Nonsensy zamkniętych enklaw mieszkalnych. Witamy w grodzonych osiedlach

Zamknięte osiedla stały się w latach 90-tych symbolem statusu społecznego. Budynki "za bramą" zapewniały swoim mieszkańcom poczucie prestiżu, dobrobytu i bezpieczeństwa. Dziś nie tylko urbaniści, ale i psychologowie biją na alarm, że ten typ zabudowy powoduje rozbicie struktury miasta na wiele niedostępnych i źle skomunikowanych ze sobą wysp. Dlaczego w Polsce właściciele zamkniętych osiedli chcą odgrodzić się od świata?

Grodzone osiedla to zmiana nie tylko estetyczna, ale i społeczna
Grodzone osiedla to zmiana nie tylko estetyczna, ale i społecznaGrzegorz Karkoszkamateriały prasowe

Wyspy apartamentowców

Pierwsze osiedla o ograniczonym dostępie zaczęły pojawiać się w Polsce pod koniec lat 90-tych XX wieku, równolegle z rosnącym rozwojem wolnego rynku nieruchomości. Prawdziwy boom na ten typ budownictwa rozpoczął się w latach 2001-2003 i trwał aż do 2008 roku. Izolowane wyspy apartamentowców od razu stały się synonimem dobrobytu, prestiżu i elitarności. Miejscem zamieszkania polskiej klasy średniej.

Jak zauważa badacz zjawiska Dominik Owczarek z Uniwersytetu Warszawskiego — "Propozycja deweloperów w postaci oddzielonych osiedli o podwyższonym standardzie wykonania i bezpieczeństwa wydaje się idealnie trafiać w potrzeby tej rodzącej się grupy. Dlatego w ostatnim dziesięcioleciu grodzone osiedla stały się najpopularniejszą formą zamieszkiwania."

Socjolog prognozuje też, że "wraz z ustaniem mody na grodzenie bloków zmieni się też oferta lokalnych deweloperów." Ten moment zdaje się być bliski, bo odgrodzone od świata enklawy jak nowotwór zajmują coraz większe obszary i atakują tkankę polskich miast. Wywołują też konflikty międzyludzkie i stwarzają absurdalne sytuacje.  

Moja ulica murem podzielona

Gdy Kult w utworze "Arahja" protestował przeciwko istnieniu Muru Berlińskiego — symbolicznej granicy pomiędzy komunistycznym zniewoleniem i zachodnią wolnością — nikt nie spodziewał się, że wkrótce po jego zburzeniu podobne konstrukcje zaczną rosnąć w polskich miastach. Choć cel budowania zamkniętych enklaw w tym wypadku był zupełnie inny, to efekt urbanistyczny i psychologiczny — podobny.

Zamknięte osiedla stały się w latach 90-tych symbolem statusu społecznego. Odradzająca się po epoce realnego socjalizmu klasa średnia chciała zaznaczyć swoją odrębność i dążenie do życia na wyższym poziomie, czego widocznym w przestrzeni miejskiej znakiem stały się ogrodzenia, za którymi miało toczyć się życie na wysokiej stopie.

Wielu właścicieli traktuje mieszkanie jako lokatę kapitału
Wielu właścicieli traktuje mieszkanie jako lokatę kapitałuJarosław Matlamateriały prasowe

Budynki "za bramą" zapewniały swoim mieszkańcom poczucie prestiżu, dobrobytu i bezpieczeństwa. Kiedy więc z początkiem transformacji ustrojowej monopol spółdzielni mieszkaniowych został złamany przez dynamicznie rozwijającą się branżę deweloperską, elitarność stała się towarem pożądanym i skutecznym narzędziem marketingu.

Nikt zdawał się nie widzieć, że grodzona zabudowa będzie z czasem przysparzać problemów, nie tylko mieszkańcom okolicy, ale i samym posiadaczom wyizolowanych enklaw. Dziś nie tylko urbaniści, ale i psychologowie biją na alarm, że ten typ zabudowy powoduje rozbicie struktury miasta na wiele niedostępnych i źle skomunikowanych ze sobą wysp, wyobcowanie społeczne, a także — paradoksalnie — zmniejszenie poczucia bezpieczeństwa osób zamieszkujących ogrodzony teren, te bowiem często żyją w poczuciu, że na zewnątrz czyha zło.

Dominik Owczarek stwierdza również, że więzi sąsiedzkie społeczności lokalnych zamieszkujących osiedla grodzone są słabsze niż społeczności osiedli otwartych. "Słabsze społeczności lokalne będą prawdopodobnie negatywnie wpływać na jakość społeczeństwa obywatelskiego." — pisze badacz.

