Kupujesz opłatki w galerii handlowej? Była pracownica ujawnia: „oszustwo”
Oprac.: Aleksandra Tokarz
W galeriach handlowych świąteczny nastrój czuć na długo przed Bożym Narodzeniem. Obok świątecznych dekoracji i migoczących światełek natrafić można również na hostessy, które, w przebraniach aniołków, sprzedają opłatki. Gdzie jednak trafiają zebrane przez nie pieniądze? Była pracownica postanowiła zabrać głos. „To oszustwo” – przyznaje.
Święta Bożego Narodzenia zbliżają się coraz większymi krokami. Galerie handlowe już wkrótce będą pękać w szwach od poszukujących prezentów klientów, wśród których znajdą się również tacy, którzy z chęcią zaopatrzą się w wigilijne opłatki. Z pomocą nadejdą "aniołki", które w okresie przedświątecznym pojawiają się w centrach handlowych.
Hostessy z reguły przedstawiają się jako wolontariuszki, które zbierają pieniądze dla wybranej fundacji. Prawda może okazać się jednak zgoła odmienna. Była koordynatorka "aniołków" postanowiła zabrać głos, zdradzając w sieci, jak w rzeczywistości wygląda ich praca.
Spis treści:
Kupujesz opłatki od "aniołka" w galerii? O tym pamiętaj
Jedna z tiktokerek, która pracowała kiedyś jako koordynatorka aniołków, postanowiła zdradzić nieco więcej szczegółów na temat przedświątecznej pracy w przebraniu aniołka. "Jako były koordynator akcji aniołków, które sprzedają opłatki w galeriach handlowych opowiem wam, dlaczego to jest jeden wielki scam (przekręt, oszustwo - przyp. red.)" - mówi na wstępie opublikowanego w sieci wideo.
"Ogólnie to te aniołki muszą mówić, że są wolontariuszkami, czyli teoretycznie nie zarabiają za swoją pracę, a one tak naprawdę miały normalnie płacone, stawkę godzinową plus premię od sprzedaży. Moi przełożeni kazali mi bardzo pilnować tego, żeby wszystkie hostessy mówiły, że są wolontariuszami" - tłumaczy w dalszej części. To jednak dopiero początek.
"Przeciętny kupujący nie zdaje sobie z tego sprawy". Koordynatorka aniołków zdradza szczegóły
Kobieta dodała, iż podobnych manipulacji miało być więcej. "Pracowałam z firmą, która miała współpracę z fundacją. Na tych opłatkach było napisane małym druczkiem, że tylko 20 procent z całej sprzedaży idzie na fundację, a 80 procent zostaje w firmie. A firma mimo to reklamuje się, że zbiera na fundację. Przeciętny kupujący nie zdaje sobie z tego sprawy" - twierdzi.
Wiele wątpliwości. "Wydawały już gotowe paragony"
Wątpliwości byłej koordynatorki aniołków budzi również sama fundacja. "Firma ta, która prowadziła całą tę akcję, należała do pani "Kowalskiej" - przykładowe nazwisko. A zgadnijcie, przez kogo była założona fundacja? Też przez panią Kowalską" - wyjaśnia. "Ogólnie ta firma zbierała pieniądze dla fundacji, żeby wykonywać zabiegi leczące światłem. Jeden zabieg kosztował 3 tys. zł. Tylko ta fundacja miała już te maszyny na stanie. Czyli scam, ale wszystko zrobione legalnie" - zdradziła.
Co więcej, hostessy miały mieć gotowe wydruki paragonów, które jedynie rozdawały klientom. "Dziewczyny nie dostawały na bieżąco tej kasy i nie mogły, tak o, drukować ludziom tych paragonów jak coś kupili, tylko miały w koszyczku pełno tych paragoników wystawionych na 10 zł. I dopiero jak ludzie coś kupili, to one wydawały już gotowe paragony" - dodała.
W sieci wybuchła burza. Internauci komentują
Pod opublikowanym w sieci wideo natychmiast rozgorzała prawdziwa dyskusja. "Pracowałam przez tydzień jako aniołek, jak nie uzbierałam danej sumy w ciągu dnia, to nie zarobiłam nic, masakra", "Byłam aniołkiem, najgorsza praca w życiu" - piszą niektórzy.
Inni dodają, że mają zupełnie inne doświadczenia. "Zależy, my normalnie zawsze mówiliśmy ze jesteśmy pracownikami. Jak ludzie się pytali ile dostajemy to można było powiedzieć. A na fundacje szło wszystko co zostało po odjęciu kosztów. Finalnie ok. 70 proc.", "Byłam aniołkiem miałyśmy normalnie umowę zlecenie i mieliśmy mówić normalnie że 10 proc. jest przekazywane na fundacje. A jak ktoś pytał to mówić że byłyśmy zatrudnione" - czytamy.