Drugi raz na rynku pracy
W kryzysie trudniej znaleźć pracę, ale jest to możliwe. Warto być elastycznym i szukać nowych możliwości. To może być początek lepszego życia.
Dziesięć lat temu sytuacja na rynku pracy wyglądała jeszcze zupełnie inaczej. Najpierw zdobywaliśmy wykształcenie, by pracować w wymarzonym zawodzie. Potem szkoliliśmy się, zbieraliśmy doświadczenia, żeby osiągnąć dobrą pozycję, otrzymać awans. Dzisiaj wiele się zmieniło. Przyszedł kryzys, wzrosło bezrobocie, które szczególnie dotyka młodych. W grupie osób w wieku od 18-29 lat sięga 28 proc. (szóste miejsce w Europie). Co gorsza, z powodu rozwoju internetu i nowych form zatrudnienia znika wiele zawodów. Jak się w tym odnaleźć?
Życie zmusza mnie do kompromisu
Martyna , 28 lat, kulturoznawca
Na studia podyplomowe zdecydowałam się w ciągu jednego dnia. Nie ukrywam: miałam dość. Od powrotu z Anglii minął rok, ja wciąż byłam bezczynna, a oszczędności topniały w błyskawicznym tempie. Przypomniałam sobie, jak rodzice mówili, że chyba zgłupiałam, wybierając po maturze kierunek humanistyczny. "Nie mam zamiaru utrzymywać cię przez kolejne 20 lat" - mamrotał pod nosem ojciec, ale kto by go wtedy słuchał! Zawsze marzyłam o kulturoznawstwie i postawiłam na swoim. Po dyplomie prawie natychmiast dostałam etat w fundacji zajmującej się integracją imigrantów. Dzięki unijnym dotacjom mogłam realizować fantastyczne programy, jeździłam po świecie. Byłam szczęśliwa i spełniona.
Czas podjąć konkretne kroki
Gdy dofinansowanie się skończyło, fundacja zwolniła większość ludzi, w tym mnie. Za namową chłopaka pojechałam do niego do Londynu. Siedział tam od półtora roku i nie zamierzał wracać. Nic dziwnego: jako informatyk nie harował na zmywaku. Co innego ja! Wprawdzie po kilku miesiącach "awansowałam" na barmankę, ale i tak miałam poczucie, że marnuję czas.
W dodatku doszłam do wniosku, że związek z Michałem nie ma żadnego sensu. Któregoś dnia po prostu spakowałam walizki i wróciłam do kraju. Dopiero na jesieni, po beztroskich wakacjach w górach pomyślałam o nowej pracy. Wydrukowałam CV w ilościach hurtowych, zaczęłam wertować ogłoszenia i rozpytywać znajomych. Jednak tylko kilka razy zaproszono mnie na spotkanie. I tylko raz usłyszałam, że mogę zacząć od zaraz. Niestety, za żenująco niskie wynagrodzenie, za które nie byłabym w stanie się utrzymać. Zrozumiałam, że czas podjąć konkretne kroki. Postanowiłam zapisać się na podyplomową grafikę komputerową, która da mi gwarancję pracy. Rodzice zgodzili się dokładać mi do czesnego na prywatnej uczelni.
Wreszcie stanę się niezależna
Drugie studia okazały się dobrym wyborem. Jeszcze ich nie ukończyłam, a już mam sporo dobrze płatnych fuch. O dziwo, projektowanie naprawdę zaczęło mi się podobać. Ostatnio zajęłam się opakowaniami. Tak się wciągnęłam, że z własnej woli zaczęłam poświęcać im więcej czasu. Mój projekt torby na ubrania z logo projektanta zdobył nawet wyróżnienie w prestiżowym konkursie dla studentów.
Żałowałam jedynie, że wiedza z kulturoznawstwa pójdzie na marne. Choć ostatnio wpadłam na pomysł, żeby zostać wolontariuszem w fundacji organizującej warsztaty twórcze dla dzieci z ubogich rodzin. Może w ten sposób uda się pogodzić pasję z zarabianiem pieniędzy.
Iza Kurzejewska, psycholog, Centrum Diagnostyki Mediapark
"Opowieść Martyny jest, niestety, charakterystyczna dla jej pokolenia. Roczniki z lat 80. mają trudny start zawodowy: posady zajmują ludzie 30-, 40-letni, a także doświadczeni 50-latkowie, którzy wcale nie wybierają się na emeryturę. Dodatkowo na lata 80. przypada wyż demograficzny. Studia niczego nie gwarantują, wśród magistrów bezrobotnych jest najwięcej. Dlatego warto pomyśleć o kierunku ukończonych studiów jako o punkcie wyjścia, nie jak o celu. Dzisiaj nie musisz mieć pracy zgodnej ze swoim wykształceniem. Planując przyszłość, wypisz na kartce zawody, w których mogłabyś się sprawdzić. Nie poprzestawaj na pięciu, wypisz co najmniej kilkadziesiąt. Właściwie dlaczego nie miałabyś ich wykonywać? Zastanów się, co jest dla ciebie istotne - nie wstydź się przyznać, że pieniądze albo święty spokój. Czasami wybieramy zajęcie ze względu na prestiż, a nie nasze prawdziwe preferencje".
Już nie proszę o szansę, zmieniłam plan
Ewelina, 31 lat, księgowa
Nie przypuszczałam, że zostanę tak potraktowana. Pracowałam przecież do ostatniej chwili: w poniedziałek urodziłam Kamila, a jeszcze w czwartek siedziałam nad bilansami. W tej firmie pracowałam sześć lat, nawet nie pamiętam, kiedy wzięłam zwolnienie. Wszyscy wiedzieli, że planuję ciążę. Gdy poszłam rodzić, szef powiedział: "Wracaj szybko, jesteś nam potrzebna".