Owczarek wyraża też uzasadnioną obawę, że życie w enklawach prowadzi do segregacji społecznej i ma groźne konsekwencje w skali całego miasta. Innymi słowy, tworzący się nieuchronnie podział na "my" i "oni" to prosta droga do powstania zjawiska gettoizacji, czyli tworzenia się odrębnych grup, które nie współżyją ze społeczeństwem większościowym.  

Zobacz również: Tu placu zabaw nie będzie. Witamy na osiedlu dla bezdzietnych

Często zdarza się również, że w pogoni za jak największym zarobkiem, deweloperzy nie zapewniają społeczności zamkniętego osiedla podstawowych udogodnień jak chodniki, zewnętrzne oświetlenie ciągów komunikacyjnych, dobrze zaprojektowana zieleń miejska, czy punkty usługowe. Brak też szkół i przedszkoli, a komunikacja publiczna jest niedostępna. Często na przystanek trzeba iść dookoła płotu otaczającego enklawę, co sprawia, że droga wydłuża się nawet o kilkaset metrów. Ten sam problem dotyka także tych, którzy mieszkają w pobliżu — oni również muszą obchodzić płoty dookoła, nie mogąc przejść na skróty przez osiedle.

Nie dziwi więc, że z powodu licznych problemów generowanych przez ogrodzone wyspy bloków moda na zamknięte strefy zdaje się być w odwrocie. Rośnie nie tylko świadomość społeczna szkodliwości gettoizacji przestrzeni publicznej, ale i nastawienie rad miejskich, które wprowadzają uchwały zabraniające grodzenia osiedli - takie przepisy obowiązują od 2022 roku np. w Krakowie.

Grodzone osiedla odchodza do lamusa. Zdj. ilustracyjne
Grodzone osiedla odchodza do lamusa. Zdj. ilustracyjne123RF/PICSEL

Pęd do "prywatyzowania"

Grodzenie ma jednak swoich zagorzałych zwolenników. Niepohamowany pęd do "prywatyzowania" przestrzeni miast musi więc czasem prowadzić do sytuacji absurdalnych. Tak stało się na jednym z osiedli w Zielonej Górze, gdzie, jak donosi lokalna prasa, administracja jednego z osiedli próbuje wywrzeć nacisk na mieszkańców innych wspólnot, aby uiszczali roczną opłatę w wysokości około tysiąca złotych za korzystanie z chodników na terenie osiedla.

Gdy społeczność wyraziła swój sprzeciw, chodniki prowadzące do bloków mieszkalnych zostały usunięte. Na ich miejscu najpierw pojawił się mur, który mieszkańcy nocą wyburzyli, później zasieki, a gdy te również zostały usunięte, spółdzielnia przywiozła duże kamienie, które mają utrudnić przejście.

Mieszkania z "wielkiej płyty" cieszą się popularnością ze względu na rozkład i lokalizację. Ministerstwo Rozwoju szacuje, że do 2029 r. ma zostać wzmocnionych około 2 tys. budynków
Mieszkania z "wielkiej płyty" cieszą się popularnością ze względu na rozkład i lokalizację. Ministerstwo Rozwoju szacuje, że do 2029 r. ma zostać wzmocnionych około 2 tys. budynków123RF/PICSEL

Nonsensy zamkniętych enklaw mieszkalnych śledzi w mediach społecznościowych grupa Polskie Obozy Mieszkaniowe. Nazwa nawiązuje do podobieństw pomiędzy osiedlami "za bramą", a przymusową izolacją w więzieniu lub miejscu odosobnienia. W jednym z postów umieszczono zdjęcie z wymownym podpisem "obóz handlowy Kattowitz" przedstawiające tabliczkę o treści: "sklep Żabka tylko dla mieszkańców osiedla". Choć część komentujących zdecydowanie broni takich rozwiązań, jako służących bezpieczeństwu mieszkańców, to większość jest zdecydowanie im przeciwna. W jednym z komentarzy możemy przeczytać: "Proponuję mieszkańcom wytatuować cyferki na karku, że ta Żabka jest tylko nasza i tylko my możemy robić zakupy. [..] byle kto nie przyjdzie mi tu kupować. Wygoda, chęć komfortu coraz większego to pułapka".

Wydaje się jednak, że sam zakaz budowania zamkniętych osiedli mieszkaniowych nie rozwiąże wszystkich problemów, bo jak informuje inny komentator, "często przyczyną konfliktów i chęci obrony swojej przestrzeni jest po prostu chciwość deweloperów", którzy chcą ciąć koszty i oszczędzać na komforcie mieszkańców.

W przytoczonym przykładzie inwestor nie zapewnia miejsc parkingowych, ale informuje, że... są dostępne w pobliżu, czyli na istniejącym już sąsiadującym osiedlu. "Jak więc się nie odgrodzić?" — pyta internauta. 

Mieszkańcy Krakowa cieszą się z nowego miejsc. Zakrzówek pęka w szwachKarolina Burda, Karolina BurdaINTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas