Najgorsze świąteczne prezenty. "Powiedziałem żonie, że dostałem alergii"
Nietrafione podarki bywają zmorą świąt. Pół biedy, jeśli pod choinką znajdziemy kolejną parę skarpetek, czapkę ze świecącym pomponem, czy za mały sweter — najgorsze świąteczne prezenty potrafią wprawić w konsternację, albo przyprawić o atak furii.
Wbrew pozorom najgorsze świąteczne podarki nie zawsze należą do kategorii tanich gadżetów, sztampowych zestawów, czy drobiazgów "byle zbyć". Gwiazdkowym koszmarem mogą stać się również prezenty spersonalizowane, zgodne z gustem i marzeniami obdarowanego. O najgorsze niespodzianki pod choinką pytamy naszych rozmówców.
Zobacz również: Świąteczne prezenty - takich upominków lepiej unikać
Perfumy z nutą złamanego serca
— Nieciekawą książkę, czy skarpetki w nielubianym kolorze można odłożyć na półkę, ale co zrobić ze znienawidzonymi perfumami, które kupiła ci żona? — pyta retorycznie Marcin, pracownik jednego z urzędów w Małopolsce.
— Najbardziej kłopotliwym świątecznym podarunkiem, jaki dostałem był luksusowy zapach dla mężczyzn jednej z bardziej znanych firm perfumiarskich na świecie. Perfumy same w sobie były w porządku, bardzo podobały się mojej żonie i mógłbym ich używać, gdyby nie pewna historia sprzed lat — mówi Marcin.
Zobacz również: Test osobowości. Czego na święta życzą ci bliscy?
— Kilka lat przed tym, jak spotkałem moją przyszłą żonę, miałem dziewczynę, w której byłem wtedy zakochany po uszy. Pewnego razu pojechaliśmy razem nad morze. Plaża, romantyczne zachody słońca, spacery za rękę trwały przez kilka dni — do momentu, gdy na polu biwakowym pojawił się kilka lat starszy od nas facet. Od razu zaczął kręcić się w pobliżu naszego namiotu i coraz częściej do nas zagadywać. Moja dziewczyna szybko uległa urokowi podrywacza. Nie muszę chyba tłumaczyć, jakich perfum używał jej amant. Od tamtej pory aż mnie skręca, kiedy poczuję ten zapach! — irytuje się Marcin.
— Jak wybrnąłem z sytuacji? Powiedziałem żonie, że dostałem alergii na drogie pachnidło, więc niestety nie mogę go używać. Skłamałem, a jednak powiedziałem prawdę — uśmiecha się przekornie Marcin.
Odchudzanie? Nie na święta!
— Gwiazdkę, gdy pod choinką znalazłam najgorszy prezent wszech czasów, zapamiętam do końca życia — mówi Krystyna, prawniczka z Warszawy.
— Były to święta rok po urodzeniu naszego drugiego dziecka, a ja od miesięcy zmagałam się z nadprogramowymi kilogramami, które "złapałam" przy okazji dwóch ciąż. Ciągle stosowałam nowe diety, robiłam domowe treningi według wskazówek różnych internetowych guru fitnessu i odchudzania. W moich usilnych próbach utraty wagi dzielnie wspierał mnie mój życiowy partner Marek, jednak z prezentem, to trochę przesadził — opowiada Krystyna.
— W paczce pod choinką znalazłam poradnik pod tytułem "Jak lekko, łatwo i przyjemnie stracić 25 kilogramów". Miałam ochotę okładać Marka tą książką po głowie! 25 kilo? Ja przytyłam tylko 15! A poza tym, na święta chciałam trochę zapomnieć o odchudzaniu i dostać coś ładnego. Poczułam się chyba gorzej niż Emma Thompson w "To tylko miłość"— mówi Krystyna.
— Jednak ten okropny i okrutny prezent miał swoje dobre strony. Od tej pory Marek pyta mnie, co chcę dostać na gwiazdkę — kończy nasza rozmówczyni.
Niespodzianka ze zbyt długim terminem ważności
— Mój najbardziej kłopotliwy gwiazdkowy prezent dostałam od chłopaka, któremu się podobałam. Kłopot w tym, że on mnie trochę mniej — śmieje się Paulina, product manager w dużej międzynarodowej firmie z branży IT.
— Byłam w ostatniej klasie liceum, gdy poznałam Michała, który zaczął bardzo zabiegać o moje względy. Ponieważ był dość sympatyczny, kilka razy umówiłam się z nim na wyjście do kina i zaprosiłam jako partnera na studniówkę. Traktowałam go jednak cały czas jak kolegę i oczywistym było, przynajmniej dla mnie, że trzymam go w tak zwanej "friendzonie". Nie miałam pojęcia, że szykuje mi taką niespodziankę — opowiada Paulina.
— W Wigilię pod choinką znalazłam nie tylko prezenty od rodziców i dziadków, ale i tajemniczą kolorową paczuszkę, którą, jak się później okazało, Michał przekazał mojej mamie z prośbą, by znalazła się pod naszym świątecznym drzewkiem. W środku był bilet na koncert mojej ulubionej wtedy Katy Perry. W Londynie! Za osiem miesięcy! Od razu domyśliłam się, że Michał ma drugi bilet i planuje "romantyczny wypad" we dwoje ze mną. To była bardzo dla mnie kłopotliwa sytuacja, z której wybrnęłam z wielkim trudem — kończy Paulina.