Mamy złe doświadczenia
Zwolnienie było dla mnie szokiem. Wybrałam przecież zawód, dzięki któremu miałam być zawsze potrzebna. Szef też był zakłopotany: nie patrzył mi w oczy. Pocieszał, że ze swoimi umiejętnościami szybko coś znajdę. Nie ukrywał, że dziewczyna, która zastępowała mnie, gdy byłam na macierzyńskim, okazała się tańszym pracownikiem. Zaczęłam szukać nowej posady. Rozmowy szły gładko, dopóki nie mówiłam, że mam półrocznego syna. Tylko raz usłyszałam szczere: "Boimy się, że nie będzie pani dyspozycyjna, mamy złe doświadczenia". Próbowałam przekonywać, że mam do pomocy dwie babcie, a młode matki są najlepiej zorganizowanymi pracownikami, ale bezskutecznie.
Jestem tylko matką
Miałam wrażenie, że moje doświadczenie i certyfikaty nic nie znaczą: w oczach pracodawców byłam tylko matką. Zmieniłam plan. Zamiast prosić o szansę, postanowiłam wyrobić wreszcie licencję, która pozwoli mi rozpocząć własną działalność. Ale do państwowego egzaminu muszę się solidnie przygotować, a do tego czasu potrzebuję etatu, choćby ze względu na ubezpieczenie. Zdecydowałam, że pójdę gdziekolwiek, i tak zrobiłam. Przez cztery godziny dziennie księguję faktury za psie pieniądze, ale mam przynajmniej połówkę etatu. Po otrzymaniu licencji stanę się nareszcie samodzielna. Dlatego wygospodarowany czas poświęcam na naukę.
Łukasz Zamilsk i, psycholog, doradca zawodowy
"Rozumiem twoje rozczarowanie, lecz niestety, w świecie zawodowym niewielu jest ludzi, którzy "zawsze" będą potrzebni. Najszybciej posadę zdobywają ci, którzy na jej poszukiwanie poświęcają tyle samo czasu, ile chcą poświęcić nowej pracy. Dlatego przeznacz na poszukiwania kilka godzin dziennie. Najpierw stwórz siatkę kontaktów. Podziel kartkę na trzy kolumny. W pierwszej wypisz znajomych, do których odezwiesz się osobiście. W drugiej tych, których znasz ze słyszenia i będziesz mogła do nich zadzwonić. Trzecia kategoria to pracodawcy w twojej okolicy - do nich napisz e-mail. Załóż, że każdego dnia odezwiesz się do trzech osób z pierwszej kolumny, dwóch - z drugiej i jednej - z ostatniej. Ta metoda jest bardzo skuteczna. Po miesiącu ponad 180 osób dowie się, że szukasz pracy, i przekaże tę informację dalej!"
Tort i pierogi zamiast biura
Jolanta, lat 53, pracownik kadr
O tym, że w mojej firmie szykują się zwolnienia, mówiło się od dawna. Pół roku wcześniej znajoma namawiała mnie, żebym sama odeszła i weszła z nią w spółkę. Odmówiłam. Miałam pensję, urlop, stałe godziny pracy. Papierkowa robota w dziale personalnym nie dostarczała wprawdzie zbyt wielu wrażeń, ale zapewniała przynajmniej święty spokój.
Zarobiłam więcej niż w biurze
Pod koniec roku wypowiedzenia dostało 40 osób, w tym ja. Mieszkam w 80-tysięcznym mieście, w którym trudno o pracę. Dziś, gdy minęło pół roku, tylko kilka osób znalazło zajęcie. Obeszłam urzędy, a nawet osiedlowe pizzerie. Zero odzewu, pewnie ze względu na mój wiek. Starałam się nie brać porażek do siebie, ale coraz trudniej żyło się nam z jednej pensji. Właściwie straciłam nadzieję, że jeszcze będę pracować. Zajęłam się domem. Na urodziny wnuczki upiekłam tort w kształcie misia. Sypnęły się zamówienia od innych mam. Córka podrzuciła pomysł, żeby zarabiać na cateringu. Wkrótce nie wychodziłam z kuchni, tylu znajomych kupowało ode mnie pierogi. Przed komuniami musiałam prosić o pomoc sąsiadki i kuzynkę, bo nie dawałam rady. To był miesiąc, w którym zarobiłam więcej niż w biurze! Dziwne, nigdy nawet nie przypuszczałam, że banalne gotowanie może być taką żyłą złota!
Dagmara Danielczyk, psycholog, Gabinety Psychoterapii, Wrocław
"Nie zawsze uda nam się znaleźć zajęcie na podobnym stanowisku. Ale nie traktujmy tego jak porażki, zobaczmy w tym szansę. Nigdy nie jest tak, że jesteśmy skazani tylko na jeden zawód - każdy z nas ma wiele talentów. Przy urzędach pracy działają bezpłatnie doradcy zawodowi. To często psycholodzy, którzy mogą zrobić ci testy, określić predyspozycje i skierować na odpowiedni kurs. Postaraj się myśleć niekonwencjonalnie: pracowałam kiedyś z grupą bezrobotnych, które założyły małą spółdzielnię: sprzątały, gotowały itd. Tak jak Jolanta same wymyśliły sobie zajęcie".
Maria Barcz