Urszula Sipińska. Gwiazda trochę "przez przypadek"
Chciała być architektką, została jedną z największych gwiazd muzyki lat 70. Zawsze szła swoją drogą, a wciąż porównywali ją do Rodowicz. Wylansowała mnóstwo hitów, a największym został ten nagrany dla rodziców, na pociechę. Urszula Sipińska już na początku kariery przyznała wszak, że u niej to wszystko jakoś tak inaczej i "przez przypadek".
Urszula Sipińska urodziła się 19 września 1947 roku w Poznaniu w inteligenckiej rodzinie o muzycznych zainteresowaniach. Ma starszą siostrę Elżbietę i młodszego brata Stanisława.
Urodziłam się niedaleko fabryki Hipolita Cegielskiego, w robotniczej dzielnicy Poznania, na Wildze, przy Pamiątkowej, na dwa dni przed końcem lata i w dwa lata po drugiej wojnie światowej. Dzieciństwo miałam pogodne. Razem z dojrzewaniem kasztanów poszłam do podstawówki
- napisała w autobiograficznej książce "Hodowcy lalek".
Sipińska ukończyła klasę fortepianu w Wielkopolskim Studium Muzycznym, później uczyła się w liceum im. Klaudyny Potockiej w Poznaniu. To właśnie w szkole średniej założyła żeński zespół wokalny, z którym występowała na akademiach, a w 1965 roku pojawiła się na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. W latach 1965 - 1967 współpracowała z Teatrem "Nurt" z Poznania. Grupa wykonywała ballady Okudżawy i Wertyńskiego - odgrywali więźniów, którzy porozumiewali się między sobą tylko za pomocą tych utworów. Po skończeniu szkoły średniej Sipińska zdecydowała się na studia na Wydziale Architektury Wnętrz Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu.
Urszula Sipińska kochała muzykę, ale chciała zostać architektką - przyznała kiedyś, że od zawsze współistniały w niej dwie natury - ta romantyczna i pragmatyczna. W 1967 roku Polska poznała Urszulę Romantyczną.
Urszula Sipińska - piosenkarka? Z Opolem to tylko taki przypadek!
W 1967 roku Urszula Sipińska wystąpiła na piątym Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu z utworem "Zapomniałam", którego była współkompozytorką. Z dnia na dzień piosenka stała się hitem, a Sipińska gwiazdą.
Miałam inne plany. Niczego nie przeczuwałam. A jednak moje życie zmieniło się w ciągu 24 godzin. To było jak magia. Nie moja magia. I na krótki czas nawet mi się spodobało. Wszystko przez OPOLE i "Zapomniałam". Z dnia na dzień stałam się własnością publiczną. Po festiwalu brudnym pociągiem wróciłam do Poznania na Pamiątkową. Mama wysłała mnie do warzywniaka po zakupy
- wspominała w "Hodowcach lalek".
Sipińska była rozbita - romantyczka z opolskiej sceny musiała przecież wrócić na uczelnię, a nie była już zwykłą studentką. Dano jej to zresztą odczuć niemal od razu.
- Na uczelni - normalni dotąd koledzy - biegali za mną i wołali: "... zapomniałam, komu dałam". Na ulicach grupki małolatów z kwikiem podbiegały po autograf. W sklepach wciskano mi do rąk towary spod lady, a na Pamiątkowej ludzie kłaniali się mamie głębiej niż zazwyczaj. Na dodatek z naszego zimnawego korytarza, z przedwojenną szafką i krzesłem, zrobiła się gorąca budka telefoniczna. Tylko nasz listonosz się zbuntował. Wtargał na drugie piętro dwa wory listów i zakomunikował: - "Piosenka ładna. Ale następne wory wnoście sobie sami" - wspominała w autobiografii.
Swoimi rozterkami dzieliła się często z przyjacielem, Stanisławem Dygatem, pisarzem, felietonistą i dramaturgiem. Była gościem jego słynnego mieszkania, które dzielił z ukochaną Kaliną Jędrusik i... śmietanką towarzyską Warszawy. Dygat przyznał się Urszuli, że od jej występu w Opolu wciąż mówi swojej Kalinie, jak bardzo fascynuje go jej głos i talent. I że bardzo chce wiedzieć dlaczego została piosenkarką.
Piosenkarką?! Jestem studentką, chcę być architektem. A z OPOLEM to tylko taki przypadek
- odpowiedziała oburzona.
W 1968 roku Urszula Sipińska wystąpiła w programie "Małżeństwo doskonałe" Jacka Federowicza i Jerzego Gruzy, a za wykonanie piosenki "Po ten kwiat czerwony" zdobyła pierwszą nagrodę na festiwalu sopockim. I zakochała się do szaleństwa.
Urszula Sipińska: "To ona, właśnie ta dziewczyna!"
Urszula Sipińska poznała Valeriu Lazarova w Bukareszcie, gdzie przybyła, by spotkać się z samym Jacques'em Brelem i zagrać w filmie. Pierwszą osobą, którą poznała był jednak szofer, który zabrał ją z lotniska. Mężczyzna wydał się jej wyjątkowo intrygujący, więc chętnie przyjęła zaproszenie na dyskotekę. Zaiskrzyło, choć Sipińska trzymała dystans i sama była zaskoczona mocnym uczuciem. Zaskoczenie było jeszcze większe, gdy na drugi dzień makijażysta zdradził jej, że jej szofer to nie szofer, ale sam Lazarov - reżyser filmu, w którym miała zagrać. Mała mistyfikacja była jego sposobem na lepsze poznanie Urszuli i przekonanie się, że dokonał właściwego wyboru.
Poszukiwał twarzy do swojego filmu. U siebie nie znalazł, więc poleciał do Budapesztu potem do Pragi i dopiero w Warszawie mu się udało. Znalazł mnie. Na taśmie z OPOLA. Ponoć gdy tylko zaczęłam śpiewać pierwsze takty "Zapomniałam", poderwał się z krzesła
- wspominała Sipińska w autobiografii.
Lazarov krzyknął, że to ona, właśnie ta dziewczyna zagra w jego filmie. Ktoś z telewizji wyjaśnił mu jednak, że to niemożliwe, że po Sopocie wszystkie agencje "chciały kupić Sipińską", ale ona odmówiła. Chciała ją Moskwa, Berlin i Praga, chciał nawet Karel Gott...
Ona chce studiować, jest jakaś dziwna
- wyjaśnił pracownik agencji.
Lazarov osiągnął jednak swój cel, a para spędziła razem dwadzieścia intensywnych dni w Brasov. Planowali wspólną przyszłość, ale wiedzieli też, jaka będzie jej cena – azyl polityczny. Sipińska nie tęskniła wprawdzie za smutną polską rzeczywistością tamtych lat, ale wiedziała, że nie jest w stanie żyć bez rodziny.
Wróciłam na Pamiątkową. Chciałam spakować trochę rzeczy na następne lata. Chciałam. Ale nie spakowałam. […] Więc zostało mi tylko wspomnienie przerwanej miłości, niezniszczalne… choćbym miała żyć 110 lat
- pisała w "Hodowcach lalek".
Urszula Sipińska spotykała się później z Sewerynem Krajewskim, wokalistą "Czerwonych gitar" i bożyszczem nastolatek. W swojej autobiografii przyznała, że ludzie tak pokochali ich jako parę, że pozwalali sobie na coraz odważniejsze plotki na ich temat.
Pewnego dnia, gdy Sipińska relaksowała się w domu rodzinnym, usłyszała niepokojące poruszenie. Klatkę schodową "po brzegi wypełniały małolaty, falujące z podniecenia". Fani wokalistki wzywali jej ojca, by interweniował, wszak "ślub miał być o trzeciej, a to już po czwartej".
Ojciec Urszuli wrócił do domu kompletnie zdezorientowany. Zgromadzony tłum był bowiem przekonany, że Urszula bierze tego dnia ślub z Sewerynem Krajewskim, z którym spotykała się już od kilku miesięcy.
Wszystkie złe duchy chyba we mnie wstąpiły, bo nie zastanawiając się ani chwili, wyjęłam kwiaty z wazonu, z szafy mój biały strój, potem garnitur taty i zawołałam szwagra
- pisała we wspomnieniach.
Szwagier Sipińskiej był podobny do Krajewskiego, więc gdy para ruszyła przez plac w stronę kościoła, tłum zamarł. W pewnym momencie Sipińska i jej niedoszły mąż zawrócili jednak w stronę domu, ale ostatecznie dotarli tam dopiero za kilka godzin. Rozdali mnóstwo autografów, cierpliwie tłumacząc fanom, że wieść o ślubie była tylko plotką. Na pozór niewinną, ale po powrocie do domu Urszula długo rozmawiała z bliskimi o różnicy między publicznością a tłumem. Chwilę później znów musiała się tłumaczyć...
Urszula Sipińska dostała propozycję zostania matką chrzestną statku "Zakarpacie". To było wyjątkowo doniosłe wydarzenie, a relację ze chrztu w Stoczni Gdańskiej wyemitowano w "Kronice Filmowej". Wokalistkę oklaskiwał wielotysięczny tłum i załoga statku, euforia była ogromna, a szampan lał się strumieniami. Gwiazda szybko pożałowała jednak tego zaszczytu.
Już na drugi dzień wybuchła ogólnonarodowa histeria. Wszyscy mi gratulowali, zupełnie tak, jakbym to ja, a nie stoczniowcy, wybudowała ten statek […] Niestety. W tamtych czasach polityka była dla mnie jak pogoda za oknem, która zawsze jest. Gdybym się nią zainteresowała, na pewno nie dałabym się wmanipulować! A tak, nieświadoma, stałam się przedmiotem w ręku komunistycznych socjotechników
- wspominała po latach.
W swojej autobiografii przyznała, że na pieńku miała również z branżą. Choć publiczność szalała na punkcie jej utworów, to członkowie rodzimego showbiznesu przekonywali, że Urszula "nie jest swoja!".
Kapryśna jakaś. Studiuje dla kaprysu. I tak tych studiów nie skończy. Na dodatek nie wydeptuje korytarzy na Woronicza, w Pagarcie, w Polskich Nagraniach, w Radiu i nawet nie ma czasu na spotkania towarzyskie. A wszędzie ją słychać. Jak ona to robi?!
- pytali.
Gruchnęła więc plotka, że jest kochanką faceta od rozrywki w telewizji i kochanką jednego z dyrektorów Pagartu. Nie reagowała.
Nieudany mąż, nieudana żona to i małżeństwo nieudane
Lata 70. przyniosły Sipińskiej triumfy na międzynarodowych festiwalach. Przywiozła nagrody z Festiwalu Piosenki Atlantyckiej na Teneryfie i Międzynarodowego Festiwalu Coupe d'Europe Musicale w Bernie. Wygrała "World Popular Song Festival" w Tokio, gdzie sam Demis Roussos był dopiero ósmy. Piosenką "Bright Days Will Come" zdobyła główną nagrodę i nagrodę za interpretację na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki im. Augustina Lary w Meksyku.
To cud, że padło na nas! Prześwietlono kilkaset utworów z pięciu kontynentów, a tylko dwanaście mogło wystartować w finale”. „Odnieśliśmy sukces. To był triumf polskiej piosenki. Na pięć możliwych nagród otrzymaliśmy trzy. W tym nagrodę głowną i jedyną – dla mnie za interpretację, dla Figla też jedyną za interpretację i drugie miejsce za utwór
- wspominała.
Na festiwalu doceniono talent Sipińskiej i zaproponowano jej podpisanie kontraktu. Chciano to zrobić od razu, na miejscu, ale ona nie była przekonana. Obiecała więc, że jej polska agencja skontaktuje się w tej sprawie zaraz po jej powrocie do kraju. Agencja nie chciała jednak słyszeć o kontrakcie, a Polskie Radio zachwyciło się „Bright days will come” na krótko. Wkrótce utwór trafił do pudełka z adnotacją „Uwaga! Angielski! Nie puszczać!”.
W tym samym czasie w Polsce sporą popularnością cieszył się utwór "Jaka jesteś Mario", nagrodzony na 10.KFPP w Opolu, na którym Sipińska wylansowała także przebój "To był świat w zupełnie starym stylu". I znów się zakochała.
Urszula Sipińska poznała swojego przyszłego męża, Jerzego Konrada na scenie. Grał w zespole Ergo Band, do którego dołączyła. Przyszły mąż pomógł jej przejść przez trudny rozwód. Sipińska była wtedy bowiem jeszcze żoną dziennikarza radiowego, Janusza Hojana. Żoną nieszczęśliwą.
To był nieudany mąż. Ja w tym małżeństwie też byłam nieudana. Bo to nie było udane małżeństwo
- wspominała.
Nic dziwnego, bo Hojan nie tylko oszukał ją, odejmując sobie sporo lat (mówił, że jest starszy o pięć, a był o piętnaście) i miał kochankę, ale także okradał ją i oszukiwał. W nowym związku Sipińska znalazła spokój i szczęście. Para wciąż jest razem, nie mają dzieci.
Urszula Pragmatyczna dochodzi do głosu
W 1975 roku Sipińska wydała album pt. "Zabaw się w mój świat" z utworem "Komu weselne dzieci" ze słowami Agnieszki Osieckiej. Pojawiła się na 13. KFPP w Opolu, wyśpiewała trzecią nagrodę na Majorce, wylansowała utwory "Chłopak z drewna" i "Za wolno płynie czas", a w 1979 roku reprezentowała Polskę na Międzynarodowym Festiwalu w Portoryko, gdzie wywalczyła drugie miejsce. W latach 80. zainteresowała się muzyką country i wylansowała takie przeboje jak "Są takie dni w tygodniu" czy "Chcę wyjechać na wieś".
22 października 1982 roku w okolicach niemieckiego Bernau Sipińska uległa poważnemu wypadkowi samochodowemu, który na długie miesiące kompletnie ją unieruchomił. Miała sporo obrażeń, ale w najgorszym stanie było kompletnie zmiażdżone kolano. Nikt nie wiedział, czy wokalistka wróci do pełni sił, bo niemiecki lekarz poinformował ją, że na 90 proc. nigdy nie będzie już normalnie chodzić. Z utykającą nogą rozpoczęła jednak trasę koncertową, a w 1986 roku zaprezentowała fanom dziesięć premierowych utworów. W końcu podjęła jednak decyzję o zakończeniu kariery - Urszula Pragmatyczna doszła do głosu.
W 1988 roku Urszula Sipińska odebrała telefon. To był Wojciech Młynarski, zapraszający ją na swój jubileusz. Oczywiście nie tylko w roli widza. Chciał by zaśpiewała "Mam cudownych rodziców" z jego tekstem.
Nie umiałam odmówić. Zawsze go podziwiałam i zawsze uważałam za geniusza
- tłumaczyła.
Było coś jeszcze. Ojciec wokalistki czuł się coraz gorzej, mama również nie młodniała. To dla nich Sipińska wróciła na scenę i wydała ostatnią płytę "Nie zapomniałam". Zadedykowała ją rodzicom. Jej ostatni singiel stał się przypadkiem tym, który w oczach wielu jest jej największym hitem. I nieodzowną częścią większości polskich wesel. Sporą popularnością cieszył się także przebój "Gdzie ten świat 60-tych lat".
Sipińska przyjęła także rolę jurorki na 25. Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Sopocie. I to już naprawdę był ostatni raz. Czuwać miał nad tym sam Jerzy Gruza.
"Zaśpiewam. Ostatni raz. A jeśli jeszcze raz się złamię, daję ci placet. Możesz mnie kopnąć w tyłek". Nigdy nie kopnął. To był mój ostatni występ na festiwalu w życiu. Konsekwencja jest siłą. Niekonsekwencja słabością. A człowiek? Człowiek zawsze jest gdzieś pośrodku
- powiedziała.
Po zakończeniu kariery Urszula Sipińska wróciła do swojego wyuczonego zawodu architekta wnętrz i otworzyła w Poznaniu własne studia - najpierw studio projektowe "U.S. Style" w Poznaniu, a następnie - Studio Wyposażenia Wnętrz w Poznaniu. Zaprojektowała m.in. wnętrze Collegium Polonicum w Słubicach, Centrum Prasowe Międzynarodowych Targów Poznańskich, liczne banki, salony, i hotele.W latach 90. zainteresowała się także dziennikarstwem - stworzyła cykl wywiadów pt. "Rozmowy przyjacielskie" w "Gazecie Poznańskiej", pisała również dla tygodnika "Wprost". W 2005 roku wydała książkę autobiograficzną pt. "Hodowcy lalek", z której pochodzi większość jej wspomnień. W 2010 roku ukazała się jej druga książka pt. "Gdybym była aniołem. Historie prawdziwe, dziwne, śmieszne".