Nie potrafią ujarzmić ciekawości. Turystyka powodziowa utrudnia pracę ratowników

Brak wyobraźni, wzmożona ciekawość, chęć uczestniczenia w dramatycznych wydarzeniach i próba uwiecznienia ich na zdjęciu lub wideo, pomimo stwarzania zagrożenia dla siebie i innych, a także utrudniając pracę odpowiednich służb – tak w największym skrócie można zdefiniować tzw. turystkę powodziową. Dlaczego w obliczu żywiołu, z którym obecnie mierzą się setki tysięcy ludzi w Polsce, osoby postronne powinny zachować zdrowy rozsądek i ujarzmić swoją ekscytację?

Na południu Polski doszło do powodzi. Służby apelują, by nie uprawiać tzw. turystyki powodziowej
Na południu Polski doszło do powodzi. Służby apelują, by nie uprawiać tzw. turystyki powodziowejPaweł Relikowski / Polska PressEast News

Turystyka powodziowa kwitnie pomimo apeli

"To nie jest moment, aby jeździć i uprawiać turystykę klęskową" - apelował w niedzielę po posiedzeniu sztabu kryzysowego minister spraw wewnętrznych i administracji Tomasz Siemoniak. Niestety ciekawość gapiów, którzy za wszelką cenę chcą być naocznymi świadkami dramatycznych wydarzeń związanych z powodzią na południu Polski, przysparza ratownikom, strażakom i innym służbom niosącym pomoc poszkodowanym coraz większych problemów.

Mowa nie tylko o mieszkańcach zalanych miejscowości, ale przede wszystkim o osobach, które z różnych regionów kraju zjeżdżają się w miejsca dotknięte kataklizmem w poszukiwaniu mocnych wrażeń.

Szef MSWiA dodał również, że wiele osób próbuje w sposób niebezpieczny zbliżać do wałów i w związku z tym zaapelował o unikanie takich groźnych sytuacji. "To jest podejmowanie ryzyka, bo wszystko jest nasiąknięte wodą, jest ślisko, jest błoto. Prosimy o to, aby w tak trudnych sytuacjach dawać priorytet działaniom służb państwowych" - powiedział Siemoniak.

Apele do ciekawskich gapiów wystosowały nie tylko władze zagrożonych powodzią miejscowości, ale o zaprzestanie uprawiania turystyki powodziowej proszą m.in. strażacy, policjanci oraz Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, które w serwisie społecznościowym X opublikowały komunikat:

"Apelujemy, aby nie zbliżać się do obiektów hydrotechnicznych i nie wchodzić na wały przeciwpowodziowe. Prosimy zachować bezpieczną odległość minimum 200 metrów od infrastruktury hydrotechnicznej i rzek. Niebezpieczne zachowania utrudniają pracę służb".

W niedzielę rano Wody Polskie uruchomiły zbiornik Racibórz Dolny, by przyjąć w nim falę wezbraniową z Odry. Informacja o uruchomieniu zbiornika wzbudziła ciekawość wielu osób, które postanowiły wybrać się tam "na spacer". Jak informowały lokalne media - w niedzielę w godzinach popołudniowych nad zbiornikiem pojawiły się tłumy gapiów.

Sekundy na wagę złota

Problem związany z gromadzeniem się w takich miejscach żądnych wrażeń "turystów powodziowych" jest bardzo poważny, ponieważ znacząco wpływa to na efektywność pracy odpowiednich służb. Z uwagi na zaparkowane samochody i wzmożony ruch, straż pożarna, policja i medycy nie mogą odpowiednio szybko przedostać się na teren swoich działań. Ratownicy przypominają, że wobec takiego zagrożenia i żywiołu, każda sekunda jest niezwykle cenna i może przeważyć o powodzeniu przeprowadzenia ewakuacji.

W związku z powyższym służby proszą, by nie zatrzymywać się w miejscach, gdzie podejmowane są lub będą akcje ratunkowe, nie gromadzić się wokół takich miejsc i nie stwarzać przez to dodatkowego zagrożenia.

Do niebezpiecznej sytuacji związanej z turystyką powodziową dochodzi w niemal wszystkich miejscowościach dotkniętych powodzią. Komenda Powiatowej Policji w Lwówku Śląskim za pośrednictwem serwisu Facebook prosi wszystkie osoby pragnące "podziwiać" niszczycielską siłę żywiołu o rozwagę. Okazało się bowiem, że w momencie zrzut wody ze zbiornika pilchowickiego, pojawiło się tam wielu gapiów.

"Z uwagi na niekontrolowany zrzut wody z zapory w Pilchowicach apelujemy o oddalenie się z tamtego rejonu! Sytuacja jest bardzo niebezpieczna! Wycieczki na zaporę mogą utrudniać działanie służb ratowniczych" - brzmiał apel policji.

W związku ze zrzutem wody na zaporze w Pilchowicach, co wiązało się z  podniesieniem poziomu wody w rzece Bóbr, z apelem do spacerowiczów zwrócił się także starostwa bolesławiecki Tomasz Gabrsysiak:  "Apelujemy do wszystkich, aby nie zbliżać się do rzeki. To bardzo niebezpieczne".

W sobotę na wałach i ścieżkach wzdłuż rzeki Bóbr pojawiło się sporo zaciekawionych ludzi, którzy na miejsce przyjechali samochodami, rowerami i quadami.

Służby apelują, by nie zatrzymywać się w miejscach, gdzie podejmowane są lub będą akcje ratunkowe, nie gromadzić się wokół takich miejsc i nie stwarzać przez to dodatkowego zagrożenia
Służby apelują, by nie zatrzymywać się w miejscach, gdzie podejmowane są lub będą akcje ratunkowe, nie gromadzić się wokół takich miejsc i nie stwarzać przez to dodatkowego zagrożenia/News LubuskiEast News

"Powodziowe wycieczki", czyli jak nie spędzać niedzieli

Z redakcją Interii skontaktowała się pani Natalia z Opola, która w niedzielę podczas wyprowadzania psa, była świadkiem turystyki powodziowej w dzielnicy, którą zamieszkuje.

- W Opolu czuć niepokój związany ze zbliżającą się kulminacyjną falą na Odrze. W niedzielę od samego poranka można było spotkać na wałach m.in. od strony Zaodrza okolicznych mieszkańców, którzy z niepokojem obserwowali podnoszący się stan wody, w rzece i w kanale Ulgi. W rozmowach słychać było niepokój, czy wały wytrzymają i czy Odra na pewno nie wyleje. Można zrozumieć lęk mieszkańców, których większość doskonale pamięta 1997 rok oraz 2010 i którzy co rusz robią "powodziowy obchód" po swojej okolicy.

W niedzielę w Opolu na terenach zagrożonych powodzią nie brakowało spacerowiczów
W niedzielę w Opolu na terenach zagrożonych powodzią nie brakowało spacerowiczówINTERIA.PL

- Jednak w niedzielę piękna słoneczna pogoda przyciągnęła na wały prawdziwe tłumy. Z daleka było widać spacerujące całe rodziny, dzieci na rowerkach i hulajnogach. Jakby połowa mieszkańców Opola przyjechała na wały, a widmo powodzi i dramatu miało być atrakcją na niedzielne popołudnie. Mimo apeli władz i służb, pozamykanych dróg i znaków znaleźli się i tacy, którzy lekceważyli niebezpieczeństwo, robiąc sobie po prostu "powodziowe wycieczki" - mówi Interii pani Natalia, mieszkanka opolskiego Nadodrza.

Gdy w trakcie powodzi gra toczy się o ratowanie zdrowia i życia, oczy wszystkich skierowane są w miejsce tragicznych wydarzeń. I choć nie należy z góry zakładać, że osoby uprawiające turystykę powodziową mają złe intencje, to jednak swoją obecnością w miejscach objętych działaniem służb ratunkowych, nie tylko w niczym nie pomagają, ale i utrudniają w przeprowadzaniu odpowiednich działań. Stąd też apele o okiełznanie swojej "turystycznej" ciekawości i przekucie tej energii na rzecz pomocy potrzebującym, np. poprzez wsparcie ich materialnie.

Aplikacja Pogoda Interia - sprawdza się!materiały promocyjne
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas