Jutro będzie futro?

25 maja 2018 roku pięćdziesięciu brytyjskich profesorów, doktorów i lekarzy weterynarii wysłało list do Michaela Gove’a, ministra środowiska, żywności i spraw wsi Wielkiej Brytanii. Skrytykowali w nim warunki panujące na fermach futrzarskich dodając, że hodowanie zwierząt wyłącznie w celu pozyskania z nich futer jest nieetyczne. W tym czasie w Polsce hodowcy zwierząt futerkowych przekonywali opinię publiczną, że wprowadzenie w kraju całkowitego zakazu hodowli zwierząt na futra zrujnuje polską gospodarkę. O losach ustawy o zakazie hodowli zwierząt futerkowych, warunkach panujących na fermach i życiu zza krat rozmawiam z Martyną Kozłowską z Fundacji Viva!.

Norki to zwierzęta dzikie, nieudomowione. Na fermach całe życie spędzają w klatkach/ Fot. Fundacja Viva!
Norki to zwierzęta dzikie, nieudomowione. Na fermach całe życie spędzają w klatkach/ Fot. Fundacja Viva! INTERIA/materiały prasowe

Gabriela Kurcz: Drugie miejsce w Europie, trzecie na świecie i trudna do wyobrażenia liczba - 10 milionów zwierząt rocznie ginie w naszym kraju, by przeobrazić się w futro.

- To ładny eufemizm, niestety zupełnie pomija czynnik ludzki, a ten jest tu znaczący. Zwierzęta nie giną, a są zabijane. W przypadku norek poprzez zagazowanie, a lisów - rażenie prądem.

O co więc tyle hałasu? Szybka, etyczna śmierć...

- Po pierwsze nie zawsze szybka. Udało nam się zarejestrować na ukrytej kamerze ubój lisów. Zwierzęta przed śmiercią próbują się wyswobodzić, uciec. Widać, że się boją. Dawka prądu, którą zastosował hodowca na wspomnianej fermie była niewystarczająca i niektóre zwierzęta budziły się na stercie martwych zwierząt. Hodowca, siarczyście przy tym przeklinając lisa, który przecież wydłuża mu tym samym czas pracy, chwytał uciekiniera, ponownie wieszał go na haku, wkładał elektrodę w odbyt, drugą w pysk i raził jeszcze raz prądem. Wszystko obserwowały pozostałe zwierzęta na fermie, które za chwilę miał spotkać ten sam los...

Norki natomiast zagazowuje się w specjalnych komorach. Od pracowników ferm wiemy, że do takiej maszyny może spokojnie zmieścić się nawet 100 zwierząt. Zanim więc pracownicy wrzucą do niej wszystkie zwierzęta - dosłownie wrzucą, bo na fermie, na której jest kilkadziesiąt tysięcy zwierząt nikt nie ma czasu na żadne ceregiele - mija trochę czasu. Nie wszystkie zwierzęta umierają też od razu...

Pomijając jednak śmierć tych zwierząt, okrutny jest już sam sposób ich hodowli...

Rzadkie i niewystarczające kontrole, ciasnota i całe życie spędzone na gołych kratach to chyba zaledwie wierzchołek góry lodowej.

- Musimy pamiętać, że lisy i norki to zwierzęta dzikie, nieudomowione... W naturze pokonują ogromne przestrzenie, kopią nory, wspinają się. Norki w dodatku bardzo dużo pływają. Są też terytorialne i poza okresem rozrodczym unikają przedstawicieli swojego gatunku. A na fermach są całe życie zamknięte w naprawdę małych klatkach. Klatka lista ma na przykład wymiary 50x60x90 cm! Gdyby zamknąć człowieka w klatce analogicznej wielkości, miałaby powierzchnię dwóch trumien! To dość mocne porównanie często trafia do ludzi. Dodajmy do tego gołe kraty - jedyne podłoże, jakie zwierzęta od urodzenia znają (trawę mogą podziwiać jedynie zza krat, gdzieś w oddali), ścisk, stres... Dlatego część z nich choruje psychicznie, dochodzi też między nimi do pogryzień lub aktów autoagresji. Hodowcy nie są w stanie im zapewnić dobrych warunków. Dobre warunki wykluczają opłacalność "produkcji".

Klatka lista ma wymiary 50x60x90 cm/ Fot. Fundacja Viva!
Klatka lista ma wymiary 50x60x90 cm/ Fot. Fundacja Viva! INTERIA/materiały prasowe

Polski Związek Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych utrzymuje jednak, że te dobre warunki są zwierzętom zapewnione i przywołuje zasadę "5 wolności" - możliwość swobodnego powstania, położenia się, obrócenia, przeciągnięcia i wykonywania czynności behawioralnych.

- Czyli hodowcy ręczą za to, że hodowcy zapewniają zwierzętom dobre warunki. Ogólnie hodowcy lubią się powoływać sami na siebie. Dlatego tworzą coraz to nowe związki, fundacje i media, w których wypowiadają się jako "niezależni eksperci". A jeżeli ich zdaniem umożliwienie lisowi wstania, położenia się i obrócenia jest zadbaniem o jego dobrostan, to pokazuje, jaki stosunek mają do zwierząt.

A kontrole weterynaryjne? Raport Vivy! obnażył sporo nieprawidłowości. Można odnieść wrażenie, że ci, którzy powinni stać po stronie zwierząt, niekoniecznie je lubią...

- Nie do końca tak jest. Musimy pamiętać, że Inspekcja Weterynaryjna boryka się z niedoborem pracowników. Może z tego wynika fakt, że kontrole na fermach odbywają się średnio raz w roku, w dodatku często wtedy, kiedy na fermach nie ma prawie zwierząt, np. tuż po uboju... Długość trwania tych kontroli też pozostawia wiele do życzenia. Ich średni czas to niewiele powyżej 85 minut. Pamiętajmy, że na jednej fermie może się znajdować nawet kilkadziesiąt tysięcy zwierząt! W tak krótkim czasie niemożliwe jest nawet obejście całego terenu fermy, a co dopiero sprawdzenie, w jakim stanie są zwierzęta. Można gdybać, z czego wynikają tak nieskuteczne kontrole... Faktem jest jednak, że nie spełniają swojej roli.

Faktem jest również, że większość Polaków jest przeciwna obecności ferm futrzarskich w naszym kraju. Całkowitego zakazu chce aż 67% Polaków. Przez chwilę wydawało się, że taki zakaz to już tylko kwestia czasu.

- Ba, za zakazem wypowiedziało się głośno, m.in. dla nas przed kamerą, kilku ważnych polityków, zarówno Prawa i Sprawiedliwości jak i Platformy Obywatelskiej, w tym Jarosław Kaczyński i Grzegorz Schetyna. Obiecywali, obiecywali i... ostatecznie wykreślają, a konkretnie PiS wykreśla zakaz z nowelizacji.

Dlaczego?

- Lobby futrzarskie jest silne. Hodowcy mają własne media i fundacje. Do tego mają sporo kontaktów, czy to medialnych (popierają ich m.in. media o. Rydzyka) czy politycznych. Najwyraźniej to wystarczyło... 

Na jednej fermie może się znajdować nawet kilkadziesiąt tysięcy zwierząt/ Fot. Fundacja Viva!
Na jednej fermie może się znajdować nawet kilkadziesiąt tysięcy zwierząt/ Fot. Fundacja Viva! INTERIA/materiały prasowe

Powołują się również na ekonomiczny i społeczny aspekt hodowli - umożliwiać ma ona pracę osobom o niskich kwalifikacjach zawodowych, zasilać budżet państwa, zwiększać konkurencyjność polskiej gospodarki. Same plusy...

- Kolejne mity. Mity rozpowszechniane przez sam przemysł. Hodowcy kiedyś przekonywali, że na fermach pracę znajduje 50 tys. osób. Dane te nie mają jednak żadnego źródła! Po tym jak wielokrotnie wytykaliśmy im ten fakt, zaczęli operować innymi danymi. Nagle liczba ta zmalała do kilkunastu tysięcy zatrudnionych. Źródło? Ankiety przeprowadzone wśród hodowców! Co ciekawe, na ankiety odpowiedział jedynie niewielki procent hodowców, przez co, już pomijając tendencyjność i stronniczość samych hodowców, badania te nie są nic warte. My tymczasem uzyskujemy dane z instytucji państwowych. Według ZUS-u w całej podklasie 01.49.Z zatrudnienie w ramach umowy o pracę oraz umowy zlecenie znajduje niecały tysiąc osób! W całym równaniu brakuje oczywiście informacji o składkach pracowników odprowadzanych do KRUS, jednak nie może być to więcej niż 600 osób, oraz liczby pracowników zatrudnionych na umowach śmieciowych i na czarno.

Biorąc pod uwagę szacunki z innych krajów, oświadczenia samych hodowców z raportów środowiskowych (a nie ankiet...) i dane instytucji rządowych, zatrudnienie na fermach wynosi 2-4 tys. osób. W dodatku hodowcy bardzo często zatrudniają pracowników z Ukrainy, bo miejscowi nie chcą na fermach pracować.

A co do budżetu, hodowla zwierząt futerkowych to dział specjalny produkcji rolnej. Podatki są śmiesznie niskie, a sami hodowcy wolą mówić, ile zysku mają ze sprzedaży futer, niż ile trafia do budżetu państwa. Żeby tego było mało dzielą fermy, by płacić jeszcze niższe podatki...

Co ciekawe, hodowcy podają te dane niezależnie od liczby zabijanych na futro zwierząt (w 2014 r. 6,7 mln zabitych zwierząt - zatrudnienie 50 tys. osób; w 2017 r. 10 mln zabitych zwierząt - zatrudnienie 50 tys. osób).

Pozostaje jeszcze jedna kwestia, którą tak chętnie zasłaniają się zwolennicy hodowli zwierząt futerkowych - polska tradycja. Trzeba przyznać, że to dość zaskakujący argument. 

