Podróże osobiste: Trudno dostrzec ją na mapie. Maleńka wyspa przyciąga najbardziej dociekliwych podróżników
Legendarna wyspa piratów współcześnie zamieszkiwana jest na stałe zaledwie przez kilkudziesięciu mieszkańców, którym nie w głowach są morskie wyprawy w celach grabieży. Ich myśli dużo bardziej koncentrują się wokół cumujących przy wybrzeżu statków, z których pokładów schodzą podróżnicy spragnieni obcowania z naturą i cieszenia kubków smakowych autentyczną kuchnią hiszpańską. Tabarca nie należy do typowych kurortów z wydzielonymi prywatnymi plażami i wielkimi hotelami prześcigającymi się w udogodnieniach dla turystów. Moim zdaniem to cechy, które przemawiają wyłącznie na jej korzyść.
"Podróże osobiste" to autorski cykl, realizowany przez Joannę Leśniak. W swoich reporterskich opowieściach autorka zabiera nas w mniej znane zakątki Polski i Europy, w poszukiwaniu tego, co warte zobaczenia, usłyszenia, posmakowania. W jej historiach kryją się nie tylko własne doświadczenia, ale również opowieści lokalnych mieszkańców i ciekawostki, wyszukane w przewodnikach.
Moment pakowania plecaka od razu wprawia mnie w dobry nastrój
"Czy z pełnym przekonaniem można stwierdzić, że podróże są lekiem na całe zło? Być może byłby to nadmierny optymizm, ale nie ukrywam, że moment pakowania plecaka od razu wprawia mnie w dobry nastrój. Niezależnie od tego, czy wybieram się kilkanaście kilometrów od swojego miasta, czy w ręce mam bilet lotniczy w bardziej odległe zakątki" - mówi Joanna Leśniak.
Szukasz miejsca na nietypowe wakacje, długi weekend lub city break? Ruszaj z nami w drogę. Dziś zapraszamy na Tabarcę, małą wysepkę, na której czas jakby się zatrzymał.
Spis treści:
- Tabarca - hiszpańska perełka, którą łatwo przeoczyć
- Jak dostać się na Tabarcę z Alicante?
- Transportowe alternatywy
- Mikroskopijna wyspa piratów, poetów i świętego
- Współczesna ostoja spokoju, ale tylko poza sezonem
- W lewo czy w prawo? Od czego zacząć zwiedzanie?
- Tabarcę zwiedzisz bez mapy
- Aktywny wypoczynek w rytmie slow
- Powrót z naładowanymi akumulatorami
Tabarca - hiszpańska perełka, którą łatwo przeoczyć
Gdy myślimy o wakacjach w Hiszpanii, zapewne pierwsze do głowy przychodzą Wyspy Kanaryjskie, Majorka albo Ibiza. Nie ukrywam, że Tabarca znalazła się w moim planie podróży poniekąd przypadkiem. Zimowy wypad do Alicante, nieoficjalnej stolicy Costa Blanca - "Białego Wybrzeża" miał być okazją do niespiesznego zwiedzania miasta, nasiąkania słońcem, którego w Polsce o tej porze roku jest jak na lekarstwo i cieszenia się urlopem bez precyzyjnego zaplanowania każdej minuty.
Poranny lot, który trwał około trzech godzin, umożliwił mi spędzenie przedpołudnia na plaży w pobliżu centrum miasta. Temperatura oscylująca w okolicach 20°C, łagodny szum fal i słońce świecące prosto w twarz dodały energii do szukania okolicznych atrakcji, aby maksymalnie wykorzystać czas spędzony na hiszpańskim wybrzeżu. Podróżowanie bez planu? To chyba jeszcze nie ten etap! Tak trafiłam na ofertę odbycia rejsu na niewielką wysepkę, która słynie z rezerwatu przyrody, krystalicznie czystej wody i wybornego jedzenia. Zakup biletów nie podlegał dyskusji.
Jak dostać się na Tabarcę z Alicante?
Sprawa jest wyjątkowo prosta, zwłaszcza poza sezonem wakacyjnym. Właśnie wtedy wybór jest dość mocno ograniczony, regularne rejsy z Alicante obsługiwane są przez jedną firmę. Osoby, które miewają problemy z decyzyjnością, nie będą miały szans na prowadzenie długich wewnętrznych dyskusji na temat tego, który rodzaj transportu wybrać.
Tabarca jest położona około 20 kilometrów od portu w Alicante. Rejs trwa godzinę, a bilet w obie strony kosztuje 20 euro. Czy to dużo? Przez całą podróż mamy okazję podziwiać wybrzeże i kołysać się na morzu, co już samo w sobie działa bardzo odprężająco. Nie będziemy mieli za to szansy dowiedzieć się od załogi żadnych ciekawostek czy praktycznych informacji (poza godziną powrotu). Ten rodzaj rejsu na Tabarcę to po prostu transport, co było dla mnie jednak trochę rozczarowujące, biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia z tego typu atrakcjami w innych częściach Europy. Cóż, czego nie usłyszę, doczytam w przewodniku. Mimo tego drobnego zawodu nadal uważam, że wyprawa na maleńką wysepkę w tej cenie była jednym z najlepszych doświadczeń całego wyjazdu. Ale do tego dojdziemy.
Transportowe alternatywy
W internecie znaleźć można również oferty rejsów katamaranem, choć trzeba upewnić się, czy zakładają one przystanek na samej wyspie, czy tylko krążą wokół niej. Możliwości wyboru zwiększają się także wraz ze wzrostem temperatury i otwarciem sezonu turystycznego. Dobrym rozwiązaniem może być rozpoczęcie wycieczki na Tabarcę w mieście Santa Pola. Do dyspozycji są tam nie tylko duże statki wycieczkowe, ale też mniejsze motorówki czy wodne taksówki. Można trafić na bardziej atrakcyjną cenę, tym bardziej że odległość od lądu jest mniejsza, bo wynosi tylko osiem kilometrów, a czas przeprawy to około 25 minut.
Mikroskopijna wyspa piratów, poetów i świętego
Interesujesz się Hiszpanią, ale o Tabarce dziwnym trafem nie słyszałeś i nie dostrzegłeś jej na mapie? W odniesieniu do najsłynniejszych hiszpańskich wysp z pełnym przekonaniem można nazwać ją maleństwem. Zajmuje powierzchnię 0,3 km², jej długość to niespełna dwa kilometry, a szerokość wynosi około 450 metrów. Jedno popołudnie wystarczy, by przejść ją o własnych siłach wzdłuż i wszerz. Zresztą innej opcji nie ma, ponieważ na Tabarce ruch samochodowy nie istnieje, co uważam za kapitalny kontrast dla ruchliwego Alicante.
Mimo niewielkich rozmiarów, może poszczycić się imponującą historią. W średniowieczu była siedzibą żądnych bogactw piratów, którzy z zapałem łupili osady w rejonie Costa Blanca. Dopiero w XVIII wieku postanowiono ostatecznie się z nimi uporać, zamieniając wyspę w strategiczny punkt służący obserwacji Morza Śródziemnego i alarmowaniu w sytuacji zbliżającego się do wybrzeża nieprzyjaciela.
Tabarcę nazywano także wyspą świętego Pawła, ponieważ wierzono, że przez pewien czas biblijny apostoł właśnie tutaj znajdował schronienie. Z racji tego, że szukali na niej wytchnienia liczni artyści, jest określana też wyspą poetów.
Współczesna ostoja spokoju, ale tylko poza sezonem
Osobiście określiłabym Tabarcę raczej mianem oazy, w której ma się wrażenie, że czas stanął w miejscu. Maleńka wyspa jest wyraźnie podzielona na dwie części - na zachodzie mamy okazję spacerować po rybackim miasteczku, na wschodzie powita nas prawie wyłącznie natura. Zresztą Tabarca i opływające ją wody są objęte ochroną, wynikającą z przyznania im statusu rezerwatu marynistycznego.
Zimowy wyjazd do Hiszpanii był strzałem w dziesiątkę nie tylko pod kątem pogody, dzięki której w połowie grudnia miałam okazję porzucić grubą kurtkę na wieszaku, stawiając na podkoszulek z krótkim rękawem. Dzięki takiemu terminowi mogłam cieszyć się kameralną atmosferą wyspy bez konieczności wymijania tłumu innych wycieczkowiczów. Udało mi się bowiem dowiedzieć, że maleńka Tabarca w okresie wakacyjnym każdego dnia wita nawet trzy tysiące odwiedzających. Zakładam, że może to odbijać się negatywnie na odbiorze samego miejsca. Ale! Jednocześnie świadczy o tym, że wizyta na wyspie to punkt wart fatygi, a nie tylko reklamowa wydmuszka mająca na celu ściągnąć jak największą liczbę ludzi, nie oferując nic w zamian.
W lewo czy w prawo? Od czego zacząć zwiedzanie?
Łódź spokojnie dobija do brzegu, a nad naszymi głowami zaczynają krążyć mewy, które wydają się czuć panami całej wyspy. Zapewne liczą na zdobycie łupu w postaci smakowitego kąska - ewidentnie widać, że załoga statku przyzwyczaiła ptaki do takiego porządku, wrzucając bliżej nieokreślone smakołyki do wody. Można więc rzec, że lokalna opłata została pobrana, czas wysiadać.
Graffiti z nawą wyspy i znajdujące się tuż przy porcie kawiarnia oraz budynek lokalnego muzeum w kształcie niskich pawilonów dają mi wrażenie odwiedzenia niewielkiej miejscowości rodem z lat 90. Ze względów sentymentalnych jestem zachwycona już na tym etapie. Pozostaje jednak decyzja - ruszać na podbój miasteczka, czy może zacząć od obszaru, w którym króluje natura? Na początek wybieram otoczoną murem osadę rybacką.
Tabarcę zwiedzisz bez mapy
Mimo że mój rejs wydawał się oblegany, na wyspie każdy ruszył w swoja stronę, zwiedzając we własnym tempie i bez wzajemnego wchodzenia sobie w drogę. Po dosłownie kilku ulicach leniwie przechadzają się koty, nie zwracając większej uwagi na kolejnych turystów. Rybackie miasteczko, zwłaszcza zimową porą, zdaje się żyć bez pośpiechu.
Centralnym punktem osady jest plac Plaza Grande. Krążąc po miasteczku i oglądając kolorowe wykończenie niewysokich budynków będziesz mieć wrażenie, że oto przeniosłeś się do świata, w którym priorytetem jest celebracja własnego czasu wolnego. Nie zobaczysz tu hoteli-molochów, a jeśli zdecydujesz się na nocleg, do dyspozycji będziesz mieć małe pensjonaty.
Życie zdaje się koncentrować przy restauracjach - Tabarca słynie z wybornej kuchni bazującej na rybach. Patrząc na knajpiane ogródki (bo po co chować się we wnętrzu, skoro w słońcu wszystko smakuje jeszcze lepiej?), odnoszę wrażenie, że właśnie wkraczam na kameralne spotkanie w rodzinnym gronie. Jak u cioci na imieninach? Prawie, choć typowej sałatki jarzynowej tutaj nie uświadczysz. Jednym ze sztandarowych dań jest arroz caldero, czyli danie z ryżem przyrządzane na wywarze z ryb złowionych w pobliżu wyspy (a jakże!), zyskujące jeszcze bardziej intensywny charakter dzięki dodatkowi lokalnej papryki o nazwie nora - jej słodki smak doskonale koresponduje z morskimi nutami.
Krążąc po obrzeżach miasteczka, napawasz się widokiem przejrzystej wody, niewielkich zatoczek i jeszcze mniejszych wysepek, które razem dumnie nazywane są archipelagiem. Bez trudu dotrzesz do barokowego kościoła św. Piotra i Pawła. Ten budynek do tej pory pozostaje dla mnie pewną zagadką. Udało mi się znaleźć informację, że bywa otwarty dla odwiedzających, ale bardzo rzadko i właściwie trudno oszacować, kiedy byłaby na to największa szansa. Z jednej strony prezentuje się dostojnie i reprezentacyjnie, ale z drugiej... Część fasady wygląda na zawaloną, bez śladów przeprowadzania remontu. Ciężko ocenić, czy w czasie mojego pobytu trwały jakiekolwiek prace renowacyjne, czy może hiszpański luz wziął w tym wypadku górę. Będzie, co ma być?
Aktywny wypoczynek w rytmie slow
Pora przejść przez Puerta de Lavane - barokową bramę, która wyprowadzi nas znów w stronę portu i niewielkiej plaży, która w sezonie musi przyciągać wielu miłośników nadmorskiego relaksu. Grudniowe wejście do wody było średnio kuszące, ale kilka stopni więcej i podejrzewam, że nie tylko stopa chciałaby się zanurzyć. Teraz jednak wybieram spacer po tej "dzikiej" części wyspy - jest to tym bardziej zachęcające, bo ewidentnie większość uczestników mojego rejsu oddaje się zwiedzaniu miasteczka.
Momentami czuję się tak, jakby cała Tabarca była wyłącznie do mojej dyspozycji. Oto rejon idealny na rozruszanie zastanych kości, ale bez podejmowania dużego wysiłku. W starożytności najczęściej używanym określeniem wyspy było słowo "płaska" i nie był to żaden przytyk, a rzetelny opis jej wyglądu. Najwyższy punkt położony jest bowiem na wysokości zaledwie 15 metrów. Zmęczenie raczej nie wchodzi w grę.
Trasę wycieczki dobierzesz samodzielnie - nie ma opcji, żeby się tutaj zgubić. Co jakiś czas trafisz jednak na tablice informacyjne, przypominające że nadal czekają na ciebie kolejne atrakcje. Punkty widokowe na malownicze zatoki, zabytkowa wieża obserwacyjna, niewielki, ale dość barwny cmentarz... W krajobrazie wyróżnia się latarnia morska, w której dawniej przeprowadzano szkolenia latarników. W takim otoczeniu człowiek zaczyna myśleć nad zmianą swojej ścieżki zawodowej - a gdyby tak rzucić wszystko i zamieszkać w latarni?
Powrót z naładowanymi akumulatorami
Wycieczki na Tabarcę nie planowałam z wyprzedzeniem. Tymczasem spontaniczna decyzja okazała się jednym z najjaśniejszych i najbardziej relaksujących punktów krótkiego urlopu w Alicante. Powrót popołudniowym rejsem dał mi możliwość ogrzania twarzy w promieniach zachodzącego słońca z poczuciem "wow, to był relaks jak się patrzy".
Czy wróciłabym w to miejsce, mimo że jeden dzień wystarczył na zobaczenie go w całości? Jak najbardziej. Rozważałabym nawet rezerwację przynajmniej jednego noclegu. Podejrzewam, że pustoszejąca późnym popołudniem wyspa przy zachodzie słońca i powoli zapadającym zmroku staje się jeszcze bardziej magicznym i jeszcze bardziej kameralnym zakątkiem.
***
Kolejny tekst w cyklu "Podróże osobiste" już za dwa tygodnie, w czwartek 15 lutego. Tym razem Joanna Leśniak zaprasza na wycieczkę do Tarnowa.
***
O autorce:
Joanna Leśniak - Absolwentka socjologii o specjalizacji multimedia i komunikacja społeczna. Z Interią związana od 2021 roku. W zawodowej historii przez długi czas zgłębiała dynamicznie trendy związane ze stylem życia. Miłośniczka podróży, quizów i ciekawostek z najróżniejszych dziedzin, która rzadko kiedy wypuszcza z rąk aparat fotograficzny.
Polecamy: