwe"
Miała niewiarygodne szczęście, bo właśnie tego 11. dnia błąkania się po lesie równikowym, w chwili gdy całkowicie opadła z sił, trzech mężczyzn zjawiło się dokładnie w tym miejscu, na brzegu rzeki. Nie mogli uwierzyć własnym oczom, widząc nastoletnią dziewczynę w brudnej, cienkiej sukience leżącą pośrodku dżungli.
Juliane Koepcke wyjaśniła im, że przeżyła katastrofę samolotową i błąkała się po dżungli. Sprawa lotu 508 była głośno omawiana wówczas w mediach, toteż mężczyźni od razu zrozumieli, kim jest cudownie ocalona pasażerka. Łodzią przetransportowali ją do najbliższej osady, w której znajdował się szpital.
Dopiero gdy dotarła w bezpieczne miejsce, na dobre ogarnęła ją gorączka, a kolano niewiarygodne spuchło. Po badaniach okazało się, że dziewczyna ma złamany obojczyk, doznała urazu oka, zerwała wiązadło krzyżowe i zraniła się w ramię. Lekarz miał jej powiedzieć:
I z tym szła pani jedenaście dni przez puszczę? Z medycznego punktu widzenia to niemożliwe
Dalsze losy Juliane Koepcke
Obecnie Juliane nie nazywa się już Koepcke, ale przyjęła nazwisko męża — Diller. Podróż przez dżungle wyryła w jej psychice ogromne bruzdy, szczególnie gdy dowiedziała się, że jej matka także przeżyła upadek, ale zmarła w wyniku poniesionych obrażeń. Młoda dziewczyna, której trudno było poradzić sobie z traumą, postanowiła wyjechać z Peru i studiować w kraju jej ojca — w Niemczech. Podobnie jak jej rodzice ukończyła biologię, a następnie doktoryzowała się w tematyce nietoperzy. Juliane Diller powróciła do Peru, by badać tamtejszą przyrodę i ze wszystkich sił chronić lasy deszczowe. To jej sposób na realizację obietnicy, którą sobie złożyła, przedzierając się jako siedemnastolatka przez lasy deszczowe — by sprawić, że jej życie będzie “istotne dla świata".