Renata Kretówna-Strobel: Nie lubię żonatych mężczyzn

Miała uczyć w szkole języka polskiego, ale została aktorką. Zagrała w kultowym "Nad Niemnem", ale uciekła z kraju, by poznawać Włochy i spełniać się na scenie. Głosiła, że nie lubi żonatych mężczyzn, nawet tych własnych. Renata Kretówna-Strobel szła przez życie jak burza, a dziś mówi, że nie żałuje niczego.

Renata Kretówna-Strobel na planie serialu "Rezydencja"
Renata Kretówna-Strobel na planie serialu "Rezydencja"Piotr MizerskiEast News

Renata Kretówna-Strobel urodziła się 25 listopada 1948 roku w Suwałkach i początkowo nic nie wskazywało na to, że zostanie artystką. Po maturze zaczęła studiować polonistykę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, ale czas pokazał, że to teatr był jej pisany.

"Na trzecim roku oblałam egzamin z pozytywizmu i wtedy stanowczo powiedziałam sobie - raz kozie śmierć! Niewiele się zastanawiając, spakowałam jedyną elegancką sukienkę, wsiadłam w pociąg do Krakowa i dostałam się do tamtejszej PWST. I nigdy nie żałowałam tego kroku" - wspominała w rozmowie z Arturem Krasickim.

W 1974 roku Kretówna-Strobel odebrała dyplom aktorki i błyskawicznie zadebiutowała na deskach teatru. 

Renata Kretówna-Strobel: Początki kariery

W latach 1974 -1975 Kretówna - Strobel występowała w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, a w latach 1975 - 1984 w krakowskim Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej. Grała także w sztukach teatru telewizji takich jak "Młyn", "Spotkanie", "Wysoka stawka" czy "Sylwia".

"Krakowski czas" aktorka uważa za jeden z najlepszych okresów w jej życiu. W Starym Teatrze spędziła aż dziewięć owocnych lat.

- "Z jednej strony szalone imprezy do białego rana, z drugiej tradycyjne podejście do wartości, do rodziny, lokalny patriotyzm. Poza tym byłam młoda, pełna niespożytej energii. To w Krakowie zagrałam najlepsze teatralne role i poznałam nieznany mi dotąd świat - nocne kluby, szalone imprezy i mnóstwo oryginałów. Ale nawet jak zabalowałam do rana, nigdy nie zawaliłam pracy. Mimo czerpania z życia pełnymi garściami, zawsze byłam odpowiedzialna, sumienna. Do swoich obowiązków podchodziłam profesjonalnie" - przyznała w wywiadzie dla magazynu "Życie na gorąco".

W latach 80. aktorka poczuła, że przyszedł czas na zmianę.

- "Miałam wrażenie, że stoję w miejscu, bo etat mnie ograniczał, blokował artystycznie. A ja chciałam się rozwijać, przeżyć coś nowego, nie popaść w rutynę" - mówiła po przeprowadzce do Warszawy.

W latach 1984 - 1987 była aktorką Teatru Syrena w stolicy. 

Dziewczyna z "Nad Niemnem"

Renata Kretówna-Strobel zyskała popularność w 1986 roku, gdy otrzymała rolę Maryni Kirłowej w serialu i filmie pt. "Nad Niemnem". Miała wtedy na głowie wiele obowiązków zawodowych i wątpiła, czy uda jej się pogodzić pracę na planie z pracą w teatrze. Zbigniew Kuźmiński, reżyser "Nad Niemnem" zaproponował jej dziesięć dni zdjęciowych, by nie musiała rezygnować z przygotowań do spektakli.

Nad rolą Maryni Kirłowej pracowała po nocach i między ujęciami. Co ciekawe, nigdy nie przeczytała kultowej pozycji Elizy Orzeszkowej, a na studiach oblała nawet egzamin z literatury pozytywizmu. Mimo to, a może dzięki temu, na planie wypadła wręcz perfekcyjnie!

Po genialnej roli w "Nad Niemnem" aktorka pracowała też na planach takich produkcji jak "Epizod Berlin", "Przeprowadzki", "Break point", "Na Wspólnej" czy "Parę osób, mały czas". Chociaż w życiu zawodowym odnosiła coraz to większe sukcesy, to prywatnie nie było już tak kolorowo.

"Zawsze bardzo ceniłam sobie niezależność i nikomu nie pozwalałam kierować swoim życiem, bo czułabym się potwornie ograniczona. Prasowanie męskich koszul nigdy mnie nie podniecało i może dlatego uciekłam od swoich dwóch mężów" - przyznała po latach.

Pod koniec lat 80. Kretówna zrezygnowała z aktorstwa na rzecz muzyki. W 1988 roku ukazał się album "Bal milionerów", na którym rozliczyła się z mężczyznami i głośno wyśpiewała swój bunt. Stworzyła m.in. antymęski protest song pt. "Nie lubię żonatych mężczyzn", w którym stwierdziła, że "szalenie męczy ją słuchanie, jaki smutny ich los". "Byłoby jak należy, gdyby nie był mężem" - stwierdziła nawet w tej piosence.

W 2004 roku w wywiadzie dla "Super Expressu" ponownie wyznała, że ma już dość mężów, którzy przewinęli się przez jej życie.

Renata Kretówna-Strobel: Niczego nie żałuję

Pod koniec lat 80. Kretówna-Strobel zdecydowała się na wyjazd z kraju. Za granicą spędziła finalnie trzynaście lat. 

"Ze swoimi recitalami występowałam między innymi w Jugosławii, Szwecji, Szwajcarii, Francji i Hiszpanii, gdzie wykonywałam przeboje światowych gwiazd. Na dłużej zatrzymałam się we Włoszech" - mówiła w "Życiu na gorąco".

Włoska przygoda trwała siedem lat. To tam, gwiazda poznała bogatego szwajcarskiego fabrykanta, który chciał spędzić z nią resztę życia. Na niej luksusy nie robiły jednak większego wrażenia - ciągnęło ją na scenę i pragnęła rozwijać swoją pasję. Poza tym, coraz bardziej tęskniła za Polską.

"Cóż z tego, że byłam sławna, występowałam w najlepszych piano-barach, publiczność przyjmowała mnie wspaniale, a sami Włosi rozbierali mnie wzrokiem? Z jednej strony czułam się wolna jak ptak. A z drugiej - odczuwałam wielką, przytłaczającą wręcz samotność..." - wspominała po latach.

W 2000 roku aktorka znów pojawiła się na ekranie. Widzowie mogli ją zobaczyć m.in. w "Kryminalnych", "Ojcu Mateuszu" czy "Na dobre i na złe" i Lekarzach". Wydała także kolejny krążek "Czas uderza", na którym znalazło się aż dziewiętnaście premierowych utworów takich jak "Nasz ślub", "Obrabuj mnie" czy "Konie".

W 2008 roku artystka przeżyła groźny wypadek samochodowy - miała zmiażdżoną rękę, przeszła też trzy skomplikowane operacje. Mimo to, nie załamała się, wciąż grała w "Klanie" i nie chciała pozwolić sobie na dłuższą przerwę. Osiem lat później znów przyszło jej zawalczyć o siebie - dostała wylewu na scenie w trakcie spektaklu "Zdążyć przed Panem Bogiem". Nie poddała się jednak, bo wierzy, że najlepsze wciąż przed nią. W 2017 roku pojawiła się na planie filmu "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej", a rok wcześniej w "Zaburzeniu" Juliana Tałandziewicza.

- "Niczego nie żałuję! Wczorajszego dnia nikt nam nie przywróci i jedyne, co można zrobić, to wyciągnąć ze swoich niepowodzeń odpowiednie wnioski. Moje liczne doświadczenia bardzo mi się przydały. Teraz jestem dojrzałą, świadomą swych pragnień kobietą, choć nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Wiem, że jeszcze wiele dobrego przede mną!" - mówiła w jednym z wywiadów.

"Chciałabym bardzo dużo pracować". Helena Englert w "Zdanowicz pomiędzy wersami"INTERIA.PL