- Ta niby "tradycja" nie ma nawet 100 lat. Tak więc to kolejne pięknie brzmiące słowa bez pokrycia. Polska ma dość wspaniałych tradycji, z których możemy być dumni, a przemysłu futrzarskiego powinniśmy się wstydzić.

Z takiego założenia wychodzą coraz częściej polskie marki odzieżowe. Gigant LPP, Solar, Risk Made In Warsaw, Prosto, BOHO, a na świecie ci najwięksi - Calvin Klein, Hugo Boss, a ostatnio również Giorgio Armani - z roku na rok przybywa firm rezygnujących z naturalnych futer. Coś się ruszyło! 

- To lawina! Myślę, że to zasługa kampanii informacyjnych. Ludzie często nie są świadomi, jak wygląda rzeczywistość zwierząt na fermach. Od tego jesteśmy my i inne organizacje, by uświadamiać społeczeństwo i pokazywać, że futro nie rośnie na drzewach. A że popyt tworzy podaż, to i projektanci przestali udawać, że nie ma problemu i co rusz kolejny rezygnuje z futer w swoich kolekcjach. Futro jest zdecydowanie passé.

Kampania Vivy! "Jutro będzie futro" ma na celu  wprowadzenie całkowitego zakazu hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. Tą drogą poszły już takie kraje jak Austria, Słowacja, Niemcy, Czechy, częściowy zakaz obowiązuje również w krajach skandynawskich czy Szwajcarii. W niektórych z tych krajów hodowla przestała się po prostu opłacać. 

- Dokładnie. Cywilizowane kraje odchodzą od hodowli zwierząt futerkowych. Uważamy, że najwyższy czas na Polskę. Politycy Prawa i Sprawiedliwości zarzekali się, że są za zakazem. Że to krok do przodu, ważny krok dla Polski. Wystarczyło pół roku, silne naciski lobby futrzarskiego, wspieranego przez o. Tadeusza Rydzyka, i partia rządząca zmieniła zdanie. Chłodna kalkulacja wzięła górę nad racjonalnymi argumentami, dobrem zwierząt i protestujących mieszkańców wsi.

Pojawił się jeszcze jeden argument za zatrzymaniem ferm zwierząt futerkowych w Polsce. Hodowcy przekonują, że po wprowadzeniu zakazu cały rynek przeniesie się na wschód, głównie na Ukrainę, a tam nie będą już przestrzegane żadne prawa zwierząt. Czy możemy więc mówić o "mniejszym złu"? 

- Hodowcy mówią to tak, jakby u nas warunki, w jakich żyją zwierzęta, był dobre. A nie są! Świetnie to widać na zdjęciach i nagraniach ze śledztw. Materiały ze śledztw na ukraińskich czy chińskich fermach nie są wcale bardziej drastyczne, niż te z Polski. Wszędzie hodowle wyglądają podobnie. Nie możemy też na to patrzeć na zasadzie: "to jest złe, ale jakby było w innym kraju, byłoby gorzej, więc na to pozwólmy". To błędne myślenie. Przemysł futrzarski to zbędne cierpienie zwierząt. To szkody dla środowiska naturalnego. To uciążliwość dla ludzi. Pora byśmy dołączyli do reszty cywilizowanych krajów i odesłali ten przemysł do historii.

W schronisku w Korabiewicach w Lisim Azylu żyje obecnie kilkanaście lisów. Na Instagramie możemy śledzić ich radosne harce niczym nie różniące się od zabaw naszych domowych pupili. Te lisy kochają, tęsknią i okazują uczucia w taki sam sposób jak psy czy koty. Psy kochamy, lisy zabijamy i przemieniamy w futra. Co poszło nie tak?

- Kilka lat temu dostaliśmy zgłoszenie, że w województwie podlaskim funkcjonuje hodowla psów, w której zwierzęta trzymane są w niedopuszczalnych warunkach. Przeprowadziliśmy tam interwencję, w której wzięła udział ekipa jednej z większych stacji telewizyjnych. Na miejscu okazało się, że psy były trzymane w klatkach po lisach na terenie byłej fermy! Były w strasznym stanie. Po emisji programu w telewizji ludzie podnieśli larum. Dostaliśmy setki wiadomości i telefonów. Wszyscy byli oburzeni. Z tak silnymi reakcjami nie spotkaliśmy się po żadnej naszej interwencji w sprawie lisów czy norek, mimo że kilka wyemitowała ta sama stacja telewizyjna. Tymczasem te tragiczne, niedopuszczalne i nieludzkie, jak określili je ludzie, warunki, w jakich trzymane były psy, to codzienność dla 10 milionów zwierząt hodowanych w Polsce na futro...

13 września Fundacja Viva!, Otwarte Klatki, OTOZ Animals, Mondo Cane i Fundacja Alberta Schweitzera organizują demonstrację przeciwko wykreśleniu z nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt zakazu chowu zwierząt na futra, trzymania psów na łańcuchu, występów zwierząt w cyrkach i uboju rytualnego. Demonstracja obędzie się 13 września o godz. 17 w Warszawie na pl. Trzech Krzyży.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas