Odcinek 10 - kamerzysta a noc poślubna

Zatrzymać czas. Uwiecznić uroczystość. Zachować dla potomnych. Tak, trzeba zamówić kamerzystę.

Wydrukowałem z Internetu kilkanaście punktów foto-video i rozpocząłem dzwonienie.

Moi rozmówcy - prawie wszyscy - podejrzewali mnie o to, że jestem z konkurencji i nie chcieli podać potrzebnych mi informacji. Tym, którzy mimo moich wyjaśnień nie podali konkretów, od razu podziękowałem. Wybrałem dwa zakłady i złożyłem w nich wizytę, aby naocznie przekonanać się o tych "doskonałych" usługach. Właściciel pierwszego okazał się typowym chwalipiętą: "To mam najlepsze w mieście, tamtego nikt nie ma, u mnie wszystko naj naj..itp". Rzeczywiście, facet wie, o czym mówi i mówi to, co wie. Pokazał mi filmy, które nakręcił na ślubach oraz weselach. Widać, że to profesjonalista. Żaden plan dwa razy się nie powtarza, bardzo dobry montaż i mądrze dobrany podkład muzyczny. Jednym słowem: "Świetnie!"

Mimo nalegań szefa na zobaczenie kolejnych filmów, poprosiłem o przejście do konkretów, czyli do cennika. Pan pokazał mi kartkę z cenami. Zadawał mnóstwo pytań przed ostatecznym podliczeniem:

- Randka przed ślubem?

- Nie, dziękuję.

- Błogosławieństwo w domu?

- Tak, proszę.

- Ślub w kościele?

- Tak, proszę.

- Przyjęcie weselne?

- Tak, proszę.

- NOC POŚLUBNA?

- SŁUCHAM?

- No filmujemy noc poślubną. Intymne ujęcia!

Zdębiałem. Zerkam do cennika i rzeczywiście, jest tam pozycja: Noc poślubna - intymne zdjęcia - 90 PLN...

Do dziś zadaję sobie pytanie: "Świat zwariował, czy ja zostałem w tyle?"

PS. Drugiego kamerzystę opiszę w kolejnym odcinku, gdyż należy mu się osobny tekst;-)

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas