"To misja, nie dostaję za to pieniędzy". Tak wygląda praca egzorcysty
Świat opętań i egzorcyzmów od zawsze fascynował i wzbudzał lęk. Nawiedzone domy, sataniści, opętani i egzorcyści rozpalali od wieków wyobraźnie ludzi związanych z kulturą i sztuką. W XX wieku temat na dobre zagościł w filmowych i książkowych klasykach od dramatów po pastisz i komedię, będąc równocześnie przedmiotem naukowych badań i kolejnych odkryć.
Michał Stonawski od ponad dziesięciu lat bada nawiedzone miejsca w Polsce. W swojej najnowszej książce zabiera nas do mrocznego świata opętań i egzorcyzmów. Razem z nim czytelnik trafi do nawiedzonych domów, gdzie rozmawiał z opętanymi, szeptunkami i satanistami i wyruszy tropem demonologów. Nie zabraknie także egzorcystów, którzy wszystkim zainteresowanym przybliżą tajniki swojej profesji.
Gdzie i jak szkolą się egzorcyści? Jak wygląda mrożący krew w żyłach rytuał wypędzenia demona? Kto może zostać egzorcystą i kto zatwierdza wybór takiej osoby? Dokąd prowadzi najpoważniejsze śledztwo profesjonalnej grupy łowców duchów? Czy satanista może zostać opętany? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań autor udziela Michał w swojej nowej książce: "Paranormalne. Egzorcyzmy. Prawdziwe historie opętań". Przeczytaj fragment.
***
Piter Shalkevitz nie zawsze był egzorcystą, ale odkąd pamięta, miał styczność ze zjawiskami paranormalnymi. Interesuje mnie, co trzeba mieć w sobie, by zostać egzorcystą, jak wygląda ten proces i czy życie takiej osoby jest w jakimś sensie inne, wyjątkowe. W wielu przypadkach pewnie nie - w Kościele Rzymskokatolickim to biskup wybiera księdza na egzorcystę. Kapłan, zanim zostanie wytypowany, przechodzi więc "standardową" drogę. Być może ma jakieś konkretne predyspozycje, być może jest w nim coś, co dostrzega tylko biskup. Niewykluczone też, że sam wcześniej rozmawia ze swoim przełożonym o możliwości zostania egzorcystą, bo czuje, że to jego powołanie - ale ostateczną decyzję podejmuje zwierzchnik diecezji. Piter Shalkevitz nie jest jednak kapłanem Kościoła Rzymskokatolickiego. Zakon egzorcystów św. Michała Archanioła z USA (The Sacred Order of Saint Michael the Archangel - SOSM), do którego należy od 2011 roku, tak jak jego wiara, opiera się na fundamentach chrześcijańskich, lecz Watykan nie sprawuje nad nim jurysdykcji.
Piotr nie żyje też w celibacie. Jak sam mówi: - Z narzeczoną chodziłem na nauki przedmałżeńskie tylko dla towarzystwa, bo co może wiedzieć o małżeństwie, rodzinie i miłości ksiądz, który sam zbłądził i żyje w konkubinacie, korzysta z usług prostytutek, agencji towarzyskich lub - co gorsza - jest pedofilem. To ostre słowa. I Piotr równie ostro komentuje cały Kościół Rzymskokatolicki. Wydaje mi się, że uważa, iż przedstawiciele tej instytucji zbłądzili i oddalili się od prawdziwej wiary. Zresztą i w tej kwestii mój rozmówca udziela mi wyczerpującej odpowiedzi:
- W praktyce przedstawia się to następująco: dziewięćdziesiąt procent zgłoszeń, które otrzymuję od rodzin, nie tylko z Polski, pochodzi od zrozpaczonych ludzi wyznania rzymskokatolickiego, którzy zostali upokorzeni i potraktowani brutalnie przez duchownych tego Kościoła. Ponadto często słyszę, że ci duchowni życzą sobie pieniędzy za swoje interwencje, nie mają ani doświadczenia, ani darów Ducha Świętego, tylko wypchane kieszenie, dlatego skutki są zawsze opłakane. Większości rodzin nie stać na uiszczenie opłaty zgodnie z cennikiem księży. To największe nieporozumienie, o jakim słyszałem; nie można służyć mamonie i Panu Bogu jednocześnie. "Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól ani rdza nie zniszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje".
Zaledwie dziesięć procent zgłoszeń to bezpośrednie prośby o pomoc. Wszystkie te zgłoszenia Piotr przyjmuje z ogromnym zrozumieniem. Świetnie się orientuje w takich sprawach nie tylko dlatego, że został wyszkolony do zajmowania się zjawiskami paranormalnymi, ale również dlatego, że - jak już wspomniałem - z podobnymi zjawiskami miał styczność od małego. Wszystko zaczyna się w roku 1976, Piotr ma pięć lat. Leży w łóżku i słyszy głos. Szmer, który przybiera na sile - woła go. Zaciekawiony chłopiec siada na łóżku, a głos mówi mu, żeby wziął do ręki wsuwkę do włosów i włożył ją do kontaktu. Mały Piotr nie wie, że takie działanie może się źle skończyć - w ogóle o tym nie myśli. Podąża za wskazówkami. Kiedy prąd przepływa przez jego ciało, nie pozwalając mu puścić wsuwki, ze ściany wyłania się cień - czarna istota. Przygląda się rażonemu prądem chłopcu w milczeniu, jakby chciała się upewnić, że to już koniec. Że Piotr zaraz się usmaży. Chłopiec się smaży, słabnie i wtedy wkracza siła, która odpycha go od kontaktu tak mocno, że ląduje na przeciwległej ścianie.
Dziś Piotr jest pewien, że to był Michał Archanioł. Że istota, która przybyła, by nakłonić go do samobójstwa, musiała być demonem, który dokładnie wiedział, kim ten chłopiec ma się stać w przyszłości. Gdyby niewidzialny wybawiciel spóźnił się o sekundę, Piotr z pewnością by umarł - sami lekarze byli zdania, że tylko cud sprawił, że przeżył. Ponad rok jednak zajęło mu leczenie arytmii i szmerów w sercu na kardiologicznym oddziale dziecięcym w szpitalu w Rudzie Śląskiej.
Kolejna scena - Piotr ma dwanaście lat. Razem z kolegą, Lucjanem, synem koleżanki swojej matki, jedzie nad jezioro Chechło-Nakło w Tarnowskich Górach. Jest ciepło, słonecznie. Ludzie siedzą na plaży, pływają kajakami i rowerkami wodnymi. Na środku jeziora znajduje się mała wyspa, na którą chciałby się dostać każdy młody chłopak. Piotr również ma taki pomysł, zakłada płetwy, maskę do nurkowania i płynie. Brzeg, z którego wszedł do wody, dzieli od wyspy około czterystu metrów. To spory dystans dla niedoświadczonego pływaka - a takim właśnie jest Piotr. Po pokonaniu trzech czwartych dystansu nastolatka łapie skurcz mięśni obu nóg, najgorszy koszmar każdej osoby, która ma do czynienia z wodą. Wytrawny pływak wiedziałby, że w takiej sytuacji nie należy panikować. Gdyby mnie spotkała taka sytuacja (pływam od lat i lubię ten sport), położyłbym się na wodzie na plecach i poruszając wyłącznie rękami oraz dając znaki, że mam problem, próbowałbym dopłynąć do brzegu.
Piotr jednak ma zaledwie dwanaście lat, czuje porażający ból i wpada w panikę. Próbuje wołać o pomoc, ale to tylko pogarsza sprawę bo woda wdziera mu się do ust, zalewa gardło. Chłopak zaczyna tonąć. - Zobaczyłem nagle kilka metrów nad brzegiem taką jakby dużą chmurę, a z niej wyłaniała się światłość, w której dostrzegłem postacie ustawione w szeregu i w kolumnach, niczym na zdjęciu. Pomyślałem sobie, że to już mój koniec. Usłyszałem, jak ktoś do mnie mówi bardzo wyraźnie, jak mogę się dostać na brzeg. Tajemniczy głos kazał Piotrowi nabrać głęboko powietrza i zejść parę metrów pod wodę, gdzie bujały się długie wodorosty. Trzymając się ich, miał podążać w stronę brzegu. Przykazano mu, że kiedy tylko poczuje potrzebę nabrania oddechu, powinien puścić rośliny - powietrze samo wypychało go na powierzchnię, tak że musiał tylko nieznacznie poruszać dłońmi. Tym sposobem, czerpiąc spokój i siłę od wspomagającego go głosu, dwunastoletni Piotr przypłynął do miejsca, gdzie było już płytko i mógł wyczerpany paść na piasek.
Kto pomagał przyszłemu egzorcyście w najgorszych momentach jego życia? Anioł, opiekuńczy duch czy może sam Stwórca? Tak naprawdę to źle zadane pytanie, bo nie chodzi wcale o to, kto lub co mówiło do Piotra, ale dlaczego. Dziś duchowny jest przekonany, że przez całe życie przygotowywano go do zajmowania się zjawiskami paranormalnymi. Jak jednak stwierdzić, że to, co słyszał i widział, było prawdziwe? Dzieci mają przecież inną percepcję - być może widzą więcej, być może za dużo sobie dopowiadają.
W obu opisanych wyżej przypadkach Piotr widział i słyszał różne rzeczy, będąc pod wpływem silnego stresu i traumy. Za pierwszym razem jego mózg był narażony na wstrząsy spowodowane porażeniem prądem (co może mieć druzgoczący wpływ na aktywność tego narządu oraz samą świadomość), za drugim razem tonął - niedotlenienie również może skutkować halucynacjami. Kiedy Piotr jest w szkole ponadpodstawowej, na lekcji religii, odbywającej się w salce katechetycznej przy jednej z parafii, dochodzi do przykrego incydentu. Prowadzący katechezę duchowny bez żadnego ostrzeżenia rzuca w chłopaka pękiem kościelnych kluczy, które dotkliwie ranią jego lewą rękę - skórę trzeba zaszyć, a chłopiec przyrzeka sobie, że już nie wróci na lekcje religii. Ksiądz nigdy nie zostaje pociągnięty do odpowiedzialności, a mój rozmówca nie słyszy nawet słowa "przepraszam".
- Księża zawsze pozostają bezkarni, łącznie z pedofilami. To, że ktoś przeszkadzał księdzu w prowadzeniu lekcji religii, nie oznacza, że musiał się dać ponieść emocjom, działać bez zastanowienia, zupełnie na oślep. Po tym uderzeniu nie mogłem powstrzymać łez, wstałem, położyłem na stół zakrwawione klucze i patrząc katechecie prosto w oczy, powiedziałem: "Bóg zapłać", a potem wyszedłem z salki.
Pierwsze amatorskie śledztwo Piotr przeprowadza jako nastolatek, w 1987 roku w internacie, gdzie zostaje poproszony o pomoc. Przez dwadzieścia dwa lata, aż do roku 2009, zajmuje się sprawami paranormalnymi jako amator. W 2006 roku w wieku trzydziestu pięciu lat przyszły egzorcysta znów doświadcza działania sił nadprzyrodzonych. Ten przypadek diametralnie różni się od poprzednich; po pierwsze, Piotr nie jest już dzieckiem, po drugie, wydarzenia, które go dotykają, są wstrząsające. Pewnego dnia Piotr słyszy głos: Ulegniesz wypadkowi. Jeśli chcesz mieć pamiątkę i dowód, zrób skan swojej lewej ręki. Mężczyzna zgodnie z poleceniem skanuje sobie rękę urządzeniem podłączanym do komputera. Wtedy ma jeszcze wszystkie palce (pokazał mi ten obraz). Dokładnie rok później, we wrześniu 2007 roku, Piotra dosięga przeznaczenie. Do wypadku dochodzi w pracy. Mój rozmówca i jego kolega transportują ciężki ładunek. Drugi pracownik jest pod wpływem alkoholu, Piotrowi coraz trudniej się z nim porozumieć, w pewnym momencie gruba stalowa lina przyczepiona do ładunku miażdży palce przyszłego egzorcysty, gdy zostaje dociśnięta ciężarem.
- Byłem przyzwyczajony do widoku krwi i poszarpanych ludzkich zwłok, podczas służby wojskowej brałem udział w misji na Bałkanach. Ale kiedy to ciebie spotyka coś takiego... patrzysz na to zupełnie inaczej, czujesz się, jakbyś nie był sobą, jakbyś oglądał to zdarzenie cudzymi oczami. Takie właśnie poczucie odrealnienia towarzyszy Piotrowi, kiedy spogląda na poszarpane kości w kikutach swoich palców. Wszędzie wokół jest krew.
Czytaj też: Demoniczne opętanie Anneliese Michel
Piotr zasypia na stole operacyjnym, a budzi się w miejscu między światami - można je nazwać zaświatami, chociaż egzorcysta wyraźnie zaznacza, że nie była to śmierć kliniczna. Widzi samego siebie, jak leży podczas operacji, a pielęgniarka wyciera łzy, które spływają mu z oczu. Po wybudzeniu się z narkozy i dojściu do siebie Piotr odnajduje tę kobietę i jej dziękuje. Jego rozmówczyni jest kompletnie zszokowana, kiedy opowiada jej, co dokładnie widział.
- Między światami zobaczyłem nasz ziemski wymiar - wydawał się zupełnie normalny, poza tym, że panowała w nim zupełna cisza. Nie było słychać otoczenia ani żadnych głosów, ludzie tylko poruszali ustami. Drugi wymiar był odwrotnością, do moich uszu docierał bezmiar różnych dźwięków, których nigdy dotąd nie słyszałem. Nie widziałem żadnej formy życia, ani istot, ani duchów czy zjaw. Nie posiadałem ciała, jakbym był samymi oczami, nie mogłem się nawet uszczypnąć. Przemieszczałem się po szpitalu, unosząc się w powietrzu, swobodnie przenikałem między ścianami i kondygnacjami i odwiedzałem sale. Nie odczuwałem strachu, szczerze mówiąc, w ogóle nie wiedziałem, co się ze mną stało, ze względu na swoje zainteresowania byłem raczej zaciekawiony niż przerażony. Mogłem zbadać coś, czego jeszcze nikt nie doświadczył, więc krążyłem i szukałem kogoś, albo czegoś, żeby się dowiedzieć, co to za miejsce. Podążałem za dźwiękami. Istoty, które Piotr słyszy, pytają go, czy naprawdę wierzy w Boga i czy jest w stanie oddać życie za Stwórcę albo poświęcić je za życie bliźniego.
Czy wiesz, że aby coś w życiu dostać, musisz coś dać od siebie, poświęcić, stracić? Zwłaszcza to ostatnie pytanie niezwykle mnie nurtuje - quid pro quo. Coś za coś. Nie: "Proś, a będzie ci dane". Żadnego modlenia się o dar, o łaskę tylko dlatego, że prosisz i że żyjesz. Wykaż się. Daj coś od siebie. Zapłać. Już starożytni składali ofiary, przeczuwając lub też może wiedząc, że muszą dać swojemu bogu coś w zamian. Straciłeś trzy palce jako symbol Trójcy Świętej, abyś nigdy nie zapomniał i pamiętał do końca życia. Krwawa ofiara złożona na dowód pełnego zaufania - w dodatku zapowiedziana rok wcześniej. Bogu, którego wyznaje Piotr, bliżej do starotestamentowego Jahwe niż miłosiernego Boga Ojca chrześcijan. - Jestem wdzięczny Bogu za to, co otrzymałem w zamian za te trzy palce i co otrzymuję każdego dnia - zapewnia mój rozmówca. - Gdybym dostał kolejną szansę poświęcenia się, zrobiłbym to samo, a nawet więcej. Oddałbym obie ręce i nogi. Ciało to tylko powłoka, a każde poświęcenie czyni przecież ducha silniejszym.
Istoty przekazują Piotrowi wskazówki dotyczące jego przyszłej misji - mówią mu o walkach z demonami, które będzie musiał stoczyć, i o firmie, którą ma założyć. O pomocy, którą ma nieść rodzinom w potrzebie, i o wsparciu, na które zawsze może liczyć. Zgodnie z wolą istot w 2009 roku Piotr zakłada PTGH, zawodowy zespół badawczy przeprowadzający śledztwa paranormalne, działający w zgodzie z międzynarodowymi standardami Ghost Hunters, oraz akademię PTGH, dzięki której przekazuje swoją wiedzę dalej. W 2011 roku zdaje egzaminy i otrzymuje licencje upoważniające go do przeprowadzania śledztw na całym świecie. Razem z drugim Piotrem - demonologiem ze Szczecina - konsekwentnie rozwijają PTGH. Wkrótce zdobywają rozgłos, japońska telewizja JSTV kręci film o ich działalności, prowadzą coraz to ciekawsze śledztwa i wtedy, w roku 2015, Piter Shalkevitz formalnie opuszcza zespół PTGH, by wstąpić do seminarium duchownego - to ostatni i najważniejszy punkt planu.
Jak już wspominałem, Piotr nie związuje się z Kościołem rzymskokatolickim. Zgromadzenie, do którego przystępuje, będące poza jurysdykcją Watykanu, jest całkowicie niezależne, chociaż pozostaje w jakimś kontakcie z przedstawicielami Kościoła. Na zdjęciach z zebrania zakonu mogę zobaczyć nie tylko Piotra, ale i jego serdecznego przyjaciela, księdza Matteo, jak mówi Piotr - ostatniego ucznia jednego z najsławniejszych (jeśli nie najsławniejszego) egzorcystów Watykanu, ojca Gabrielego Amortha. Podobno ojciec Amorth cieszył się, że w Polsce powstał licencjonowany zespół badawczy, który współpracując z Kościołami i księżmi, stara się pomagać osobom doświadczającym zjawisk paranormalnych. Czy to oznacza błogosławieństwo Watykanu? Raczej nie, ale zdaje się, że zakonnicy egzorcyści go nie potrzebują - jak sami o sobie piszą, podlegają jedynie pod Święty Zakon św. Michała Archanioła. Obecnie jako wspólnota mają pod swoją opieką dwadzieścia dwie parafie i ponad sześćdziesięciu badaczy egzorcystów w wielu stanach Ameryki i krajach całego świata.
Formalnie zakon rozpoczął działalność w 1981 roku, za sprawą swojego założyciela i arcybiskupa Rona Feyla, a podstawę wiary egzorcystów stanowi tradycyjna wersja Kościoła starorzymskokatolickiego z XII wieku. To, w co wierzą, nie różni się właściwie niczym od dogmatów Kościoła Rzymskokatolickiego. Różnice między zakonnikami egzorcystami a duchownymi katolickimi sprowadzają się natomiast do sposobu działania i stopnia otwartości. Współbracia Piotra utrzymują się z pieniędzy, które sami zarobią, sprzedając gadżety w swoim sklepie, oraz z darowizn.
Jedna z głównych zasad jest taka, że zakonnicy pełnią swoją posługę za darmo. Piotr mówi mi, co według niego oznacza bycie egzorcystą:
- Taką posługę powierza się osobie duchownej, a ona ma ją sprawować z powołania, czystego serca i miłości. Aż do śmierci. Oznacza to, że w razie realnego zagrożenia zdrowia lub życia nie będę się zasłaniać krzyżem, ale poświęcę swoje życie za osobę opętaną. Pełnię też posługę całą dobę, we wszystkie święta i dni wolne. Ponadto duchowny egzorcysta zostaje powołany przez Boga, nie przez innego kapłana, musi mieć głęboką i niezachwianą wiarę. Od małego musi być przygotowywany do swojej misji, tak jak ja byłem, bo to nie jest praca. To misja, nie dostaję za to pieniędzy. Ale... wiesz co, ja mogę tak sobie gadać, a chyba najlepiej będzie, jeśli opowiem ci o tym, co oznacza być egzorcystą. Z czym egzorcysta mierzy się podczas swoich podróży. Chcesz? Oczywiście, że chcę.
Zobacz także:
Ostatnie słowa ojca Pio. Co powiedział na łożu śmierci
Cud w Zeitoun: Czy tysiące ludzi mogło się mylić?