Zjadacz grzechów: Najbardziej niewdzięczna profesja w dziejach
Obecnie za zwyczajowe sposoby „pozbycia się” grzechów ciężkich uważa się spowiedź świętą lub – w przypadku sytuacji kryzysowych – żal doskonały. Jednak w niektórych regionach Wielkiej Brytanii od XVII do początku XX wieku kultywowano także rytuał zjadania grzechów. Wybrana przez społeczność osoba, posilając się nad ciałem nieboszczyka, mogła wziąć na siebie jego przewinienia, tym samym gwarantując jego duszy niebo. Kto mógł zostać zjadaczem grzechów?
Zjadacze grzechów szczególnie popularni byli w okolicach Shropshire i Monmouthshire w Anglii. Nie wiadomo dokładnie, skąd pochodził zwyczaj oczyszczania nieboszczyków z grzechów śmiertelnych poprzez spożycie z ich ciał skromnego posiłku, ani kiedy właściwie się rozpoczął. Informacje dotyczące miejscowych zjadaczy grzechów pochodzą głównie z lokalnych legend i przyśpiewek - prawda przeplata się więc z fikcją.
Niektórzy badacze twierdzą, że tradycja zjadania grzechów sięga jeszcze początków średniowiecza i jest ściśle związana z wierzeniami pogańskimi. Inni są zdania, że rytuał ten jest następstwem żydowskiej koncepcji kozła ofiarnego, według której człowiek bierze na siebie przewiny całej społeczności.
Mimo licznych wątpliwości jedno jest pewne. Ludziom, którzy opuścili świat nagle i nie zdążyli wyspowiadać się z ciężkich przewinień, zjadacze grzechów według wierzeń ludowych zapewniali życie wieczne. Dawniej śmierć w grzechu była dla ludzi powodem największego lęku. W konsekwencji zjadacze "ratowali" zmarłych przed piekłem.
Co należało do obowiązków zjadaczy grzechów?
Jak nietrudno się domyślić, obowiązki zjadaczy grzechów nie należały do skomplikowanych. Osoby pełniące tę funkcję zazwyczaj były zapraszane przez rodzinę do domu nieboszczyka, który ze względu na niespodziewaną śmierć nie zdążył przystąpić do sakramentu pokuty. Bliscy umieszczali na piersi zmarłego skromny posiłek - najczęściej były to kawałki chleba lub odrobina kaszy. Wierzono bowiem, że winy przenikają z duszy nieboszczyka wprost do strawy pozostawionej na jego ciele.
Zjadacz grzechów dostawał od rodziny także piwo lub wino. Wówczas w obliczu świadków musiał zjeść pozostawione pożywienie z ciała osoby, której duszę miał oczyścić. Podczas obrzędu zazwyczaj wypowiadał modlitwę. Zachowane źródła pozwalają wierzyć, że zjadacze grzechów recytowali nad ciałem nieboszczyka następujące słowa:
Daję ci wytchnienie i odpoczynek, drogi człowieku. Nie schodź uliczkami i naszymi łąkami. Dla twojego spokoju zastawiam własną duszę. Amen
Modlitwa miała sprawić, że dusza zmarłego odnajdzie spokój w niebie i nie będzie błąkać się po świecie w poszukiwaniu wytchnienia. Rodzina po takim obrządku spała spokojniej, wierząc, że duch bliskiego, który pożegnał się ze światem, nie będzie nikogo nawiedzał.
Zapewniali zmarłym niebo. W zamian otrzymywali pogardę
Chociaż mogłoby się wydawać, że osoby, które ratowały zmarłych przed ostatecznym potępieniem, cieszyły się uznaniem lokalnej społeczności, rzeczywistość była zupełnie inna. Funkcję tę pełnili bowiem zazwyczaj alkoholicy, włóczędzy, żebracy i bezdomni, a więc ludzie z marginesu, którzy nie mogli liczyć na szacunek ze strony lokalnej społeczności.
Osoby, które trudniły się zjadaniem grzechów, zazwyczaj mieszkały i przebywały na uboczach wsi. Nie były mile widziane w miejscowych tawernach czy nawet na ulicach. Mieszkańcy nie rozmawiali z nimi, wierząc, że ich pełne cudzych, nieodpuszczonych grzechów są już potępione. Wiele legend mówi, że nawet patrzenie w oczy zjadaczom grzechów wiązało się ze sprowadzeniem na siebie i swoją rodzinę niebezpieczeństwa. Co zatem skłaniało osoby trudniące się zjadaniem grzechów do podjęcia tego rodzaju niechlubnej działalności? Zazwyczaj była to chęć zdobycia darmowej strawy i wynagrodzenie, a więc kilka monet, którymi rodzina obdarowywała ich po dobrze wykonanym zadaniu.
Zjadacze grzechów byli wykluczeni nie tylko z życia społecznego, ale także z życia religijnego wspólnoty. Rosnąca popularność tej funkcji potęgowała bowiem gniew ówczesnych kapłanów. Duchowni dopatrywali się w zjadaczach grzechów swoich konkurentów. Bali się, że miejscowa ludność zafascynowana odkupieniem win już po śmierci, zaprzestanie regularnych spowiedzi. Przedstawiciele Kościoła potępiali osoby zajmujące się tą profesją, oficjalnie zakazując im wstępu do kościołów i uznając rytuał na pogański.
Ostatni zjadacz grzechów: Kim był Richard Munslow?
Społeczeństwo zazwyczaj zapominało o ludziach pełniących funkcję zjadaczy grzechów zaraz po ich śmierci. Inaczej było z Richardem Munslowem - jedyną osobą, która pełniła tę funkcję i przeszła do historii. Eksperci uważają, że Munslow - znany głównie z legend i pieśni - był ostatnim angielskim zjadaczem grzechów. Zmarł w 1906 roku.
Richard Munslow - według informacji, do których udało się dotrzeć historykom - znacznie różnił się od pozostałych zjadaczy grzechów. Mieszkał w Shropshire, a ratowanie dusz przed potępieniem nie było jego jedyną profesją. Zajmował się bowiem rolnictwem - cieszył się sympatią sąsiadów i znajomych.
Z odnalezionych źródeł wynika, że Munslow zdecydował się hobbistycznie zająć zjadaniem grzechów, by kontynuować zwyczaj. Mężczyzna najprawdopodobniej nie miał potomstwa i uważał, że to znak, by poświęcić się innym.
W 2010 roku portal BBC opublikował obszerny artykuł o odnalezieniu w Shropshire i odrestaurowaniu grobu Richarda Munslowa. Twarzą przedsięwzięcia był jeden z tamtejszych pastorów, Norman Morris. Duchowny w rozmowie z mediami zaznaczył: "Uważam, że warto dbać o lokalną historię, dlatego wspólnie z parafianami odnowiliśmy nagrobek Richarda Munslowa".
Nie mam ochoty przywracać rytuału, który się z tym wiązał
***
Zobacz również: