Mężczyna moim hobby

Gdyby istniał taki kierunek studiów jak facetologia, większość kobiet miałaby habilitację. Zapewne zaczęto by udowadniać, że Nobel była kobietą.

Statystyczna kobieta każdą wolną chwilę w życiu przeznaczyła na poznanie, zrozumienie i oswojenie facetów. Kłopoty pojawiają się, kiedy próbujesz zgłębiać naturę swojego faceta.

Trudno jest to robić kiedy masz okres, albo on wrócił późno ze spotkania z kolegami czy znowu zapomniał o rocznicy pierwszego spotkania, kochania, zaręczyn, ślubu i tak dalej... Wszystko to teorię poznania źle wpływa.

Ale każdy z tych niekorzystnych czynników można spokojnie wyeliminować, podczas treningu na osobnikach, z którymi nic cię nic specjalnego nie łączy. Potem tylko trzeba wyciągnąć wnioski z obserwacji i przełożyć je na życie codzienne. A ile z tego przyjemności...

Uwielbiam mężczyzn. I piszę to z całą odpowiedzialnością. Wbrew całej "filozofii" feministycznej, a nawet solidarności jajników.

Posiadam koleżanek kilka. Gadam z nimi godzinami, lubię babskie wieczory. Czasami wybieramy się razem na zakupy czy do knajpy. Ale to nic w porównaniu z tym, jak przepadam za moimi kolegami. Od spotkań z chłopakami jestem nałogowo wręcz uzależniona. I zupełnie nie wiem jak to się dzieje, że czasami na takich spotkaniach oprócz mnie trafia się tak od jednej do dwóch kobiet, u których choć raz usłyszałam zdanie: "...bo laski są głupie". To moje najlepsze przyjaciółki i jedyne odstępstwo od zasady, że najlepszym przyjacielem człowieka jest mężczyzna.

Chyba jedną z niewielu korzyści czerpanych z babskich wieczorów jest fakt, że na nich można zebrać jeszcze więcej materiału badawczego opartego na opowiadaniach koleżanek. Trzeba jednak sporo czasu na to poświęcić. Bo spis tematów w kolejności chronologicznej jest dość długi: "ale masz ładną fryzurę", "świetne spodnie dziś widziałam", "czerwoną torebkę wczoraj kupiłam", "bo ta głupia....", "a moje dziecko...", "nigdy nie zrozumiem facetów" (ooo, już jest dobrze), "rozstępy mi się zrobiły", "słyszałam, że....", "a mój chłopak..." (jeszcze jedna lampka wina i usłyszę coś interesującego) i w końcu długo oczekiwane: "bo z mężczyznami jest tak...." I to ostatni temat, kończy się gdzieś o 2., 3. nad ranem, kiedy już bardzo zmęczone piciem wina i paleniem ogromnej ilości papierosów postanawiamy iść spać z całkiem nowym bagażem doświadczeń.

A wieczór w towarzystwie mężczyzn upływa miło, przyjemnie i bez niepotrzebnych stresów. Co prawda chłopcy czasami oburzają się, że nie przychodzimy na nie w mini czy nie poprawiamy zmysłowo szminki na ustach popijając jakiegoś kolorowego, damskiego drinka. Coś za coś - w zamian mają dobre partnerki do gry w bilard, rzutki czy karty. I towarzystwo do rozmowy: o pracy, filmach, książkach, polityce i problemach miłosnych a nie kremach na cellulit, asortymencie supermarketów i tego co będzie, jak już będą ojcami.

Takie spotkania raz na jakiś czas każdemu dobrze robią. No, może oprócz mojej tzw. drugiej połowy. Nic na to nie poradzę, że każdy potrzebuje choć trochę wytchnienia od swojego partnera chociażby po to, aby się przekonać, czy dobrze trafił.

Uwielbiam rozmawiać o mężczyznach i z mężczyznami. A nawet z nimi milczeć. Uczyć się od nich i bawić się z nimi. Zajmują 80 procent zdolności przerobowych moich mojego mózgu, czy jak to się tam w przypadku ex-blondynek nazywa. Skoro nie ma takiej nauki to muszę to nazwać hobby.

Ex-blondynka

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas