Piotr Bielski: Nic, co polskie, nie jest mi obce

- Ja jestem jak sól tej ziemi, nic, co polskie, nie jest mi obce, na dobre i na złe, nasza niebywała kreatywność i nasze przekonanie, że jesteśmy jakoś gorsi, smutniejsi niż inni. Żartobliwie mawiam, że przekonanie o wyjątkowym "smutactwie" Polaków to element naszej narodowej megalomanii, poczucia, że jesteśmy jakoś totalnie inni niż nasi sąsiedzi - opowiada Piotr Bielski, autor książki „Życie na lekko. O tym, jak radośnie być sobą”. W rozmowie z Psychologią przy kawie zdradza, czym jest joga śmiechu i jak uniknąć zgorzknienia.

Piotr Bielski zawodowo uczy jogi śmiechu
Piotr Bielski zawodowo uczy jogi śmiechuBartek Bartosińskimateriały prasowe

Psychologia przy kawie: panie Piotrze, proszę przybliżyć naszym czytelnikom, kim jest jogin śmiechu?

Piotr Bielski: - Powiem tak, chodzi o bycie sobą, autentyczność w życiu, akceptację i kochanie siebie, by tym łatwiej akceptować i kochać innych. Jogę śmiechu poznałem na początku 2013 roku w Indiach, wyruszając na kurs, gdyż wewnątrz moja figlarna istota, to, co nazywamy wewnętrznym dzieckiem, cieszyło się na myśl o tym kursie. Potem wróciłem do Polski i z czegoś zupełnie niepozornego zrodziła się moja pasja i praca. Dziś patrzę na jogę śmiechu szerzej niż metodę, której nauczyłem się u jej założyciela - dr Madana Katarii w Indiach, chodzi o zupełnie naturalną filozofię przyjmowania życia na lekko.

Katarzyna Krakowska, Psychologia przy kawie: Przeczytałam w jednym z wywiadów, że ostrzegano pana, że Polska to naród smutasów. Czy pan się z tym zgadza?

- Ostrzegać to można kogoś z zewnątrz, zagranicy czy innej planety. Ja jestem jak sól tej ziemi, nic, co polskie, nie jest mi obce, na dobre i na złe, nasza niebywała kreatywność i nasze przekonanie, że jesteśmy jakoś gorsi, smutniejsi niż inni. Żartobliwie mawiam, że przekonanie o wyjątkowym smutactwie Polaków to element naszej narodowej megalomanii, poczucia, że jesteśmy jakoś totalnie inni niż nasi sąsiedzi. A prawda jest taka, że jak wszyscy rodzimy się i umieramy, a w międzyczasie potrzebujemy złapać trochę oddechu i radości. A jak można więcej niż trochę, to czemu nie? Stąd duże powodzenie jogi śmiechu.

Czy pan miewa też gorsze dni?

- Jasne, odpisuję pani na pytania w środku nocy. Solidnie próbowałem zasnąć, ale nie szło. Ale pokochałem już swoją bezsenność, doceniam, że dwie poprzednie noce spałem super i widać, że moje ciało i umysł są jeszcze na tyle naładowane, że mogę teraz zrobić jeszcze coś dobrego. Czas "niespany" to czas darowany. Lubię zmieniać myślenie o każdej sytuacji tak, by sposoby, w jakie je definiuję mi służyły. I cieszyć się każdym momentem, jakikolwiek by był, gdziekolwiek bym był. Psychologię pozytywną mam w jednym palcu.

"Dużo się ruszam, śmieję się, także zawodowo, skaczę po kałużach u z moimi córeczkami, jeżdżę w kółko na rowerze, a najchętniej, jak jest ciepło, co godzinę dawałbym nura do rzeki." To fragment z pana książki. Czytając te słowa, pomyślałam, że wielu z nas nie pielęgnuje w sobie tej niezwykle cennej cząstki dziecka. Uważam jako psycholog, że dzieje się tak ze szkodą dla nas samych. Czy też tak pan uważa? Dlaczego wielu z nas wstydzi się bycia spontanicznym, radosnym?

 - Cieszę się, że myślimy podobnie. Może teraz zabrzmię ponuro, ale lubię czasem wypowiadać się dosadnie. Bez spontaniczności, kultywowania wewnętrznej radości zwyczajnie dziadziejemy, a już wystarczająco jest zdziadowienia w naszym pięknym kraju, potrzeba innej energii! Dotykamy tu fundamentalnych tematów: o co chodzi w życiu, czy o to, ile zgromadzimy, czy jakie emocje będą nam towarzyszyć w tej podróży? Moja książka jest w sprzedaży od dwóch tygodni, mój kolega mnie dziś spytał o to, jak się sprzedaje. Nie wiem i nie potrzebuję tego wiedzieć. Wiem za to, że wczoraj skończyłem jej nagrywanie w wersji audio i miałem z tego ogromną radochę i poczucie, że napisałem kawał dobrej książki. I to jest dobra platforma do radosnego i ufam, że również obfitego materialnie życia.

- Z okazji premiery książki "strzeliłem" sobie i grupie przyjaciół Teslę Model X na jeden dzień. Takie superszybkie elektryczne auto z anielskimi skrzydłami. Ktoś powie, że to głupie, dziecinne wynająć wypasioną brykę, gdy ma się jak ja prawie 40-tkę i nie ma jakiegoś pokaźnego majątku. A ja na to, że wszystko, co robimy, by zwiększyć blask w oczach, bo coś w środku nam mówi, że to mamy zrobić, ma głęboki sens. Życie nie powinno być za bardzo racjonalne, bo wtedy robi się nudne. Więc jak myślisz o kursie jogi śmiechu, to wpadaj śmiało do mnie i najlepiej od razu na instruktora!

Napisał pan też, że spacery z Rozalką - jedną z pana córek - poszerzają perspektywę. Dostrzegamy dzięki dzieciom, że świat jest ciekawy i imponujący tam, gdzie wydaje się  nam - dorosłym - normalny. Czy przebywanie z dziećmi uczy nas świeżości w postrzeganiu zjawisk? Czy możemy dzięki nim odkryć, ze świat jest ciekawy i imponujący?

- Dodam, że teraz spacery są niemal zawsze z dwiema córkami, niektóre teksty pisałem, gdy ta młodsza Rajka była jeszcze na te spacery za mała. A co do pytania, oczywiście, że tak! Podzielę się świeżą historią z właśnie zakończonego dnia. Rano wyprawiając Rozalkę do przedszkola, a mieszkamy w lesie, młoda znalazła zabitego nietoperza na progu domu. Ubił go nasz kocur. Dorosły człowiek by tylko westchnął, obruszył się. A ona z fascynacją ogląda tego nietoperza, zauważa, że ma jakby dwie pary uszu, zastanawia się, jak to się stało, że kot skrzyżował z nim szlaki i spieszy, by mi pomóc go zakopać. Potem w samochodzie mówi: tato może to nie takie złe, że nasz Ganesz zabija te zwierzęta, bo mogę z bliska zobaczyć nietoperza, a inaczej bym go nigdy nie widziała... Kosmos? Czy po prostu naturalna ciekawość i umiejętność dostrzegania pozytywów w każdej sytuacji. Uczmy się od nich!

Piotr rozprawia się ze stereotypem smutnego Polaka
Piotr rozprawia się ze stereotypem smutnego Polakajoginsmiechu.plmateriały prasowe

 "Zawsze byłem trochę inny. W końcu uwierzyłem, że coś ze mną jest nie tak."  Czy ma pan wrażenie, że otocznie zmusza nas do podporządkowywania się większości. Uważamy, że to, co robi większość jest słuszne. Dlatego sądzimy, że powinniśmy myśleć jak inni, czuć podobnie. Odnoszę wrażenie, że ciężko być innym i mieć swoje zdanie we współczesnym świecie. Czy pan się ze mną zgodzi?

- Wie pani co, lubię powtarzać, że już jest trzecia dekada XXI wieku i już możemy. Bo jak nie teraz, to kiedy? Właśnie słucham sobie Hoziera, śpiewa "all you have is your fire". Lubię, gdy świat do mnie mówi, twórczo interpretując ten przekaz: wszystko, co mamy, to nasz wewnętrzny ogień. Gdy nie pozwolimy mu wyjść na zewnątrz przez nasz blask w oczach, zacznie palić nas od środka. Podłoże psychologiczne chorób to stres, tłumienie swoich pragnień, ograniczanie i reglamentowanie siebie i swojej woli życia. Do cholery, ile można? Mój tato odszedł na raka, był typem trzymającym emocje w środku, nie ujawniającym swoich emocji. Zrobił to, by mi coś pokazać. Ja wybieram inną drogę. Wyrażam siebie. I jestem pewien, że jak powiem czy zrobię coś z przestrzeni serca, to zawsze będzie dużo więcej ludzi, których to ucieszy niż tych, co się obruszą. Nigdy nie będzie lepszych czasów do bycia sobą i słuchania swojej pieśni, nigdy nie będzie lepszego momentu niż teraz.

Przypomina mi się historia z pana przedszkolnego życia opisana w książce. Rozczulająca opowieść o pierwszej narzeczonej Karince i wnioskach z niej płynących. Każdy z nas powinien to zapamiętać. Z każdej sytuacji możemy wyjść z bagażem smutku i żalu, ale można także dostrzec wartość tych niekiedy trudnych chwil, możemy zobaczyć, ile one nas nauczyły, z jakim potencjałem i nauką z nich wyszliśmy, czego się o sobie dowiedzieliśmy, co nas wzmocniło. Ale nie dla każdego to jest proste?

- I po to jest moja książka i dlatego warto po nią sięgnąć, by było ci, czytelniczko czy czytelniku lżej. Staję się przezroczysty i pokazuję ci mój intymny świat, by było ci łatwiej. Mam mocne przekonanie, że właśnie żywe historie lepiej pomagają się tej subtelnej sztuki doceniania siebie i swojej drogi nauczyć niż jakieś skomplikowane konstrukty teoretyczne. Życie nie potrzebuje teorii, potrzebuje radosnej praktyki.

 "Zawsze mamy wybór, nawet wówczas gdy życie płata nam figa i nie wszystko układa się zgodnie z naszym planem. Albo możemy w tej sytuacji zaakceptować sytuację i cieszyć się z tego, co jest albo  jęczeć nad tym, czego nie mamy." Słowa te są mi bardzo bliskie. Często na mojej drodze zawodowej je powtarzam. Jeżeli nie mamy na coś wpływu, pozostaje nam albo dostrzegać w tej sytuacji pozytywy, albo siedzieć i płakać. Wydaje mi się, że są osoby uzależnione od narzekania. Patrzą na swoje życie, widząc jedynie kłody pod nogami, oceniają wszystko przez prymat strat. Od czego pana zdaniem taka postawa jest uzależniona?

- Powiem tak, wygodniej jest narzekać. Zawsze znajdziemy kogoś, komu też się nie udało i przybije nam piątkę. Większym ryzykiem jest sukces i radosne życie, bo może się okazać, że z naszego dotychczasowego ponurawego świata nikt nas nie zrozumie i musimy poznać nowe kręgi ludzi, nic bardziej fascynującego swoją drogą. Pierwotny podtytuł tej książki brzmiał "Jak odnoszę ogromne sukcesy w byciu sobą". Ten, który zaproponowało wydawnictwo, czyli "Jak radośnie być sobą", to w zasadzie to samo. Bo sukcesem jest radosne bycie sobą. Jak mój ukochany głupiec z talii Tarota, który idzie z tym tobołkiem na kijku, psy próbują go ugryźć, a on ma na to wyrąbane. Może właśnie bycie mędrcem polega na tym, by być takim głupcem? A te symboliczne psy to opinie innych ludzi, którymi nie warto się za mocno przejmować, jeśli chcemy być szczęśliwi.

Wiele osób jest wręcz uzależnionych od narzekania
Wiele osób jest wręcz uzależnionych od narzekania123RF/PICSEL

Napisał pan, że od dzieci z autyzmem możemy się nauczyć się lekkości, bezpośredniości i skuteczności. Chyba tego nam w życiu brak?

- Oj tak, dzieci z autyzmem to potężni nauczyciele realizacji swoich potrzeb, słuchania siebie bez żadnych głupich kompromisów. Bo z potrzebami w zasadzie powinno być jak z robieniem siku - chce mi się, to robię. I ja żyję w zasadzie podobnie do nich. Chce mi się śpiewać, to śpiewam i potem wychodzi z tego nagle fajna piosenka i teledysk. Chce mi się napisać książkę, to ją piszę. Chce mi się skoczyć na rower, to skaczę. Naprawdę się przekonałem, że jak mi się nie chce pracować, to lepiej przejść się na spacer po lesie i wrócić po godzinie, pisze się potem łatwiej i działa efektywniej, a w słowach pisanych, gdy jesteśmy szczęśliwsi czuć nasze szczęście. Stworzyłem w ten sposób moją autorską metodę twórczości, szczególnie w odniesieniu do pisania książek, której chętnie uczę tak indywidualnie, jak i w ramach kursów mojej Akademii Wystrzałowej Książki. Jej podstawa to właśnie dobre czucie się, słuchanie siebie, dbałość o swój dobrostan emocjonalny, działanie z przestrzeni wewnętrznego welnessu i robienie różnych fajnych rzeczy, by uruchamiać przepływ. Zapraszam.

"Aby być zdrowymi, musimy być świeżymi, musimy się zmieniać lub przynajmniej nie stawiać zbyt dużego oporu zmianom, gdy te pukają do drzwi". Napisał pan to w kontekście swoich rodziców. Ale nie tylko osoby dojrzałe boją się zmian. Boimy się, a przecież zmiany mogą przedłużyć nam życie, prawda?

- Na pewno zgorzknienie i zamknięcie się na zmiany powoduje, że można stać się martwym za życia. Życie jest zmianą. Zmiana jest fajna. Nawet najfajniejsza pasja jak na przykład joga śmiechu w pewnym momencie przestała mi wystarczać. Wtedy przyszedł do mnie mój talk show 1000 m2 lasu Piotra, nagrywanie piosenek i Akademia Wystrzałowej Książki, czyli pomoc ludziom, którzy mają coś fajnego do przekazania innym w tym, by zrobili z tego lekką i ciekawą książkę. Efekt? Dzięki tym dodatkowym działaniom odświeżyłem jogę śmiechu. Nagrałem filmy z wykładami teoretycznymi, które powtarzałem już dziesiątki razy, które stały się nudzącym mnie elementem rutyny, a na spotkaniach na żywo zacząłem proponować tylko siebie w najświeższej wersji. Nie bez powodu Apple, Google czy Microsoft non stop wprowadzają aktualizacje systemów, nieaktualizowane systemy po prostu szybciej i częściej się zawieszają, a aktualizując na bieżąco, unikamy potrzeby totalnych resetów.

W książce pisze pan o niezwykłej relacji z córkami. Między innymi napisał pan, pisząc o Rozalce: "Uwielbiam te wszystkie Twoje "Czemu?". Kto jest rodzicem, dobrze wie, ile tych pytań "Czemu?", "Dlaczego?" dzieci zadają. I to jest wspaniałe. To takie charakterystyczne dla dzieci. Później zaczynamy wpadać w pułapkę pytania "Co?" - "Co muszę zrobić?", a zapominamy zapytać siebie "Dlaczego to robię? - dlaczego jest to dla mnie ważne?". Odnoszę czasami wrażenie, że działamy jak maszyny. Zgadza się pan ze mną, że od dzieci można się wiele nauczyć?

 - Nie jestem osobą kościelną, ale uwielbiam powiedzenie Chrystusa z Ewangelii według św. Mateusza, że "tylko jak staniemy się jak dzieci, wejdziemy do królestwa niebieskiego". To królestwo niebieskie może być tu i teraz w postaci szczęśliwego stanu umysłu i serca. Dzieci, szczególnie te małe jak moje przedszkolaki, potrafią to robić, płakać jak je boli, wrzeszczeć wniebogłosy jak czegoś chcą i my im tego nie dajemy i totalnie radować się, skacząc do góry i chichrając się jak się czymś cieszą. Czyż to nie najlepsza recepta na szczęście również dla dorosłych? Dobrze - ktoś powie - ale co na to mąż czy szef? A ja powiem: sprawdź i zobaczysz! Może będziesz mieć innego męża i szefa, choćby w tych samych ciałach!

Obserwując dzieci, ale i ludzi dorosłych, widzę, jak wiele zła robi porównywanie się do innych. A przecież według pana "Każdy człowiek ma swoją drogę i tylko z samym sobą sprzed chwili warto się porównywać." Od czego należałoby zmienić nasze podejście? A może należałoby zacząć edukować rodziców i nauczycieli, by od najwcześniejszych lat nie porównywali dzieci, by pokazywali im, że są jedyne i niepowtarzalne w swoim rodzaju i z nikim nie muszą się ściągać.

 - To bardzo ważna sprawa. Choć tak uczciwie mam poczucie, że porównywania się nie unikniemy, przynajmniej dopóki istnieć będą liczby. Sam dziś polubiłem pani profil i zobaczyłem, że ma pani 10 razy więcej lajków niż ja! Ale nad czym mam kontrolę? Nad reakcją emocjonalną! Czyli zamiast zazdrościć, złorzeczyć komuś, kto odniósł sukces, cieszyć się jego sukcesem i nowymi możliwościami i myśleć, czego mogę się od tej osoby nauczyć. Może to te lata z jogą śmiechu zrobiły swoje, że zupełnie naturalnie pomyślałem "ale to zajebiście, że wywiad ze mną pojawi się na tak popularnym profilu, wow!". I to jest dobry kierunek do edukacji. Że jak ktoś inny ma, to nie znaczy, że i ja nie mogę mieć. A swoją drogą w temacie lajków, polecam się z moim profilem na Facebooku: Jogin Śmiechu.

Oczywiście, już polubiłam. Z lektury pana książki wyniosłam wiele mądrości. Ale na jedno pytanie nie znalazłam odpowiedzi i wciąż krąży ono po mojej głowie. "Czy można kochać za dużo"?

 - To kwestia, którą usłyszałem od pana Grzegorza Ciechowskiego, którego spotkałem w moim śnie w historii, którą też przedstawiam w książce. O to trzeba by już Jego zapytać... Ja prywatnie uważam, że miłość to pewna jakość wewnętrzna, im więcej jej, tym lepiej. Choć dodam, że rozumiem tu miłość jako życzenie wszystkim dobrze i chęć pomocy innym, niekoniecznie namiętność, bo z nią to faktycznie może być za dużo i o tym chyba każda duża dziewczynka i każdy duży chłopiec coś wie.

Przeczytałam w książce, że swojego życia nie zamieniłby pan na żadne inne. To niezwykłe. Z reguły widzimy, że inni mają lepiej...

- Oczywiście, że bym nie zamienił! I to zawsze jest tak, że z życia innych widzimy tylko jakiś fragment i uczepiając się jego, budujemy teorie. Powiem tak: właściciel wspomnianej już w naszej rozmowie wypasionej Tesli Model X był pełen podziwu jak ja i moi przyjaciele podziwialiśmy jego auto. Wyznał mi, że jego rodzice raczej tonowali jego entuzjazm: "po co ci takie coś? Szkoda pieniędzy, normalny Passat by ci nie wystarczył?". A jego znajomi od szybkich aut, pewnie w duchu zazdroszcząc, naśmiewali się z elektryków, że się długo ładuje i nie warczy, że lepsze będzie Ferrari czy BMW. Ja z moimi przyjaciółmi daliśmy jemu i jego autu pełne najwyższe uznanie. Nasze spotkanie więc było piękną wymianą na wysokich wibracjach. Podobnie jak i nasz pełen wzajemnego szacunku wywiad. Oby każde spotkanie takie było!

Panie Piotrze, życzę panu, aby ta radość i spokój oraz wdzięczność nie opuszczały pana i aby dzielił się pan tym z innymi i ich rozpalał do bycia osobami szczęśliwymi.

- Pani Kasiu, dziękuję za ciekawy wywiad i za rzetelne przygotowanie się do rozmowy. Jako autor mam ogromną radość, gdy widzę, że ktoś faktycznie przeczytał moją książkę i nawet notatki z niej porobił. Wszystkiego dobrego i samych sukcesów na naszym wspólnym inspiracyjnym froncie!

*Cytaty i fragmenty pochodzą z książki "Życie na lekko. O tym, jak radośnie być sobą!" P. Bielski, Wydawnictwo Sensus , 2021

Dla Interia.pl: autorki bloga PsychologiaprzyKawie.pl

Przekonanie o wyjątkowym "smutactwie" Polaków jest silnie zakorzenione
Przekonanie o wyjątkowym "smutactwie" Polaków jest silnie zakorzenione123RF/PICSEL

***

Zobacz więcej:

Koncert „Serdeczna Matko, opiekunko ludzi” już 3 maja w PolsaciePolsat News
Psychologia przy kawie
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas