Gdy chwila nieuwagi zamienia się w świąteczną anegdotę. Historie z polskich domów bawią do łez
Kiedy pierwsza gwiazda pojawia się na niebie, wielu z uśmiechami na twarzy zasiada do wigilijnej kolacji. Uśmiech uśmiechowi jednak nierówny - gdy niektórzy zacierają już ręce na pokaźnych rozmiarów porcję barszczu z uszkami, inni wciąż rozpamiętują wydarzenia ostatnich dni. Niektórym zdarzyło się bowiem, że - gdy lista przedświątecznych obowiązków wydłużała się niemal w nieskończoność - znaleźli się tylko o krok od pomyłki, którą żyje cała rodzina. Oto jak chwila nieuwagi zamieniła się w rodzinną, świąteczną anegdotę.
Liczby nie pozostawiają wątpliwości. Polakom, mimo iż w większości uwielbiają świąteczny czas gorączkowych przygotowań, zdarza się ponarzekać. Zwracają przy tym uwagę na kilka szczegółów, które, ich zdaniem, mają wpływ na radosny czas świętowania.
Zobacz również:
Badania przeprowadzone przed kilku laty przez ekspertów portalu Prezentmarzeń pokazały, że bożonarodzeniową atmosferę według rodaków psuje najczęściej kłótnia przy świątecznym stole - takiego zdania było aż 41 proc. badanych. Kolejnych 34 proc. osób stwierdziło, że świąteczne wpadki dotyczą najczęściej drażliwych tematów rozmów. 30 proc. ankietowanych za największą świąteczną gafę uznało upijanie się podczas wigilii, zaś 28 proc. z nich zwróciło uwagę na nieodpowiednie zachowanie przy stole. 12 proc. respondentów opowiedziało się za nietrafionymi podarunkami, jako najbardziej żenującym momentem wigilijnego wieczoru.
Zanim jednak przyjdzie usiąść do stołu, wielu z nas, w pocie czoła, chwyta za odkurzacze, patelnie i płyny do mycia szyb. Pracy przed świętami jest wiele - szczególnie, jeśli do stołu zasiąść ma większa liczba gości. Już sama bożonarodzeniowa atmosfera pobudza zaś niektórych do generalnych porządków czy intensywnych przygotowań w kuchni. Do tej listy często dopisać należy także świąteczne dekoracje czy zakup prezentów. A kiedy obowiązków przybywa, tylko o krok od spektakularnej wpadki.
Zobacz również: Czy można tańczyć w adwencie? Oto co mówią kościelne przepisy
Spektakularny upadek i... zadowolony pies
Tradycja głosi, że na wigilijnym stole wylądować powinno dwanaście dań. Podczas gdy pierwotnie podobna liczba symbolizowała dwanaście miesięcy w roku, za które domownicy dziękowali Bogu, wkrótce symbolika odnosić zaczęła się także do dwunastu apostołów, z którymi Jezus zasiadł do ostatniej wieczerzy. Kiedy więc na stole lądują pierogi, barszcz z uszkami, a kolejno zupa grzybowa, kutia i karp, kucharki ocierają pot z czoła - na samą myśl o tym, ile czasu spędziły uprzednio w kuchni.
Obok zabraknąć nie może także słodkości. Tradycyjny piernik, chociaż kusi domowników swoim zapachem, czasami zmuszony jest ustąpić miejsca makowcowi. Inni za najbardziej świąteczne ciasto uznają zaś kultowy "kawałek serniczka" - który zmieści się przecież nawet wtedy, gdy brzuch z przejedzenia zdaje się pękać w szwach. Bywa jednak, że ten ostatecznie nie trafia na talerz.
- Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak kilka lat temu, na kilka dni przed wigilią, mama zabrała się do pieczenia sernika. Aromat, który rozchodził się po mieszkaniu może wyobrazić sobie każdy - nic więc dziwnego, że wszyscy w domu zacieraliśmy ręce, aż w końcu wyciągnie go z piekarnika - wspomina Katarzyna. - Ale zanim przyszło do krojenia ciasta, mama postanowiła skorzystać z porady swojej przyjaciółki, która zaleciła jej, że aby sernik nie opadł, powinna obrócić go "do góry nogami", czyli spodem do góry i w ten sposób odłożyć, aż wystygnie. Nie powiem, wyglądało spektakularnie, kiedy mama, z deską w jednej ręce i z blachą sernika w drugiej zabrała się do pracy. Machnęła i... cały sernik wylądował na podłodze. Uwierzcie, nasz pies nigdy nie był tak szczęśliwy. Sernik z podłogi jadł przez kilka dni - dodaje z uśmiechem na twarzy.
- Kilka dni przed wigilią zaplanowałam atrakcję dla kilkuletnich córek - pieczenie korzennych ciasteczek - wspomina z kolei Monika. - Wszystko szło idealnie, do momentu, aż młodsza postanowiła doprawić ciasto nieco mocniej, "żeby było bardziej piernikowe, mamo". Wyobraźcie sobie minę mojego męża, który próbuje upieczonych już ciasteczek, a dwie pary oczu naszych córek z uwagą przyglądają się jego reakcji, w oczekiwaniu na ostateczny werdykt. Mąż zrobił się najpierw blady, potem czerwony, w końcu ciastko przełknął. I wtedy okazało się, że córka, zamiast przyprawy do piernika, sypnęła do ciasta sporej porcji pieprzu - bo opakowania wydawały jej się identyczne. Ciasteczka ostatecznie wylądowały na choince - dodaje.
Kulinarnych wpadek jest jednak więcej. - Odlałam kompot z suszonych śliwek do porcelanowej miseczki. Do takiej samej wlałam też wywar grzybowy, żeby potem dolać go do barszczyku. Potem dodałam oczywiście zawartość nie tej miseczki, co trzeba - wspomina jedna z internautek. - U nas skleroza się objawiła. Teściowa wzięła się za odgrzewanie kapusty z grochem. Wigilia minęła, kolejnego dnia otwieram mikrofalówkę, a tam... talerz kapusty. Teściowa zapomniała ją wyjąć. Najśmieszniejsze, że nikt z nas ostatecznie nie zarejestrował, że jej nie zjedliśmy - dodaje kolejna.
Zobacz również: Konkretna grupa nie powinna jeść karpia. Może zaszkodzić
Podwójne, całoroczne szczęście w finansach? Niekoniecznie...
Podczas gdy w wielu domach tradycja dwunastu dań jest świętością, niektórzy przy okazji podążają również za innymi - czasami takimi, które rytuałem stały się na przestrzeni długich lat. Jedni pozostawiają więc puste miejsce przy stole. Inni wsadzają pod obrus kilka źdźbeł siana. Są też tacy, którzy poszukują zapewnienia sobie pomyślności - a tę finansową zyskać można wsadzając do pierogów grosika. Kto na niego trafi, ma cieszyć się pieniężnym szczęściem przez cały kolejny rok.
- Podobna tradycja nie była u nas w domu szczególnie żywa. Jednego roku stwierdziłyśmy jednak z siostrą - "a co tam?", wsadzimy do dwóch pierogów po grosiku - a nuż uda się nam "ściągnąć" na konto trochę pieniędzy - wspomina z uśmiechem Aleksandra. - Pierogi wylądowały w wodzie, domownicy podekscytowani czekają aż w końcu będą się nimi zajadać. Ale zanim, siostra postanowiła spróbować, czy te są już ugotowane. Wyłowiła jednego z garnka, przegryzła, a w środku... grosik. Ona szczęśliwa, my nieco zawiedzeni, bo jedna szansa na powodzenie już nam przepadła. Ale osądziła, że pierogi potrzebują jeszcze chwili w wodzie. Więc czekamy dalej. Po kilku minutach wyławia kolejnego. Przekrawa, próbuje. Grosik. Ona szczęśliwa podwójnie, my pozbawieni szans na pieniądze. Po kilku miesiącach sama stwierdziła jednak, że prawdopodobnie ten drugi grosik odebrał jej szczęście - żadnego powodzenia w finansach nie było - dodaje ze śmiechem.
- U mnie w domu co roku wsadzamy grosika do uszek. Do dziś nie wiemy, kto zapewnił sobie finansowe szczęście dwa lata temu. Wszyscy barszcz z uszkami zjedliśmy, ale ktoś z nas najwyraźniej połknął pieniążka nawet tego nie rejestrując - wspomina Kinga.
- Gorzej jak liczba pierogów znacznie przewyższa tę, którą domownicy są w stanie zjeść podczas wigilii. Pamiętam, jak mama zamroziła raz pokaźną porcję, serwując ją potem podczas kolejnego, rodzinnego spotkania. Nieświadoma niczego ciocia ugryzła pierożka z pieniążkiem. Czy wciąż zapewniał powodzenie w finansach? Niekoniecznie, biorąc pod uwagę, że następnego dnia wylądowała u dentysty - mówi Anna.
"Dobrze, że jesteś. Choinka zemdlała"
Jedna z najstarszych, świątecznych tradycji odnosi się do dekorowania choinki. Jej zieleń określa się symbolem nadziei i narodzin, zaś samo drzewko symbolizować ma życie i odrodzenie. Tradycyjnie choinkę ubierano w wigilię Bożego Narodzenia, kiedy w domu zbierali się wszyscy domownicy, wspólnie ozdabiając świąteczne drzewko. I chociaż podobne przyzwyczajenie towarzyszy wielu Polakom do dzisiaj, w tym aspekcie nie brakuje wpadek.
Wielu kojarzy internetowy obrazek, na którym zdziwiony (a wręcz zakłopotany) pies pozuje na tle przewróconej choinki. "Dzięki Bogu już jesteś w domu. Choinka właśnie zemdlała" - głosi podpis. Ale chociaż to właśnie właściciele zwierzaków (lub świeżo upieczeni rodzice) muszą znacznie bardziej przyglądać się i pilnować świątecznego drzewka, nawet najbardziej bezpieczna choinka lubi płatać figle.
- Kilka lat temu rodzice kupili cały zestaw ogromnych, ręcznie malowanych bombek. Były piękne! No właśnie, były... Mama zarządziła nam zawiesić je z przodu choinki - tak, żeby było je dobrze widać. Pokaźnych rozmiarów kule wylądowały więc na przodzie, z tyłu zaś umieściliśmy te, które miały już trochę lat. Drzewko wyglądało idealnie! W nocy tuż przed wigilią razem z siostrą podskoczyłyśmy z łóżek na równe nogi. Obudził nas dźwięk tłuczonego szkła. Choinka najzwyczajniej przewróciła się pod ciężarem bombek, które kolejno potłukły się w drobny mak. Od tamtej pory drzewko co roku przywiązane jest sznurkiem nie tylko do kaloryfera, ale też do karnisza. Do końca życia nie zapomnę jednak miny mamy, która całą wigilię ukradkiem spoglądała na choinkę, która w centralnym punkcie ozdobiona była zniszczonymi już nieco, PRL-owskimi bombkami - tylko tymi, które ostały się w wyniku nocnej katastrofy. Rada na przyszłość? Jeśli nie chcesz zniszczyć nowych bombek, lepiej zawieś je z tyłu choinki - radzi z uśmiechem Paulina.
"I tak to jest..." - usłyszysz wkrótce przy świątecznym stole. Nie zabraknie też "Pamiętam jak w wojsku..." czy "A za moich czasów...". Potem padnie popularne "A co tak wszyscy ucichli?". Później przyjdzie już tylko otworzyć prezenty i... czekać kolejnego roku. - Mój dziadek zawsze przed Bożym Narodzeniem mawiał: "jeszcze człowiek nie zdążył zapomnieć smaku bąbelków z szampana po Sylwestrze, a już musi choinkę na nowo ubierać" - wspomina Krzysztof. Rodzinne anegdoty wrócą jak bumerang.