Święconka: jeść w sobotę czy czekać do niedzieli? Polska dzieli się nie tylko jajkiem
Co roku w Wielką Sobotę tłumy ruszają do kościołów z koszyczkami pełnymi jajek, kiełbasy, chrzanu i baranka z cukru. A potem… zaczynają się schody. Bo skoro święcenie było w sobotę, to czy już wtedy można się częstować zawartością? Czy lepiej – zgodnie z tradycją – czekać do niedzielnego poranka? Ta odpowiedź może cię zaskoczyć!

Spis treści:
Jedni podjadają, drudzy czekają
W teorii wszystko jest jasne - poświęcone pokarmy powinno się zjeść w niedzielny poranek, najlepiej po rezurekcji. Tak mówi tradycja i tak brzmi oficjalne stanowisko Kościoła. Ale w praktyce? Bywa różnie. W wielu domach zawartość koszyczka znika już w sobotę po południu, "na spróbowanie". Jajeczko dla dziecka, kawałek kiełbasy dla dziadka - przecież to tylko symbolicznie.
Z kolei w innych regionach - szczególnie we wschodniej Polsce - święconka wraca z kościoła nietknięta. Ląduje na stole lub w lodówce i czeka do niedzieli. Tam podchodzi się do tego z większym ceremoniałem: najpierw wspólna modlitwa, potem dzielenie się jajkiem i dopiero wtedy śniadanie. Bez podjadania wcześniej.

Kraków je w sobotę, Podlasie czeka
Podział regionalny jest zaskakująco wyraźny. W Małopolsce czy na Śląsku zjedzenie święconki w sobotę to norma. Na Podkarpaciu i Podlasiu podejście jest bardziej ortodoksyjne: święcone jedzenie nabiera mocy dopiero w niedzielę rano.
Wielu uważa, że to kwestia podejścia do symboliki. Tam, gdzie Wielki Post traktuje się bardziej dosłownie, nie ma mowy o wcześniejszym biesiadowaniu. Ale są też głosy, że to po prostu kwestia rodzinnych przyzwyczajeń - i trudno z tym dyskutować.
Kiedyś święcono więcej niż koszyczek
Dziś święconka to dla wielu głównie mały, estetyczny koszyczek z listą obowiązkowych składników: jajko, chleb, sól, chrzan, kawałek kiełbasy, czasem babka. Ale kiedyś… to była cała uczta. W dawnej Polsce święcono całe stoły - z mięsem, ciastami, a nawet alkoholem. W niektórych wsiach ksiądz objeżdżał domy i święcił wszystko, co miało trafić na świąteczny stół. A ludzie traktowali to bardzo serio - nie po to ktoś piekł trzy baby i gotował pięć rodzajów mięsa, żeby się tym nie pochwalić.
Z czasem zwyczaj się skurczył - najpierw do jednej miski, potem do koszyczka. Dziś święcenie jest raczej symboliczne, ale dla wielu wciąż ważne. Choć już nie zawsze wiadomo, po co właściwie wkłada się plasterek chleba i listek bukszpanu. „Bo babcia zawsze tak robiła” - i to często wystarczy.

Tradycja kontra nowoczesność
Rok 2025. Święconka nie musi już być ręcznie przygotowywana. W dużych miastach bez problemu można zamówić gotowy koszyczek z dowozem. Są też poradniki, jak „po nowoczesnemu” ozdobić zawartość - pastelowe jajka, mikroserwetki, a nawet ekologiczne baranki z masy papierowej.
Ale czy to coś zmienia? Niekoniecznie. Dla większości Polaków święcenie pokarmów to wciąż jedna z nielicznych tradycji, które łączą pokolenia. Może nie zawsze rozumiemy, skąd się wzięły poszczególne elementy, ale sam rytuał - wspólny spacer do kościoła, przygotowanie koszyczka, a potem śniadanie z rodziną.
Jak to w końcu jest?
Jeść w sobotę czy czekać do niedzieli? Tak naprawdę - jak komu wygodnie. W jednej rodzinie jajko kroi się zaraz po powrocie z kościoła, w innej nikt nie dotknie koszyczka przed niedzielnym śniadaniem. I jedno, i drugie jest okej.